EXCLUSIVE: Córka milionera

Malwina może mieć wszystko, ale i tak czuje się pokrzywdzona przez los i ludzi.
EXCLUSIVE: Córka milionera
01.03.2014

Podobno pieniądze szczęścia nie dają, ale żeby się o tym przekonać, trzeba to sprawdzić na własnej skórze. Czy rzeczywiście biedny bogatego nie jest w stanie zrozumieć? A bogaty nie zdaje sobie sprawy, z jakimi problemami boryka się gorzej sytuowany? Malwina może nam na ten temat dużo powiedzieć. Przyszła na świat w typowej rodzinie klasy średniej. Mama nauczycielka, ojciec – początkujący biznesmen. O ile można tak nazwać człowieka, który zajmował się handlem, a zysk wystarczał jedynie na utrzymanie. Jak przyznaje, ciągle zmieniał branże, ale jednego nie można mu odmówić – konsekwencji. Podejmował ryzykowne decyzje, szukał niszy i wreszcie ją znalazł. Nasza bohaterka na własnej skórze przekonała się, jak to jest bogacić się z roku na rok, a ostatecznie zająć pozycję lidera w swojej dziedzinie.

Coraz lepsza sytuacja materialna nie pozostała obojętna na całą rodzinę. Malwina przez pierwsze lata edukacji uczęszczała do typowej rejonowej podstawówki. Zaniedbany budynek, kilkuset uczniów, większość pochodząca z domów, w których trudno związać koniec z końcem. Choć nigdy nie przeżyła prawdziwej biedy, doskonale ich rozumiała. Bywały w końcu chwile, kiedy tata inwestował wszystkie swoje oszczędności, a na przeżycie pozostawały skromne fundusze. Dzisiaj wciąż rozumie ludzi w trudnej sytuacji, ale oni nie za bardzo mają ochotę zrozumieć ją. Żadna szkolna znajomość z tego okresu nie przetrwała próby czasu.

Gimnazjum rozpoczynała już w prywatnej placówce, gdzie podobnych problemów po prostu nie było. Dzieci biznesmenów, potomkowie bogatych rodów, dyplomatów, polityków. Wkroczyła do świata elit, chociaż nigdy o tym nie marzyła. Wkrótce przeprowadzka do nowego domu, tata wracający z pracy o późnych godzinach nocnych, mama zajęta inwestycjami. A w tym wszystkim ona – zagubiona i nieprzystosowana.

bogaczka

Malwina twierdzi, że nigdy nie obnosiła się swoim bogactwem. Nie ocenia innych na podstawie ich majątku czy możliwości. Marzy o szczerej przyjaźni, w której to wszystko zejdzie na dalszy plan. Na razie to się nie udaje. - Ktoś może powiedzieć, że to problemy bogatej panny, która nie ma na co narzekać, więc czepia się biednych. Nie czepiam się, ale próbuję zrozumieć, o co w tym wszystkim chodzi. Mam nadzieję, że nie o zazdrość, bo jak widzicie, nie ma mi czego zazdrościć. Moje życie opiera się teraz na pozorach. Jestem oceniana na podstawie tego, co posiadam, a nie tego, kim jestem. Zarówno przez tych, którzy „nie mają tak dobrze”, jak i przez tych, którzy mają jeszcze więcej ode mnie. Doszło do tego, że boję sobie kupić samochód, chociaż mam już prawko w ręce. Już zupełnie bym się pogrążyła w oczach niektórych, bo przecież ludzie w moim wieku walczą o przetrwanie, a ja się przechwalam... - dzieli się swoimi wątpliwościami.

