„Nie lubię pracować z kobietami”. Czy kobieca solidarność to tylko mit?

„Wolałabym, żeby w moim zawodzie było więcej mężczyzn. Może uzdrowiłoby to atmosferę”.
„Nie lubię pracować z kobietami”. Czy kobieca solidarność to tylko mit?
Fot. Unsplash
01.07.2025

„Nie lubię pracować z kobietami”. Gdy takie stwierdzenie pada z ust kobiety, wywołuje zazwyczaj niemałe poruszenie. Czy to dowód na to, że słynna kobieca solidarność rzeczywiście jest tylko fikcją? A może to po prostu przypadek, ot efekt doświadczeń i realnych problemów w danym miejscu pracy? Oto, co na ten temat mówi psychologia. 

Zobacz także: „Chciałam być wolna, skończyłam z depresją”. Co warto wiedzieć o otwartym związku?

Kobieta kobiecie wilkiem. Czy kobieca solidarność w pracy to mit?

Natalia bardzo ceni sobie pracę w środowisku kobiet. Jako inżynier przez długi czas otaczałam się facetami. Tak było na studiach i w kilku pracach. Mężczyźni traktowali mnie przedmiotowo. Irytowało ich, że mam większą wiedzę i doświadczenie. Nie potrafili przyznać mi racji. Koledzy z pracy obruszyli się, gdy to ja zostałam mianowana na zarządzającą projektem. Ciągle musiałam im coś udowadniać. Nie mogłam pozwolić sobie na najdrobniejszy błąd. Męczyło mnie to bardzo. Odżyłam, gdy po czasie znalazłam inne zatrudnienie i miałam okazję współpracować z kobietami. Było zupełnie inaczej, miło, przyjacielsko. Czułam, że mam ich wsparcie. Nie musiałam udawać już niezniszczalnej.

A jak kobiece relacje wyglądają z psychologicznego punktu widzenia? Co ciekawe, są nierzadko opisywane jako o wiele bardziej wspierające i emocjonalnie głębokie niż męskie. Teoria „tend and befriend” (ang. troszcz się i zaprzyjaźniaj) stworzona w 2000 roku przez amerykańską psycholożkę Shelley Taylor sugeruje, że kobiety w sytuacjach stresowych częściej poszukują wsparcia społecznego aniżeli wchodzą w rywalizację. Stawiają na nią za to poddani wielkiemu napięciu psychicznemu mężczyźni. Do ich psychiki pasuje z kolei teoria zwana „fight or flight” (walka lub ucieczka). Warto wspomnieć, że jest to związane z biologicznymi podstawami, mianowicie z gospodarką hormonalną. Otóż u kobiet pod wpływem stresu wzrasta poziom oksytocyny, co w połączeniu z estrogenem zwiększa potrzebę bliskości, wspólnotowości, jak i empatii. U mężczyzn działanie oksytocyny jest tłumione przez testosteron. 

Istnieje jednak także druga strona medalu. Chodzi o tak zwaną rywalizację wewnątrzpłciową. Co się za tym kryje? Badania pokazują, że kobiety w miejscach pracy nierzadko odczuwają większą presję ze strony innych kobiet niż mężczyzn. Jest tak zwłaszcza, gdy chodzi o obejmowanie stanowisk kierowniczych, szansę na awans czy też ocenę wyglądu i zachowania. 

Praca z kobietami? Dla Marzeny to koszmar. Nigdy nie miałam fajnej koleżanki w biurze. Jestem kadrową, otaczają mnie same kobiety. Nie wiem, dlaczego większość z nich jest tak zakompleksiona. Źle się ze sobą czują, ale nie pracują nad sobą, tylko wyżywają się na otoczeniu. Powierzchownie oceniają. To domena pań.

Tak wypowiada się na ten temat Magda. Mam wrażenie, że w męskim środowisku nie ma takiej chorej zazdrości i współzawodnictwa. I tak, jeśli nie inwestowałam w swój wygląd, współpracowniczki wyśmiewały się za moimi plecami. Dieta, zmiana stylu, nowa fryzura i bardziej zmysłowe ubrania nie zapewniły mi sprzymierzeńców. Nie było komplementów, dopingowania. W pracy stałam się dla koleżanek niewidzialna. Wolałabym, żeby w moim zawodzie było więcej mężczyzn. Może uzdrowiłoby to atmosferę.       

Zobacz także: „W pojedynkę czuję się niekompletna”. O kobietach borykających się z syndromem dziewczynki z zapałkami

Dla Karoliny środowisko pracy złożone z samych kobiet to również gwarancja fatalnej atmosfery. Nie lubię pracować z samymi kobietami. Niestety często jestem na to skazana. Jestem nauczycielką. Pracowałam już w dwóch szkołach, w których jedynym mężczyzną w kadrze był ksiądz. Atmosfera była niezdrowa, wręcz toksyczna. Z czym się codziennie borykałam? Na porządku dziennym było obmawianie za plecami, podsycanie konfliktów, zazdrość, złośliwość. Starsze nauczycielki upokarzały młodsze zamiast być dla nich autorytetem i pomocą. Nigdy nie byłam dość dobra. Gdy przychodziłam jako nowicjuszka po porady, byłam ignorowana. „Trzeba umieć sobie radzić. Może nie nadajesz się do zawodu”, słyszałam. Przestałam pytać. Wtedy stałam się „tą, co rozumy pozjadała”. Unikam jak ognia przebywania w pokoju nauczycielskim. Nie wiem, czy to domena tego środowiska, ale o kobiecej solidarności nie było tam mowy. 

