Zapewne niewielu jest w naszym otoczeniu ludzi, którzy wciąż nie narzekają na brak czasu. „Wiesz, zrobiłabym to, ale muszę kontrolować czas”, „Przyszłabym, ale nie mam czasu”, „Przepraszam, nie dam rady - bardzo się spieszę”. Podobne wypowiedzi nie są jednak często jednorazową wymówką. Przez niektórych powtarzane są zupełnie jak mantra.
Niektórzy bowiem żyją w prawdziwym terrorze czasu i na dobrą sprawę... nie mają go nigdy.
Zobacz także: Nieznośna kobieta bluszcz. 6 toksycznych zachowań, które unieszczęśliwiają ją i partnera
W współczesnej dobie wydaje się, że czas już nie płynie, a pędzi. Ciężko się dostosować do tego zawrotnego tempa. Wciąż czujemy wielką presję. Musimy nadrabiać, nadganiać i dostosowywać się do niezdrowych wymogów współczesności.
Pamiętajmy, że nieustanne pędzenie w końcu odbije się na zdrowiu i psychice. To nie czas na nas czyha, a chroniczne zmęczenie, depresja, czy nerwica. Każda z nas potrzebuje momentów wytchnienia - zatrzymania się na chwilę, przeanalizowania dotychczasowych rozwojów wypadków i pomyślenia o tych przyszłych. Nie ma od tego ucieczki. Mając świadomość tego, łatwiej zaprzyjaźnimy się z czasem.
W wielu przypadkach poddanie się terrorowi czasu jest ucieczką od problemów, przeszłości i lęków. Podświadomie czujemy, że jeśli nawet na chwilę wyrwiemy się z owego szaleńczego trybu, zjedzą nas nasze słabostki. W końcu, mając czas, znacznie więcej odczuwamy i myślimy. Obraz tego, jakie jesteśmy i jak naprawdę wygląda nasze życie jest o wiele bardziej klarowny.
A co gdyby tak zacząć mieć do czasu zupełnie inny stosunek? Może gdy tylko zaczniemy inaczej go postrzegać, nasze życie zmieni się nie do poznania i zaczniemy odczuwać błogą harmonię?
Pierwszym krokiem do zakończenia relacji z „czasem terrorystą”, jest zastanowienie się, czemu tak naprawdę służy szaleńcze tempo życia, jakie przyjęłyśmy. Czy wiąże się z nim aż tyle profitów, że nie możemy się choć na trochę zatrzymać?
Czy wpadając w czasową pułapkę i wieczne zabieganie, faktycznie czujemy się spełnione? Czy po dniu spędzonym na gonitwie i stawaniu w szranki z upływającymi godzinami możemy śmiało stwierdzić, że jesteśmy szczęśliwe?
Każdego dnia wyznaczajmy sobie godziny na błogie nicnierobienie. Zacznijmy od kwadransa dziennie i stopniowo wydłużajmy cenne minuty, w których umysł będzie mógł się oderwać od rzeczywistości, szybują w okolice marzeń lub pięknych wspomnień. Tykające wskazówki zegara w końcu przestaną nas stresować.
Zobacz także: Bujanie w obłokach: Dlaczego warto poświęcać kwadrans dziennie na marzenie?