O problemach z młodzieżą mówiło się już kilka lat temu. Telewizja co jakiś czas nagłaśniała wyczyny niepokornych gimnazjalistów, którzy zakładali swoim nauczycielom na głowy kosze na śmieci; bawili się w słoneczko; czy zażywali dopalacze. Z każdym kolejnym rokiem jest jednak coraz gorzej. Współczesne nastolatki nie mają już żadnych zahamowań.
Udało nam się porozmawiać na ten temat z pedagogami, animatorami obozów wakacyjnych oraz z uczniami. Wszyscy opowiedzieli historie, które wprost nie mieszczą się w głowie.
Do czego jest w stanie posunąć się współczesna młodzież? Przeczytajcie.
Karolina, animatorka na obozie parafialnym
- Na początku sierpnia wyjechałam jako animatorka na oazę. Wydawało mi się, że skoro jest to obóz organizowany przez parafię, to młodzież będzie grzeczna. Nigdy wcześniej nie byłam opiekunką na tego typu wyjazdach, ale sama jako dziecko chętnie w nich uczestniczyłam. Pamiętałam, że było wtedy bardzo fajnie. Niby codziennie msze i modlitwy, ale wieczorem zawsze dyskoteki, ogniska, zabawy. Normalne wakacje.
W tym roku przed wyjazdem nie przeczuwałam niczego złego. Miałam opiekować się grupą 17-18-latków i czułam z tego powodu tremę. Wolałam dostać pod opiekę maluchy, bo nad nimi łatwiej zapanować, ale nie polemizowałam z księdzem. Stwierdziłam, że jakoś sobie poradzę.
Moja grupa dała mi się we znaki już pierwszego wieczoru. Po ognisku niby wszyscy grzecznie rozeszli się do pokoi, ale przeczuwałam, że mogą tam rozrabiać. Nie myliłam się.
Kiedy złożyłam im niezapowiedzianą wizytę po 30 minutach, przyłapałam kilku chłopaków na paleniu trawy. Skonfiskowałam narkotyk i postanowiłam nie mówić o niczym księdzu. Pewnie zaraz chciałby zawiadomić rodziców lub odesłać część mojej grupy do domu. Zachowałam więc tę wiedzę dla siebie, ale ostrzegłam chłopców, że jestem pobłażliwa tylko ten jeden raz.
Po kilku dniach sytuacja się powtórzyła, ale w dużo gorszym wydaniu. Na moich oczach czterech nastolatków wciągało nosem biały proszek. Amfetamina? Koks? Nie mam pojęcia. Kiedy chciałam wyjść z pokoju, żeby o wszystkim donieść księdzu, zabarykadowali drzwi i nie chcieli mnie wypuścić.
Patrzyłam, jak znowu wciągają kreska za kreską i jak odbija im szajba. Modliłam się, żeby nic mi nie zrobili. To byli przecież silni, prawie dorośli faceci! Dwóch trzymało mnie za ręce, żebym nie mogła się wyrwać, a trzeci podszedł do mnie niemal z pianą na ustach i zagroził, że jak tylko pisnę komuś słowo, to wszyscy zabawią się ze mną w nocy. Byłam przerażona.
Tak mnie nastraszyli, że przez resztę wyjazdu w ogóle nie zaglądałam do ich pokoju. Stwierdziłam, że niech robią, co chcą. Wszyscy pochodzimy z małego miasta, więc wolałam im nie podpadać. Gdybym natknęła się przypadkiem na któregoś z nich na ulicy, nie byłoby kolorowo.
Animatorką już nigdy nie będę na żadnym wyjeździe wakacyjnym. Ten jeden raz i tak jest dla mnie traumą.
Marlena, nauczycielka polskiego w gimnazjum
- Pracuję jako nauczycielka od jakichś pięciu lat i mogę z pełnym przekonaniem powiedzieć, że z roku na rok młodzież jest coraz gorsza. Rozrabiają nie tylko na lekcjach – to jest zresztą standard - ale przede wszystkim na wycieczkach klasowych. Na jedną z takich wypraw pojechaliśmy w maju, kiedy trwały matury. Uczniowie ostatnich klas przystępowali do egzaminów, a ci młodsi wyjeżdżali wtedy pod opieką nauczycieli na kilkudniowe wycieczki. Drugoklasiści, których wychowawczynią jest nauczycielka angielskiego, wybrali się w góry. Ja pojechałam z nimi jako drugi opiekun.
