Szacuje się, że niemal co trzecia kobieta w Polsce doświadczyła kiedyś przemocy seksualnej. Przynajmniej 3 procent z nas zostało zgwałconych i w większości przypadków sprawa ta nigdy nie wyszła na światło dzienne. Pozostała wyłącznie między napastnikiem, a jego ofiarą. Zaledwie 5-10 procent Polek, które tego doświadczyły, opowiedziało komuś o zajściu. Zgłoszenie na policję to wyjątkowa rzadkość. Uważa się, że przynajmniej organy ścigania nie dowiadują się o przynajmniej 90 proc. gwałtów.
Dlaczego boją się o tym mówić? Nie chcą zostać napiętnowane, jako ta, która „dała się” zgwałcić. Obawiają się zemsty sprawcy, uważają, że to zbyt intymna sprawa, by rozmawiać o niej z policją, a później sądem. Czasami próbują usprawiedliwiać swoich oprawców, tak jak nasza rozmówczyni. Marlena stała się ofiarą gwałciciela kilka lat temu. Dzisiaj, jak twierdzi, nie czuje do niego nawet odrazy. Wybaczyła i ma z nim kontakt.
Ohydnego przestępstwa dopuścił się na niej człowiek, którego widywała regularnie od dzieciństwa. Bywał i nadal bywa w jej rodzinnym domu. Gdyby był kimś obcym i przypadkowym, nie miałaby oporów, by go ścigać. Był jednak kimś bliskim, dlatego postanowiła, że „nie będzie niszczyć mu życia”. Czy żałuje swojej decyzji?
Pamiętnego dnia Krystian przyszedł do jej rodzinnego domu, bo był umówiony z bratem Marleny. Przyniósł ze sobą alkohol, bo przyjaciele mieli zamiar oblewać zakończenie sesji. Czekał spokojnie, ale wkrótce otrzymał informację, że spotkanie trochę się opóźni. Miał do wyboru wrócić za kilka godzin lub zaczekać. Nasza bohaterka sama zaproponowała, by się rozgościł. Wkrótce okazało się, że to był jej największy błąd.
- Otworzył ten alkohol. Przez godzinę wypił 2 piwa i był coraz bardziej wesoły. Potem poprosił o szklanki i zrobił dla mnie drinka. Sam pił czystą. Do dzisiaj nie wiem dlaczego zgodziłam w tym uczestniczyć, ale on w końcu był gościem i trzeba było się nim zająć. Po pierwszej szklance już kręciło mi się w głowie, on też zachowywał się coraz dziwniej. Nagle wstał i pobiegł na piętro do toalety. Dziwne, bo najbliższą łazienkę miał na parterze, tuż obok salonu, gdzie siedzieliśmy. Długo nie wracał, więc poszłam sprawdzić, co się dzieje. Wtedy mnie zaatakował – wyznaje.
Młody mężczyzna czekał na nią na górze. Zaczął obmacywać Marlenę i nie zwracał uwagi na jej sprzeciw.
Marlena mieszka w Warszawie, jest studentką. Nie wyprowadziła się z rodzinnego domu, gdzie do dzisiaj mieszka z rodzicami i starszym o kilka lat bratem. To właśnie on wprowadził do jej życia gwałciciela, czego wciąż nie jest świadomy. I prawdopodobnie nigdy się o tym nie dowie, bo ukochana siostra nie chce skrzywdzić jego najlepszego przyjaciela. Pomimo tego, że on wyrządził jej ogromną krzywdę. Wieloletnie milczenie doprowadziło do tego, że wciąż go widuje. Nie trafił za kratki, ale wiedzie spokojne i szczęśliwe życie.
- Krystiana (imię zmienione na prośbę bohaterki) znam praktycznie od zawsze. Mój brat poznał go w momencie, kiedy przeprowadziliśmy się z bloku do nowego domu. On mieszkał kilka ulic dalej, trafili do tej samej szkoły, a nawet klasy. Pamiętam, że wtedy bardzo go nie lubiłam, bo brat ciągle spędzał z nim czas i w ogóle się mną nie interesował. Byłam młodsza od nich, ale potrzebowałam towarzystwa. Ale dla nich nie byłam odpowiednim kompanem, bo nie dość, że dziewczyna, to jeszcze taka dziecinna. Gdybym wyciągnęła album, to wciąż można znaleźć nasze wspólne zdjęcia. Pozuję ze swoim gwałcicielem na wiele lat przed tym koszmarnym wieczorem – wspomina.
Wtedy nie mogła przypuszczać, że ten grzeczny chłopiec kiedyś okaże się zwyrodnialcem.