Zobacz także: Przez osiem tygodni piły szklankę soku pomidorowego dziennie. Rewolucyjne wyniki badań dotyczące odchudzania

Monika Kotlarek, psycholożka i autorka książek psychologicznych zauważa także, że kobiety - podobnie jak mężczyźni - nie są jednorodną grupą.

Nie istnieje coś takiego jak „kobiece środowisko pracy” w oderwaniu od kontekstu społecznego, strukturalnego i organizacyjnego. Jednak pewne wzorce powtarzają się na tyle często, że nie sposób ich zignorować. Jednym z nich jest syndrom królowej pszczół – zjawisko psychologiczne opisujące kobiety na wysokich stanowiskach, które nie tylko nie wspierają innych kobiet, ale wręcz sabotują ich rozwój, odcinają od możliwości awansu i dystansują się od własnej tożsamości płciowej w miejscu pracy.

Przeprowadzone w 2010 roku badanie Catalyst wykazało pewną interesującą rzecz. Aż 33% Amerykanek na stanowiskach kierowniczych przyznało, że częściej doświadczało sabotowania ze strony innych kobiet niż mężczyzn. Wyjawiły, że nie otrzymywały od przedstawicielek swojej płci żadnego wsparcia. Z czym się to wiąże?

Niektóre badaczki, jak Naomi Wolf, wskazują na zjawisko określane jako „queen bee syndrome”, czyli „syndrom królowej pszczół”. Kobiety, które osiągnęły sukces, nie zamierzają wspierać innych kobiet w obawie przed konkurencją. Nie są ich sojuszniczkami. Dystansują je, aby same utrzymać swoją pozycję. Faworyzują mężczyzn. Traktują ich łagodniej. Przymykają oko na ich błędy lub brak kompetencji. Są jednak bardzo krytyczne dla swoich koleżanek. Im już tak łatwo nie wybaczają potknięć. Co więcej, zazwyczaj zaniżają także wartość „kobiecego stylu pracy”, który jest powiązany z empatią i emocjonalnością.

Psycholożka Monika Kotlarek tak opisuje to zjawisko, które to po raz pierwszy zostało nakreślone w latach 70. XX wieku. Warto wspomnieć, że przypisuje się to psycholożce Matinę Horner. Później bardziej szczegółowo opisała je Naomi Ellemers i jej zespół (Ellemers et al., 2004).

„Królowa pszczół” to kobieta, która osiągnęła pozycję w zmaskulinizowanym środowisku, często kosztem ogromnych wyrzeczeń, i teraz – zamiast wspierać inne kobiety – broni tego miejsca, obawiając się, że solidarność z „kobiecym” będzie odebrana jako słabość. Zinternalizowała normy patriarchalne i wierzy, że „kobieta kobiecie wilkiem”, a nie siostrą. Ale żeby zrozumieć syndrom królowej pszczół (i szerzej – kobiece konflikty w pracy), warto przyjrzeć się kilku kluczowym czynnikom:

Struktura rywalizacji w miejscu pracy

W wielu firmach nadal obowiązuje system nagradzający rywalizację, indywidualne sukcesy i konkurencję. W środowiskach, gdzie kobiety stanowią mniejszość na wysokich stanowiskach, tworzy się iluzja ograniczonych zasobów: „jest miejsce tylko dla jednej z nas”. To wywołuje napięcie, podsyca zazdrość i niszczy potencjalną solidarność.

Społeczna socjalizacja dziewczynek

Od dzieciństwa dziewczynki uczone są, by być „miłe”, „grzeczne”, „nieliderujące”, ale też „konkurencyjne” w sposób pośredni – poprzez zazdrość, ocenianie, plotki. Nie uczy się ich otwartej komunikacji złości ani asertywności, co przekłada się na dorosłe relacje, często pełne pasywnej agresji i niejasnych granic.

Niewidzialne normy i oczekiwania

Kobiety są częściej oceniane za styl bycia niż za kompetencje. Gdy są stanowcze – bywają nazywane zimnymi lub apodyktycznymi, gdy są empatyczne – uznawane za słabe. W takim otoczeniu trudno budować autentyczne relacje, zwłaszcza gdy ocena społeczna (również ze strony innych kobiet) jest surowa i nieprzewidywalna.

Zinternalizowany seksizm

Niektóre kobiety – nieświadomie – przyswajają stereotypy dotyczące swojej płci i zaczynają je powielać. Może to prowadzić do oceniania innych kobiet bardziej surowo, dystansowania się od „typowo kobiecych” zachowań czy prób przypodobania się mężczyznom kosztem innych kobiet. To mechanizm obronny wobec patriarchalnych struktur, ale jednocześnie perpetuuje on nierówności.

