Często zdarza się, że trauma przestaje być tylko bolesnym wspomnieniem i zaczyna definiować naszą tożsamość. W takiej sytuacji cierpienie staje się naszym znakiem rozpoznawczym. Dlaczego tak się dzieje?
Zobacz więcej: Atrakcyjność to przywilej, ale też pułapka. Jak kult piękna krzywdzi kobiety?
Znane cierpienie daje poczucie bezpieczeństwa. Nowe doświadczenia mogą przerażać, a ból, pomimo tego, że jest trudny, jest też przewidywalny. Poza tym nie oszukujmy się - trochę uwagi i współczucia od innych jest całkiem przyjemne. Wszystko to może jednak sprawić, że cierpienie stanie się naszą codziennością i rolą, z której ciężko jest wyjść.
Od bólu również można się uzależniać. Ciągły powrót do bolesnych historii sprawia, że radość wydaje się „niepasująca” do naszego życia. Powielamy je w relacjach i codziennych sytuacjach. Trudno nam wyobrazić sobie życie poza tym, co znamy i co boli. Czasami łatwiej jest tkwić w tym, co znajome, nawet jeśli jest przykre.
Zamiast opinii „jestem ofiarą”, warto powiedzieć sobie „przeżyłam trudne rzeczy, ale to nie definiuje całego mojego życia”. Pomocne może być wsparcie psychoterapeuty, który pokaże, jak oddzielić przeszłość od tego, kim jesteśmy teraz. Warto też próbować nowych rzeczy, które odciągną naszą uwagę od bolesnych doświadczeń. Może to być nowe hobby, kurs czy spotkania z ludźmi, którzy nas inspirują.
Przywiązanie do bólu jest trochę jak niewidzialne kajdany. Pomaga przetrwać, ale może też zamknąć nas w schemacie cierpienia. Świadomość, odwaga i wsparcie innych pozwalają powoli odzyskać kontrolę i stworzyć tożsamość, która obejmuje przeszłość, ale też miejsce na szczęście i radość.
Zobacz więcej: Co znaczy być „cool” w różnych kulturach? Naukowcy wyróżnili 6 uniwersalnych cech takich osób
Każdy z nas nosi w sobie jakieś trudne doświadczenia, ale one nie muszą definiować całego życia.