To, co działo się na tym wyjeździe, przechodzi wszelkie pojęcie.
Mam na myśli seks, dużo seksu… Wiedziałam, że młodzież coraz wcześniej zaczyna eksperymenty łóżkowe, ale nie sądziłam, że ich życie intymne jest aż tak… intensywne. Praktycznie co wieczór przyłapywałyśmy z koleżanką kogoś na uprawianiu seksu. Przykłady? Proszę bardzo.
Raz wchodzimy do pokoju, w którym zameldowanych było czterech chłopców. Szukałyśmy akurat jednej uczennicy, która już od dawna powinna spać w swoim łóżku. Zapalamy światło. Na łóżkach spało trzech chłopaków, a czwarty… uprawiał na podłodze ostry seks z „zaginioną” dziewczyną. Oboje byli nadzy, na dywanie ślady spermy. Nawet się nie speszyli. Chłopak był nawet tak bezczelny, że powiedział do nas: „Proszę wyjść i pozwolić nam skończyć”. Byłyśmy z koleżanką tak zniesmaczone, że bez żadnego komentarza opuściłyśmy pomieszczenie.
Kolejnego wieczoru przyłapałyśmy wesołą grupkę na seksie zbiorowym. Zachodzimy do jednego z pokoi, a tam pewna uczennica klęczy rozebrana na podłodze i robi fellatio koledze, podczas gdy drugi uprawia z nią seks od tyłu. Trzech innych chłopaków stało obok i cierpliwie czekało na swoją kolej. Scena jak z filmu pornograficznego, a ja widziałam ją na żywo.
Podobnie jak wieczór wcześniej, żadnego zażenowania z ich strony. Dziewczyna uśmiechnęła się szatańsko i spytała, czy chcę dołączyć. Myślałam, że zwymiotuję.
Co sądzę o współczesnej młodzieży? Degeneraci.
Ania, licealistka
- Nie wiem, jaka była młodzież kilkanaście lat temu, ale moje pokolenie naprawdę jest zepsute. Osoby normalne można policzyć na palcach jednej ręki. Pozostali to ćpuni, imprezowicze, seksoholicy.
Wielokrotnie byłam świadkiem, jak chłopaki z klasy na wycieczkach robili, co chcieli. Cisza nocna była o 22:00, ale oni co wieczór wymykali się z ośrodka bez pozwolenia i wychodzili sobie na imprezy. Kiedy nauczycielka czekała na nich w ich pokoju (czasem do 3-4:00 nad ranem), oni wracali pijani i zdejmowali przed nią majtki. Dosłownie wymachiwali jej przed oczami swoim „sprzętem” i grozili, że pozwą ją o molestowanie.
Dziewczyny nie są zresztą lepsze.
- Ostatnio jedna z moich koleżanek z klasy strasznie się upiła na imprezie. Chciała się bzykać z jednym typem, ale pech chciał, że akurat miała okres. Tamten więc powiedział jej, żeby spier*alała i przygarnął sobie inną niunię. Koleżanka była tak zrozpaczona jego odmową, że poszła do łazienki i chciała sobie podciąć żyły. Rozumiecie? Chciała popełnić samobójstwo, bo facet jej nie przeleciał. Na szczęście kolega w porę wyrwał jej żyletkę z rąk i w ramach pocieszenia… pozwolił sobie zrobić fellatio. Koleżanka odzyskała humor.
Dla mnie to jest chore… Kumpluję się z tymi ludźmi, przebywam z nimi na co dzień, ale mnie rodzice inaczej wychowali. Nie bzykam się z kim popadnie, nie robię kilku facetom po kolei loda w toalecie, nie bawię się w słoneczko.
Nie wiem, z czego wypływa całe to zepsucie. Na pewno nie z sytuacji finansowej, bo odbija nie tylko ludziom z rodzin patologicznych, ale też tym, którzy mają bogatych rodziców. Być może to kwestia złego wychowania? Nie wiem. Cieszę się, że ja jestem normalna.