Są kobiety, dla których zakupy to najgorsza kara. Kupują to, co niezbędne, ale bywają i takie, które nie potrafią się powstrzymać przed nabywaniem rzeczy, których w zasadzie nie potrzebują, ale za to ładnie wyglądają. Tak naprawdę nikt nie wie, jak dużo ludzi zamieszkujących Polskę jest uzależnionych od kupowania. W Stanach Zjednoczonych osoby o tego typu zachowaniu stanowią około 5,9 proc. całej dorosłej populacji.
„Kupowanie kompulsywne”, bo tak nazywa się zjawisko nadmiernego nabywania przedmiotów, przywodzi na myśl porównanie ze zbyt częstym myciem rąk czy sprawdzaniem zamkniętych drzwi. Zestawienie obok siebie tych czynności wzbudza jednak wiele kontrowersji, bo kupowanie rzeczy jest pewnego rodzaju miłym zdarzeniem, w przeciwieństwie do mycia rąk co 5 minut. Mimo wszystko, termin ten jest potocznie używany dla określania uzależnienia od zakupów.
Wyżej wymienione zjawisko jest dość trudne do zdefiniowania. Niełatwo ustalić jedną konkretną przyczynę. Najczęściej składa się na to splot różnych, niezależnych od siebie kategorii życia i umysłu. Znaczące okazują się przyczyny neurobiologiczne, społeczne i osobowościowe.
Przyczyny neurobiologiczne dowodzą, że osoby dotknięte tą przypadłością, mają zbyt niski poziom serotoniny. Serotonina jest odpowiedzialna za utratę kontroli nad własnym życiem przy wielu innych zachowaniach, typu hazard. Badania dowodzą, że dzieje się to wszystko poza realnym rozgraniczeniem, co jest dobre, a co złe. Negatywne popędy zaczynają po prostu dominować nad zdrowym rozsądkiem.
Ważną rolę odgrywa reklama. Jej wpływ na naszą podświadomość to swoiste wzbudzanie żądzy posiadania każdego zachwalanego produktu. Bo czy nie fajnie kupić coś, co reklamuje supermodelka, jedna, druga, trzecia... W końcu chcemy mieć wszystko, co reklamują znane osoby, bo myślimy sobie - skoro gwiazda to reklamuje, musi to być świetna rzecz.
Pewnie nie zdajemy sobie sprawy, ale rodzina i wychowanie także odgrywają znaczącą rolę w uzależnianiu nas od zakupów. Jeśli wychowałyśmy się w kulcie pogoni za jakimś dobrem, ten pęd nie maleje w dorosłym życiu. Ale gdy w rodzinie wiecznie czegoś brakowało, a my zarabiamy z biegiem czasu więcej i więcej, chcemy sobie zrekompensować „ubogie”, oczywiście pod względem materialnym, dzieciństwo.
Nadmierne kupowanie intryguje psychologów i socjologów. Nieustannie zadają sobie pytanie, czym kierują się ludzie wychodzący z pełnymi siatkami z centrów handlowych? W Polsce, po wielu latach komunizmu i oglądania pustych półek, teraz mamy nadmiar towarów. A każdy z nich krzyczy: "Kup mnie!"
Inna hipoteza znajduje odpowiedź w usposobieniu. osoby o niskiej samoocenie czują się lepsze, gdy nabędą jakąś rzecz. Wszystko po to, aby zdobyć akceptację i aprobatę społeczeństwa. Ta druga hipoteza wydaje nam się szczególnie prawdopodobna. Znamy dziewczynę, która przyjechała z małego miasteczka. Przez wiele lat nie miała pieniędzy, wywodziła się też z nie za bogatej rodziny. Dochodziło do tego pochodzenie - oczywiście, nikt oprócz niej nie miał z tym problemu. Teraz ta sama dziewczyna ma świetną pracę, w końcu jej się udało. Całą pensję zostawia w centrach handlowych, kupując zazwyczaj mało trafione rzeczy.
A młode kobiety wyjeżdżające na Wyspy? Pracują na zmywaku, czasem zdarzy się, że zarabiają nieco ponad minimalną stawkę, czyli jakieś 250 funtów. Wszystko przepuszczają na ubrania. Takie osoby, poprzez nabywanie nowych dobór, próbują przekonać same siebie o tym, że gdy wydają dużo pieniędzy, świetnie im się powodzi. To taki syndrom kopciuszka.
Według badań przeprowadzonych przez uSwitch.com, ponad 700 tysięcy kobiet w Wielkiej Brytanii znajduje się w sidłach zakupoholizmu. Uzależniona od zakupów kobieta wydaje na zbytki 100 funtów więcej niż jej koleżanka. Badania wskazują też, że klientów kompulsywnych cechuje na co dzień znacznie obniżony nastrój, który wyraźnie poprawia się w chwili robienia zakupów.
Istnieje opina, że my, kobiety, w dniu chandry musimy sobie poprawić nastrój zakupami. Jest to niebezpieczny sygnał, świadczący o tym, że jesteśmy uzależnione od kupowania. Sam fakt poprawy samopoczucia przy zakupie czegokolwiek jest traktowany jak specjalna chwila. Dość zgubna. Bo za każdym razem, gdy będziemy w emocjonalnym dołku, w naszym mieszkaniu przybędzie przedmiotów, których nie potrzebujemy, a nasz portfel się skurczy.
Tzw. „normalny” konsument różni się od „nałogowca” tym, że idąc na zakupy, ma dobry nastrój i często wie, czego chce. Tylko niekiedy kupuje coś nadprogramowego.
osoby uzależnione od kupowania niepotrzebnych rzeczy często zdają sobie sprawę z tego, że ich zachowanie ma charakter patologiczny. Przeżywają też stany poczucia winy po dokonaniu drogich, a zupełnie niepotrzebnych przedmiotów.
Jak sobie radzić z tego typu nałogiem?
Farmakoterapia polega na podawaniu pacjentom dużych dawek serotoniny. Uzupełnienie jej braków w organizmie powoduje odzyskanie przez człowieka kontroli nad swoimi wyborami, impulsami i popędami. A w efekcie, prowadzi to do zahamowania potrzeby nabycia niepotrzebnej rzeczy.
Drugą formą walki z nałogiem jest terapia psychologiczna opierająca się na skłonieniu osoby do fantazjowania o tym, że kupuje nowe produkty. Z czasem prowadzi to do wyzwolenia się z silnego, negatywnego pociągu do nabywania. Jednak ta forma terapii jest dość kontrowersyjna. Tak naprawdę, nie uwalnia uzależnionego od myślenia o zakupach. W rzeczywistości nie pozwala realnie uporać się z problemem.
Przy okazji zakupów warto sobie zadać zasadnicze pytanie: „Czy na pewno jest mi to potrzebne?”. Jeśli masz cień wątpliwości, odłóż produkt na półkę.