Dysmorfofobia (inaczej BDD, czyli Body Dysmorphic Disorder) to bardzo uciążliwe zaburzenie psychiczne. Ludzie, którzy się z nim borykają, są przekonani, że ich ciała są bardzo dalekie od ideału. Mają ich zaburzone wizje. Choć często należą do naprawdę atrakcyjnych, myślą, że cechuje ich wielka brzydota i odrażająca karykaturalność. Owe wizje odciskają bardzo poważne piętno na ich psychice. Dotknięci dysmorfofobią mają zaniżoną samoocenę. Nie wierzą, że ktoś byłby w stanie się nimi zainteresować, polubić ich, czy pokochać przez ich rzekomą szpetotę. Obawiają się ośmieszenia przez otoczenie, więc nierzadko wybierają życie w samotności. Bardzo często cierpią na depresję i miewają myśli samobójcze.
Zobacz także: Ten typ mężczyzn zawsze posuwa się za daleko. Manipulacje to jego specjalność...
Dysmorfofobia to nie tylko niezdrowy krytycyzm wobec swojej cielesności. To zaburzenie, które może zrujnować życie zawodowe i prywatne. Podobne doświadczenia ma jedna z naszych czytelniczek, która od lat z nim walczy.
„Pierwszy raz pomyślałam sobie o tym, że nie zasługuję, żeby żyć, gdy miałam trzynaście lat. Pamiętam, że przeglądałam wtedy jakieś kobiece czasopismo. Na każdej stronie uśmiechały się do mnie niesamowicie piękne kobiety - aktorki i modelki, które wyglądały jak chodzące ideały. Wzięłam do ręki lusterko i zaczęłam dokładnie przyglądać się swojej twarzy. Wydała mi się ziemista, niekształtna, obrzydliwa... Miałam małe oczy bez wyrazu. Wystającą brodę i opuchnięte tłuste policzki. Nie przypominałam kobiet z magazynowych sesji zdjęciowych nawet w procencie...
Moja niechęć do własnego ciała rosła z dnia na dzień. Najpierw poczułam się najbrzydszą dziewczynką w klasie, potem w szkole, w końcu w całym mieście. Wydawało mi się, ż wyglądam jak kaleka... Zaczęłam ubierać się w workowate ubrania, nosić włosy zaczesane na twarz, byle tylko unikać wzroku innych. Gdy zdarzyło się, że musiałam spojrzeć w lustro, czułam wielką nienawiść. Jeśli ktoś prawił mi komplement, byłam przekonana, że sobie ze mnie drwi. Mając czternaście lat, zaczęłam się okaleczać. Przetrwałam tylko dzięki wielkiemu zaangażowaniu mamy i siostry...
Zdiagnozowano u mnie dysmorfofobię. Od kilku lat chodzę na terapię. Nareszcie zaczęłam obiektywnie na siebie patrzeć i wiem, że jestem bardzo atrakcyjna. Patrzę w lustro i widzę to, co powinna: oczy pełne głębi i magnetyzmu, ładnie zarysowane policzki. Moja broda już dziwnie nie wystaje... Mam dwadzieścia jeden lat i niedługo chyba odważę się pójść na randkę. Od lat marzyłam o tym, żeby móc kogoś przytulić, pocałować... W końcu wiem, że to możliwe i że nie jestem chodzącym koszmarem...”.
N.
Zobacz także: Od 8 lat nie byłam w związku. Cierpię na nullofobię