Brak reprezentacji i wzorców przywództwa kobiet

W środowiskach, gdzie nie ma wystarczającej liczby liderek, brakuje też bezpiecznych wzorców współpracy i mentoringu. Kobiety często nie mają się od kogo nauczyć, jak wspierać inne kobiety w miejscu pracy, bo same nie doświadczyły takiego wsparcia.

Monika Kotlarek tak komentuje ideę legendarnej kobiecej solidarności.

Czy zatem kobieca solidarność to mit? Nie. Ale jest to idea, która wymaga pielęgnowania i świadomego budowania – zarówno w kobietach, jak i w systemach, które je zatrudniają. Kobiety w pracy nie są z natury bardziej konfliktowe. Ale funkcjonują w środowiskach, które stwarzają ku temu warunki – często nieświadomie.

Gdy te warunki się zmienią – na bardziej inkluzyjne, sprawiedliwe, wspierające – kobiece zespoły potrafią być źródłem ogromnej siły, współpracy i kreatywności. Dlatego zamiast powielać narrację o „trudnych kobietach w pracy”, warto pytać: Co sprawia, że te relacje bywają tak napięte? Jak możemy stworzyć przestrzeń, w której solidarność nie jest wyjątkiem, a codziennością?

Monika Kotlarek, psycholożka, autorka książek psychologicznych m.in. „Depresja, czyli gdy każdy oddech boli”, „Borderline, czyli jedną nogą nad przepaścią” czy „Wyczerpanie, czyli gdy to już nie jest zwykłe zmęczenie.” Od 2012 roku prowadzi duży blog psychologiczny www.psycholog-pisze.pl i tam oraz na Instagramie @psycholog_pisze dzieli się swoją wiedzą i doświadczeniem z tej dziedziny.

Monika Kotlarek psycholog www.psycholog-pomaga.pl

Obłędne letnie torebki. Pasują do zwiewnych sukienek i sportowych szortów
Obłędne letnie torebki. Pasują do zwiewnych sukienek i sportowych szortów - zdjęcie 1
Komentarze (5)
Ocena: 2.8 / 5
gość (Ocena: 1) 03.07.2025 14:37
Lochy.
odpowiedz
gość (Ocena: 2) 02.07.2025 11:39
Kiedyś pracowałam z firmie budowlanej przy papierkach i byłam jedyną kobietą. Sami faceci i ja. Było super, zawsze wszystko zrobione na czas itd. Pewnie, też nawijali jak przekupy na bazarze, ale na ciekawe tematy. Film, książki, kultura innych krajów, jeden koleś miał akurat fazę na Chińską kuchnie. W innej pracy, też przy papierkach, same baby. Jezu co za koszmar. Non stop plotkowały o wszystkich w okół. Non stop. Codziennie migrena. Dochodziło nawet do sytuacji, że rozmawiam z klientem przez telefon, a one zamiast się zamknąć gadały jeszcze głośniej, bo najwyraźniej im przeszkadzałam. Raz z ciekawości zostawiłam telefon z włączonym dyktafonem i wyszłam na jakieś 10 minut. Od razu zaczęły mi obrabiać dupę. Nigdy więcej pracy z babami. Już lepiej siedzieć samemu w pokoju cały dzień.
odpowiedz
gość (Ocena: 1) 01.07.2025 09:06
Ta cała Kotlarek sama z gęby jest "bitch". I swoje frustracje przelewa na innych. I tak, nie od dziś wiadomo, że im więcej bab, tym gorsza atmosfera w pracy. Szkoły, opieka zdrowotna, sklepy (zwłaszcza sieciowe, choć w małych jest niewiele lepiej), urzędy, działy kadr i płac... obrabianie d... za plecami, zawiść, bezinteresowna złośliwość są na porządku dziennym.
odpowiedz
gość (Ocena: 5) 01.07.2025 05:37
ja też nie lubię pracować z kobietami, ale tylko wtedy, gdy są w dużych stadach. Nie potrafią usiedzieć na miejscu i zająć się swoimi sprawami, zamiast tego zaczynają między sobą zimną wojnę, obgadują się, są pasywno-agresywne, zawierają "sojusze". Jakby nigdy nie wyrosły ze szkoły średniej. Szefowe za to próbują być tzw. "boss babe" i zwyczajnie wychodzą na osoby sfrustrowane. A na koniec dodam, że uważam, iż kobiety są gorszymi kierowcami, bo często gęsto nie radzą sobie z prostymi manewrami, a w obliczu zagrożenia drętwieją. Piszę to jako kobieta.
odpowiedz
Katarzyna (Ocena: 5) 01.07.2025 01:18
Kobieta kobiecie szują. Najgorszy typ to nauczycielki, urzędniczki i pielęgniarki. Zachowują się jakby pozjadaly wszystkie rozumy.
odpowiedz
Polecane dla Ciebie