Polacy to kulinarni patrioci. Powszechnie uważa się, że polskie jedzenie jest najsmaczniejsze i niezastąpione, dlatego mało kto sięga po przepisy z kuchni śródziemnomorskiej lub azjatyckiej. Przed laty jedliśmy tłusto i dziś nadal nie odbiegamy zbytnio od stereotypu. Na talerzach ciągle królują kotlety, pulpety i kartofle polane tłuszczykiem.
Po kuchenne innowacje sięga jedynie 10 – 15 procent społeczeństwa, są to głównie młodzi, dobrze wykształceni i zarabiający ludzie. To oni jedzą risotto, sushi i paellę. Reszta obywateli najwyżej ceni poczucie rodzinnego bezpieczeństwa, które rodzi się przy suto nakrytym stole. Stąd ciągła wyższość tłustych „dań jak u mamy” nad każdym innym lekkim posiłkiem. Nawet reklamy żywności mamią widzów sloganami o domowym, rodzinnym jedzeniu, pokazując m. in. ciężkie sosy i żurki z kiełbasą.
Tradycyjny jadłospis dzienny to kanapki z wędliną, na obiad zupa i schabowe z ziemniakami, a na kolację kolejne kanapki. Każdy posiłek musi być popity, najlepiej czarną herbatą z cytryną i cukrem. Nakarmienie jednej osoby w gospodarstwie domowym to wydatek rzędu 240 zł miesięcznie. Tyle przeznacza na to przeciętna rodzina. W tej sumie pomieści się 5.5 kilo mięsa (z czego połowa to wędliny), 5 kg ziemniaków, prawie tyle samo chleba, 3.5 litra mleka, kilo sera, 13 jajek, 2 kg cukru i wreszcie około 4 kg owoców i 10 kg warzyw. Do tego mała paczka kawy i prawie 100 g herbaty.
Od czasu transformacji gospodarczej odżywiamy się jednak nieco zdrowiej. Zjadamy więcej warzyw i owoców, zastąpiliśmy smalec olejem roślinnym, a masło – margaryną. Jednak w ostatecznym rozrachunku wychodzi, że stare przyzwyczajenia często wygrywają ze zdrowymi nakazami. Nadal wśród mięs wygrywa, rozmiarem spożycia, mięso wieprzowe – 44 kilo rocznie. Na drugim miejscu jest drób, z wynikiem 21 kg - jemy go o połowę mniej, ale i tak osiem razy więcej niż w poprzednim systemie, a to dobry znak, bo drób to zdrowszy wybór. Na koniec zostaje ryba z wynikiem 6 kilogramów na osobę w ciągu roku, a to zaledwie pół kilo na miesiąc.
Polska to miejsce, w którym mamy do czynienia z najwyższym spożyciem zup na świecie! Na jedną osobę przypadają aż 72 litry rocznie. Łyżki najczęściej taplają się w królewskim rosole i zupie pomidorowej, a każdy półmisek jest wypełniony po brzegi mięsną lub makaronową wkładką. Przy tym lubimy, gdy makron jest miękki i gdy ma kształt świderków. Niestety negatywnym skutkiem zupnych sympatii jest to, że chętnie sięga się po te w wersji instant, a to wyłącznie sproszkowana trucizna.
Dla przykładu w Niemczech spożywa się o połowę mniej wywarów. Według Unilever, producenta zupek, w Polsce i Skandynawii najchętniej sięga się po zupy z dużymi kawałkami mięsa i warzyw. Przeciwnie do krajów południowych, gdzie połyka się głównie kremy i to w dwóch rodzajach: veloute, czyli aksamitny przecier, oraz mouline - przecier z niewielkimi kawałkami warzyw.
Z biegiem lat coraz więcej pieniędzy przeznacza się na jedzenie i napoje. Nie są to tylko zakupy domowe, ale również barowe i restauracyjne. Na samą żywność przeznaczono w ubiegłym roku 173 mld zł! Podczas gdy na świecie istnieje tendencja do oszczędzania na luksusowe gadżety i podróże, w Polsce napełnia się brzuchy i to są dopiero wakacje.
Oliwia Podlecka
Zobacz także:
Mięso – dowiedz się jak powoli zabija Twój organizm
Polacy okradają sklepy! Sprawdź co najczęściej wynoszą