- Ach, przepraszam, ja nie mam prawa na nic narzekać. W końcu inni mają gorzej, a to tylko rozterki znudzonej księżniczki – dodaje gorzkim tonem Malwina.

bogaczka

- Wątpię, żebym już wtedy była taka inna i oderwana od rzeczywistości. Ludzie po prostu patrzyli przez pryzmat tego co mam i możliwości, jakie dają mi pieniądze rodziców. Dzisiaj wcale nie jest lepiej, bo w końcu nic nie wiem o prawdziwym życiu. Kiedy spotkałam kolegę z dawnych lat na zakupach i zapytałam, co u niego, to prawie zabił mnie wzrokiem. Usłyszałam, że co ja tam wiem, on musi się ciężko uczyć, potem będzie szukał pracy i może zacznie studiować zaocznie. Chciałby zrobić prawo jazdy, ale dopiero zbiera na to pieniądze. Chociaż nie wiadomo po co, bo przecież tatuś nie kupi mu samochodu. To zabrzmiało jak oskarżenie wobec mnie. Jak mam czelność pytać biednego chłopaka, co u niego. Ja nie stwarzam dystansu, robią to za mnie inni. Rzeczywiście, mam inne możliwości, ale wcale się z tym nie obnoszę – twierdzi.

- Po maturze mogę jechać na studia, gdzie tylko będę chciała. Wielka Brytania, USA, gdziekolwiek. Jeśli tylko się dostanę, to całą resztę mam zapewnioną. Nawet nie będę musiała mieszkać na żadnym kampusie, bo wynajmie się jakieś mieszkanie, albo po prostu kupi. Najdzie mnie ochota, będę mogła zarezerwować bilet i polecieć do domu. A jak nie do domu, to na krótkie wakacje. To wciąż brzmi dla mnie nierealnie, ale tak się życie ułożyło. Z jednej strony to powód do wielkiej radości, ale z drugiej – właśnie przez to nie potrafię się dogadać z ludźmi, którzy tego nie zaznali. Choćbym chciała – mówi nasza bohaterka.

bogaczka

- Najważniejsza zmiana to była przeprowadzka poza miasto. Kiedyś byłam typowym dzieckiem z kluczem na szyi. Mogłam wychodzić i wracać, kiedy chciałam. Wracałam ze szkoły, rzucałam plecak na ziemię, coś tam sobie zjadłam i wychodziłam. Na boisko, plac zabaw, do koleżanki. Wszędzie miałam blisko, czułam się lubiana. Później już tak nie było, bo nie mogło. Od dawnego osiedla dzieliło mnie 20 kilometrów, których mała dziewczynka sama nie pokona. Doszło nawet do tego, że musiałam wszystkich trochę okłamywać. Po przeprowadzce wmawiałam im, że musieliśmy zamieszkać z babcią za miastem, bo nie najlepiej nam się wiedzie. Wszystko się wreszcie wydało. To też próbowałam wykorzystać, bo zaprosiłam całą klasę na urodziny do nowego domu. Przyjechały dwie osoby – wspomina.

- W jednej chwili przestałam być ich koleżanką, ale jakąś panienką z rezydencji. Nie wiem na ile wynikało to z niechęci dzieci, a jaki udział mieli w tym ich rodzice. Pewnie spory. Byłam strasznie zawiedziona nową sytuacją. Wcześniej wychodziłam z bloku i zawsze wiedziałam, jak spędzić wolny czas. Teraz mogłam najwyżej popatrzeć na dom sąsiadów i drogę, po której sunęły samochody w kierunku miasta. Wokół szczere pole. Mieliśmy ogród, w którym rodzice postawili coś na kształt placu zabaw, ale z kim mogłam się tam bawić? Pierwsze momenty to była straszna nuda. Błagałam mamę, żeby mnie zabrała do miasta – opowiada Malwina.

bogaczka

Kolejny szok, z którym musiała się zmierzyć, to nowa szkoła i zupełnie nowe towarzystwo. Prywatna placówka, do której była transportowana przez tatę w drodze do pracy albo szofera, który okazał się niezbędny w nowej sytuacji. - Gimnazjum nie wyglądało jak typowa, obdrapana szkoła. Budynek prezentował się jak jakiś zabytkowy pałacyk. W środku nie było długich korytarzy, po których można było biegać. Niby to samo miasto, ale zupełnie inne okoliczności. No i uczniowie, którzy nie mieli nic wspólnego z moim dotychczasowym towarzystwem. Jakoś się wśród nich odnalazłam, ale na pewno nie było łatwo. Na ławkach laptopy, telefony, tablety. Zamiast plecaków koleżanki miały torby od projektantów. Ciągła rewia mody. Rozmowy nie o byle czym, jak kiedyś, ale same istotne tematy. Czym się zajmują twoi rodzice, gdzie mieszkasz, gdzie byłaś, co widziałaś. Snobizm pełną gębą – twierdzi.

