Żyjemy w czasach, które śmiało można określić mianem ery selfie. Ludzie z całego świata regularnie oddają się robieniu kolejnych wersji smartfonowych autoportretów. Mamy mnóstwo narzędzi do ich podkręcania - nie tylko niezliczone filtry, ale też rozmaite upiększacze.
Zobacz także: Te uczucia najbardziej nas unieszczęśliwiają. Wiążą się z miłością
Dzięki smartfonowym narzędziom możemy w każdej chwili zmieniać proporcje twarzy, wyszczuplając ją czy uwypuklając kości policzkowe. Jeśli najdzie nas ochota, skutecznie jesteśmy w stanie powiększyć oczy oraz usta, zmniejszyć nos bądź zmienić odległości pomiędzy nimi. I robimy to. W rezultacie w kanałach społecznościowych masowo pojawiają się nieco kuriozalne fotografie, na których nie przypominamy siebie. Dlaczego podejmujemy podobne działania? Przecież osoby, którym podsyłamy lub udostępniamy podkręcane selfie w większości przypadków doskonale wiedzą, jak wyglądamy.
Otóż gigantyczna liczba osób nie lubi swojej twarzy i ciała na zdjęciach. Co ciekawe, dotyczy to przede wszystkim kobiet. Przeglądają więc setkę pozowanych zdjęć wykonanych na wakacyjnym wyjeździe i na dobrą sprawę żadne się im nie podoba. Uważają, że wyglądają znacznie gorzej na zdjęciach aniżeli w rzeczywistości. Co się za tym kryje?
Matt Johnson, ceniony neurolog i profesora psychologii, uważa że stoi za tym pewien prosty mechanizm psychologiczny. Zgodnie z nim przychylniej podchodzimy do zjawisk i obiektów, które są nam doskonale znane. Dotyczy to również spraw aparycji. Johnson w rozmowie z dziennikarzem „The Independent” stwierdził, że większość osób akceptuje swoją twarz w lustrze, a nie w obiektywie ponieważ są przyzwyczajeni do tego widoku. Lustrzane odbicie to dla nas po prostu domyślny obraz samych siebie.
Zobacz także: Wnętrze mieszkania zdradza na Twój temat więcej niż myślisz. To bardzo ważny komunikat