„Ja po prostu kocham to uczucie wybierania PIN-u w terminalu, gdy nowa para butów już leży na ladzie i za chwilę wyjdzie paragon, a ekspedientka poda mi moje zakupy” - napisała do nas Maja, pytając, czy to już zakupoholizm i czy to choroba.
W profesjonalnym podręczniku Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego, przymus kupowania nie jest opisany, ale ma się to wkrótce zmienić. Naukowcy pracują nad jego kolejną wersją, bogatszą o zaburzenia zakupowe. Trwają dyskusje, z czego wynikają, jak je rozpoznać i wyleczyć. Ale uznanie zakupoholizmu za chorobę pociągałoby za sobą konsekwencje, np. wymagałoby, aby ubezpieczyciele pokrywali koszty leczenia.
Nałogowe robienie zakupów często współistnieje z innymi, groźnymi zaburzeniami psychicznymi. Można się zastanawiać, czym samo robienie zakupów jest - biologiczną chorobą mózgu, uzależnieniem takim jak narkomania lub alkoholizm, czy też objawem depresji. Bardzo trudno jest określić, w którym miejscu przebiega granica między zwykłym umiłowaniem do zakupów, a ewentualną chorobą.
Prawdopodobnie nawet połowa pacjentów klinik psychiatrycznych ma zaburzenia psychiczne, które łączą się z niekontrolowanym pociągiem do robienia zakupów. Aż 32 % pacjentów hospitalizowanych z powodu depresji ma objawy nałogowych zakupów, a wśród nich u dwóch trzecich występują zaburzenia nastroju, lęki, kleptomania, piromania czy nadużywanie substancji psychoaktywnych. I tak naprawdę, nie wiadomo, czy pierwotnym zaburzeniem była depresja, czy ona jest tylko skutkiem innych zaburzeń (np. zakupoholizmu).
Jak leczyć zakupoholizm?
Zasadnicze znaczenie ma leczenie innych problemów oraz zastosowanie psychoterapii. Wewnętrzny przymus kupowania łagodzą antydepresanty oraz naltrekson - lek osłabiający upajające działanie alkoholu. Do tego należy dodać uświadomienie osobie problemu, wsparcie bliskich i odpowiednie zmotywowanie.
Psychologowie polecają tak zwaną kognitywną terapię behawioralną, której zadaniem jest znalezienie innych niż kupowanie zastępczych sposobów reagowania na smutek, złe samopoczucie czy złość i zmiana usprawiedliwień, które znajdują zakupoholiczki, gdy wybierają się do sklepu po kolejną partię niepotrzebnych rzeczy.
„Zakupy są dobre na wszystko. Zawsze, gdy pokłócę się z chłopakiem, pewnie dwa sklepy naprawdę nieźle na mnie zarabiają. Ale zobaczcie, to nie jest choroba, to jest moja terapia - ja po prostu czuję się znowu lepsza i bardziej wartościowa, gdy sprawię sobie nowe buty, perfumy, sukienkę czy nawet filiżankę do herbaty” - pisze dalej w swoim liście Maja.
To głównie smutek pobudza do nadmiernych zakupów. Nieszczęście nastraja do rozrzutności - zły nastrój popycha do zrekompensowania sobie nieciekawego humoru drogim nabytkiem.
Jak najłatwiej znaleźć motywację do ograniczenia zakupów? Według nas, wystarczy pomyśleć o finansach.
„Gdy w którymś miesiącu około 25. skończyły mi się pieniądze i nie mogłam kupić sobie żadnego nowego ubrania, byłam naprawdę wściekła i roztrzęsiona. Wtedy poszłam do banku i zrobiłam sobie kartę kredytową, żeby w następnym miesiącu nie mieć znów tego problemu. Gdy tylko przyszła, zamiast traktować ją jak koło ratunkowe, postanowiłam uczcić jej posiadanie i wybrać się na małe zakupy. Jeszcze tego samego dnia wydałam 90% dostępnych środków i zostałam z rosnącymi odsetkami i masą niepotrzebnych, ale ślicznych rzeczy. Przyznaję, że mam w szafie trochę ubrań, których nigdy na sobie nie miałam, ale przecież zawsze mogę je oddać biednym i zrobię tym samym dobry uczynek” - wyznaje optymistycznie Maja.
Niestety, według nas zakupoholizm to jest choroba, którą jak inne schorzenia trzeba leczyć. Co z tego, że przyjemna i nie wiąże się z katarem czy bólem, skoro wyrządza straty psychiczne i finansowe.
Wszystkim Papilotkom, które podejrzewają u siebie zakupoholizm albo po prostu chcą się pośmiać, polecamy dwie książki autorstwa Sophie Kinsela: „Świat marzeń zakupoholiczki” oraz „Zakupy - moja miłość”. Ujmują problem w dowcipny sposób i trochę w krzywym zwierciadle.