- Zrozumiałam, że dla nich wszystkich to była sytuacja zupełnie normalna. Nigdy nie żyli w inny sposób, więc trudno im się dziwić. Ale było mi ich trochę żal. Ja mam przynajmniej jakieś wspomnienia, przeżyłam chwile beztroski. Oni mieli wszystko zaplanowane, opłacone, podsunięte pod nos. Nie musieli się przemęczać, bo mogli wymagać. Po tygodniu miałam dość i chciałam wrócić na stare śmieci. Usłyszałam tylko, że nie ma takiej opcji. Nie po to tata pracuje, żebym wracała do szarej rzeczywistości. Ale było właśnie na odwrót – stare życie wydawało mi się kolorowe, radosne i normalne, a nowe okoliczności strasznie smutne i sztuczne. Próbowałam odzyskać kontakt z jedną z koleżanek, ale to się nie udało. Sama stwierdziła, że czuje się u mnie dziwnie i bardzo się zmieniłam – mówi Malwina.

bogaczka

Nasza rozmówczyni chce pozostać anonimowa. Nie ma innego wyjścia, bo tego wymaga jej sytuacja rodzinna i interesy ojca. Jest uczennicą prywatnego liceum, gdzie przygotowuje się do matury. Kwestia studiów pozostaje otwarta. Sama najchętniej pozostałaby w mieście, gdzie ma do wyboru kilka szanowanych uczelni, ale rodzice naciskają by szukała szczęścia gdzieś dalej. Odcięła się od znanej rzeczywistości i zasmakowała zupełnie innego świata. Kierunek nie gra roli – mówi się o Wielkiej Brytanii albo Stanach Zjednoczonych. - To wynika trochę ze snobizmu, który niestety trochę ich dotyka, ale też z troski. Chcą żebym mówiła perfekcyjnie po angielsku i poznała ludzi z całego świata. Wiem, że zawsze mogę wsiąść w samolot i odwiedzić rodzinne strony, ale to chyba nie dla mnie – dzieli się swoimi obawami Malwina.

- Od momentu, kiedy zaczęło się nam naprawdę powodzić, nie potrafię się przyzwyczaić do tej sytuacji. Wiadomo, niektóre rzeczy stały się dla mnie chlebem powszednim i już nic nie jest w stanie mnie zdziwić, ale coraz częściej myślę, że to zupełnie nie mój klimat. Zwłaszcza, że tatę widuje może przez jeden weekend w miesiącu, a mama też jest coraz bardziej zajęta. Wciągnęła się w biznes i już niewiele się różnią. Nie narzekam na to, że mogę mieć wszystko, ale szkoda, że to wymaga aż takiego poświęcenia i kosztów. Niektórym się wydaje, że pieniądze otwierają wszystkie drzwi. Mnie wiele zamknęły. Znajomi z dawnych lat nawet nie chcą mnie znać, bo w końcu, co ja wiem o prawdziwym życiu – twierdzi.

bogaczka

- Najlepszy przykład to moi znajomi na Facebooku. Dzieci znajomych rodziców, koledzy z prywatnego gimnazjum i liceum, kilka nielicznych osób, które nie za bardzo się orientują, w jakiej jestem teraz sytuacji. Z podstawówki nikogo. Kiedy wysłałam zaproszenie do mojej, wydawało mi się wtedy, przyjaciółki, dostałam odpowiedź, że nie chce mieć w kontaktach „bogatego szpiega”. Wiem, co się o nas teraz mówi na osiedlu, gdzie mieszkaliśmy. Nowobogaccy, oderwani od rzeczywistości i wszystko co najgorsze. Nie liczy się to, że niewiele się zmieniłam. Oni widzą tylko nasze pieniądze, które pewnie ukradliśmy, albo tatuś wyłudził w lewych interesach. Nie przyszło im do głowy, że to efekt ciężkiej pracy. A tym bardziej, że wcale nimi nie gardzę. Wręcz przeciwnie, chciałabym mieć takich „normalnych” znajomych - mówi Malwina.

