Chociaż w polskim społeczeństwie można spotkać się jeszcze ze stereotypowym myśleniem na temat kobiet w męskich zawodach, coraz mniej dziwią panie w roli mechanika czy kierowcy rajdowego. Czy się do nich nadają? Niektórzy powiedzą, że świetnie sobie radzą, inni dostrzegają tylko wady.
Niedawno trafiłyśmy na amerykańskie forum internetowe, na którym jedna z internautek żaliła się na swoją szefową. Zdaniem kobiety nasza płeć warunkuje pewne cechy i zachowania, które sprawiają, że nie nadajemy się na szefowe. Samantha, bo tak miała na imię, wysnuła tezę, że kobiety awansując na wysokie stanowisko, zamieniają się w potwory. Na początku przeczytałyśmy to z lekkim uśmiechem na ustach, ale pozostałe wpisy zaszokowały nas do tego stopnia, że zaczęłyśmy się zastanawiać i w pewnym sensie przyznałyśmy forumowiczkom rację. Tym bardziej, że dotarłyśmy także do kilku sondaży na ten temat. Są one alarmujące. Okazuje się, że w 2011 r. British Association of Anger Management przedstawił statystyki, z których wynika, że co piąta szefowa unosi się krzykiem na swoich współpracowników. Do tego dochodzą także wyzwiska oraz inne ubliżenia.
Chciałybyśmy przytoczyć niektóre wypowiedzi internautek i tym samym przedstawić kilka powodów przemawiających za tym, że kobiety nie nadają się do piastowania wysokich funkcji. Oto one.
Żadna praca nie hańbi? 7 zawodów, które Polacy uważają za najmniej prestiżowe
Fot. Thinkstock
Nie powiem, że moja szefowa jest jakimś potworem, ale razem z koleżankami zauważyłyśmy, że ona wyraźnie faworyzuje facetów i to nie jest sprawiedliwe. Jeżeli jakiś mężczyzna z naszej firmy ma do niej sprawę, zawsze znajdzie dla niego czas, zwłaszcza jeśli jest przystojny albo ma fajny charakter. My kobiety musimy się ciągle przypominać. Podobnie jest w przypadku próśb o wolny dzień czy inne sprawy. Nam nie zawsze idzie na rękę, ale facet zawsze dostanie to, czego chce. Może ona liczy, że kogoś tu wyrwie, bo ma 35 lat i jest samotna. Sama już nie wiem, co o tym myśleć, ale wkurza mnie to…
Fot. Thinkstock
Moja szefowa co jakiś czas brała lewe zwolnienia lekarskie. Miała małe dzieci i to one były powodem jej ciągłej niedyspozycji, wszyscy dobrze o tym wiedzieli. A ona ściemniała, że ma chory kręgosłup. Nie mieliśmy w pracy ogromnych pretensji, bo wiadomo, jak to bywa z dziećmi, ale przez to cierpieliśmy my. Poza tym to trochę egoistyczne, bo wiele osób z firmy miało rodziny i problemy… Do tego mieliśmy więcej obowiązków, bo osoba, która została przysłana na zastępstwo okazała się bardzo niekompetentna. Dlatego uważam, że szef-facet jest lepszy. Mężczyźni są bardziej dyspozycyjni, nawet jeśli mają rodziny.
Fot. Thinkstock
Moja szefowa mnie gnębiła i można to nazwać mobbingiem. Byłam dobrym pracownikiem i dobrze wykonywałam swoje obowiązki, więc nie mogła przyczepić się do jakości pracy. Za to obrywało mi się za wygląd – jej zdaniem – bardzo niekompetentny. Pewnego dnia usłyszałam, że mam za duży biust i powinnam go bardziej zakrywać, a nie chodzić jak jakaś rozpustnica. Miałam na sobie koszulową bluzkę zapiętą prawie pod samą szyję… Nie wytrzymałam psychicznie i niedługo zwolniłam się. Ona była nietykalna, bo miała znajomości w zarządzie, ale mam świadomość, że zwyczajnie mi zazdrościła. Była nieładna, a do tego zaniedbana.
Fot. Thinkstock
Szefowa na początku wydawała się jak do rany przyłóż. Ciągle się uśmiechała i była słodka jak miód. Pytała nas o samopoczucie, zapraszała do gabinetu na rozmowy, częstowała kawą, ale wyciągała też od nas osobiste zwierzenia oraz informacje na temat innych pracowników. Była mistrzynią manipulacji, trudno w ogóle opisać jej metody. Później wykorzystywała te informacje przeciwko nam…
Fot. Thinkstock
Jestem kobietą i wiem, co to znaczy mieć zły dzień. Ale czy to jest powód, żeby wrzeszczeć na innych? I biegać po całym biurze jak jakaś furiatka? Dziś oberwało mi się, bo nie zdążyłam przynieść szefowej gotowych dokumentów na czas. Nie zrobiłam tego, bo zepsuły się dwie drukarki i nie miałam jak tego wydrukować. Musiałam wyjść na miasto. Na moje tłumaczenia powiedziała, że jestem niekompetentna i do niczego się nie nadaję. A czy to moja wina, że sprzęt nawalił?!
Fot. Thinkstock
Podobno kobiety na wysokich stanowiskach rzadko kiedy są pewne siebie i z tego powodu nie pokazują swojego prawdziwego charakteru. Braki próbują nadrobić surowymi, wręcz żołnierskimi zasadami. Tak było w przypadku mojej szefowej. Wszystko musiało być pod kontrolą, idealnie na czas. Byliśmy rozliczani z każdej nadprogramowej minuty na przerwę, nie wolno nam było rozmawiać między sobą podczas pracy i nie mówię o pogawędkach, bo to byłoby zrozumiałe, ale zwyczajnej wymianie zdań… Jeżeli nie przestrzegaliśmy zasad, rozpętywało się piekło: krzyki, wyzwiska, groźby… Na szczęście została zwolniona.