- Przez lata sytuacja trochę się zmieniła, bo wszyscy dorośliśmy i różnica wieku nie była już tak odczuwalna. Pamiętam, że jak byłam w liceum, to on nawet do mnie startował. Prosił mojego brata, żeby mnie jakoś przekonać. Nie wiem o co dokładnie mu chodziło, ale chyba chciał zostać moim chłopakiem. Był dla mnie coraz milszy, zawsze się uśmiechał i kiedy tylko do nas przychodził, zawsze musiał się ze mną przywitać. Ja nie byłam zainteresowana, więc sobie odpuścił, ale w sumie, to mało brakowało, a poszłabym z nim na studniówkę. Wyobrażacie to sobie? Nie dość, że mamy wspólne fotki z dzieciństwa, to prawie trafił do albumu z najważniejszej imprezy w życiu – opowiada Marlena.
Rok później człowiek, którego niemal zabrała na własną studniówkę, wyrządził jej największą krzywdę, jaką można sobie wyobrazić. Wykorzystał jej brak czujności. Bywał w jej domu od lat i nawet nie przypuszczała, że może się po nim spodziewać czegoś złego. Jednak to zrobił.
- To był jakiś dziwny dzień. Tata był w delegacji, więc wiedziałam, że nie będzie go w domu do następnego dnia. Mama akurat musiała się wtedy umówić z jakąś koleżanką i miała wrócić późno. Bratu przełożono jakiś ważny egzamin na studiach i też nie wrócił normalnie. Zostałam sama z jego przyjacielem – wspomina.
- Stał tuż obok mojego pokoju, gdzie szybko mnie wepchnął i położył na łóżku. Próbowałam krzyczeć, kopać, gryźć, ale on był jak w amoku. Modliłam się, żeby mój brat wreszcie wrócił. A z drugiej strony trochę się tego bałam, bo gdyby go wtedy zobaczył, mógłby zrobić wszystko. Nawet zabić. Co z tego, że to najbliższy przyjaciel, skoro krzywdzi jego młodszą siostrę. Dalej niewiele pamiętam. Zostałam zgwałcona i on wybiegł. To był dla mnie koniec świata. Po jakimś czasie zeszłam zapłakana i obolała na dół i zobaczyłam, że on zdążył wszystko uprzątnąć. Na stole nie było już butelek po alkoholu, ani szklanek z których piliśmy. Musiał to wszystko wpakować do siatki i uciec – wspomina.
Brat wrócił kolejną godzinę później. Egzamin zdał, ale i tak był mocno zdenerwowany. Krystian nie odbierał od niego telefonu. Marlena do dzisiaj nie wie, czy tego wieczoru się spotkali. Zamknęła się w pokoju i przesiedziała w nim do następnego dnia. Ból fizyczny ustąpił, ale psychicznie nie potrafiła tego znieść. Bała się także, że zwyrodnialec mógł ją wtedy zapłodnić.
- Biłam się z myślami, czy komuś powiedzieć. Wygrała opcja, że lepiej mieć święty spokój – wyznaje.
- Żyłam w napięciu przez kolejne miesiące. Na szczęście wykluczyłam ciążę. Zrobiłam chyba 5 testów w różnych odstępach czasu. Krystian miał czelność pokazywać się z naszym domu. Słusznie uznał, że skoro do tej pory sprawa się nie wydała, to znaczy, że zamilknę na wieki. Zawsze uciekałam wzrokiem, a potem wychodziłam do siebie. Dzisiaj jestem nawet w stanie usiąść obok niego. Raz wymusił na mnie rozmowę w cztery oczy. Powiedział, że nigdy sobie tego nie wybaczy, ale błaga, bym chociaż ja spróbowała zapomnieć. Nic nie odpowiedziałam. Miał łzy w oczach. Myślę, że dla niego to też ogromna trauma. Alkohol go zupełnie zamroczył – twierdzi.
Marlena uważai, że to było najlepsze wyjście z sytuacji. Ona jest silna i jakoś da sobie radę. On jednym „pijackim wybrykiem” mógłby zniszczyć sobie życie. Nie uniknąłby kary i na zawsze pozostałby gwałcicielem. Brat straciłby najlepszego przyjaciela, który zawsze był przy nim. Rodzice Krystiana mogliby nie przeżyć ze świadomością, że wychowali kogoś takiego. Ona sama byłaby już zawsze postrzegana jako ofiara.
- Wybaczyłam mu. Jestem pewna, że nigdy mnie, ani żadnej innej dziewczynie nie wyrządzi krzywdy. A mogłam jednym donosem na policję zupełnie go zniszczyć. Czy zemsta to najlepszy sposób na poradzenie sobie z taką traumą? Nie dla mnie. Wolę o tym zapomnieć i mieć święty spokój – twierdzi.