Jak bardzo zmieniło się życie naszej bohaterki od małego mieszkania w niezbyt prestiżowej dzielnicy, aż do rezydencji za miastem, gdzie nie znajdziemy wielkich blokowisk, ale pałac obok pałacu? Odpowiedź może być tylko jedna – bardzo. - Nie wiem, może gdybym się urodziła w takim domu, to inaczej bym na to wszystko patrzyła. Ale było zupełnie inaczej. Widziałam, ile czasu i poświęcenia kosztowało to mojego tatę. Jak ryzykował, ile czasu był nieobecny. Dzięki temu doceniam nowe życie, ale nie zapominam o starym. Mam szacunek do pracy, pieniędzy i wszystkich ludzi. A naprawdę mogło mi się poprzewracać w głowie... - twierdzi.

Polecane wideo

Komentarze (55)
Ocena: 5 / 5
. (Ocena: 5) 20.03.2014 22:03
jakieś to naciągane... średnio chce mi się wierzyć, że dziewczyna w wieku ok. 18 lat narzeka, że nie ma wstępu na blokowiska bo jest `za bogata`. koleżanek z elitarnego środowiska nie ma?
odpowiedz
Mil (Ocena: 5) 06.03.2014 16:52
To jest właśnie Polska. Musisz udawać, że Cię nie stać, że masz źle i że nic się nie udaje. Musisz przed innymi grać bidną i nieszczęśliwa, bo jak powiesz, że Ci w życiu dobrze to zaczną się schody. U mnie też była kiedyś w domu beznadziejna sytuacja. Koniec końców wyszliśmy z tego a teraz tata prowadzi dobrze prosperujący biznes. Jak jeszcze z nimi mieszkałam to stać nas było na wakacje i całkiem niezły samochód. Nie byłam rozpieszczana ale zawsze mnie wkurzało, że niektórzy ludzie wymagali ode mnie, żebym nie przyznawała się, że mi dobrze. Teraz żyję na własny rachunek i też jestem na tyle rozsądna, że mogę sobie kupić coś drogiego. Stać mnie na to. Chociaż powinnam marudzić i narzekać. Całe szczęście mam od groma przyjaciół, którzy są dla mnie bardzo ważni i nikt nikomu do portfela nie zagląda.
odpowiedz
Anonim (Ocena: 5) 06.03.2014 14:18
ja tu cale zycie sie zastanawiam jak dosjsc do duzych pieniedzy, a ty marudzisz :(
odpowiedz
Anonim (Ocena: 5) 06.03.2014 14:09
bla bla .. jak jej tak nie pasuje to niech sie wyprowadzi szybko i znajdzie prace dorywcza w mcdonaldzie i niech studiuje zaocznie czy tam wieczorowo... zobaczymy czy wtedy nie bedzie tak narzekac...to ze jej rodzice maja kase to nie znaczy ze ona ja ma...
zobacz odpowiedzi (1)
Anonim (Ocena: 5) 04.03.2014 15:33
Pochodzę z normalnego domu, wszystko zawsze było ok aż wyjechałam do uk do pracy.Chciałam się nauczyć jeżyka, odpocząć i zobaczyć jak się żyje w innym kraju na własny rachunek. Jak wróciłam do domu po ok 8 miesiącach znajomi zaczęli mnie traktować jak swój portfel, stwierdzili, że dorobiłam się Bóg wie czego i teraz MUSZE ich sponsorować na imprezach. Oczywiście, że się nie zgodziłam i tylko kilku znajomych nie zwariowało
zobacz odpowiedzi (1)

Polecane dla Ciebie