Na pozór ich życie wydaje się bardzo zwyczajne. Powtarzają poranny schemat miliardów ludzi z całego świata. Konsumują w pośpiechu śniadanie i jadą do pracy, w której spędzają osiem, a czasem nawet dziewięć godzin. Nie otrzymują jednak za nią wynagrodzenia. To również nie wolontariat czy bezpłatna praktyka zawodowa. Co ciekawe, za możliwość pobycia w danym miejscu przez wskazaną powyżej ilość godzin... płacą sami. Co się za nim kryje?
Zobacz także: „W pojedynkę czuję się niekompletna”. O kobietach borykających się z syndromem dziewczynki z zapałkami
Coraz więcej ludzi korzysta z fikcyjnych miejsc pracy. To kuriozalne zjawisko zyskało ostatnimi czasy sporą popularność w Chinach. Nieposiadający pracy Chińczycy, którzy wcześniej wiedli pełne sukcesów życie zawodowe, bardzo niechętnie opowiadają o swojej obecnej sytuacji bliskim. Nie potrafią szczerze opowiedzieć im, że doznali wypalenia zawodowego, padli ofiarą mobbingu czy też zrezygnowali z piastowania wysokiego stanowiska ze względu na zbyt duży poziom związanego z nim stresu. Obawiają się, że zostaną poddani krytycznemu osądowi: uzna się ich za leniwych, tchórzliwych, pozbawionych ambicji, dziwnych. Co więcej, w tej części świata praca jest uznawana za arcyważny fundamentem tożsamości i zaufania społecznego. To właśnie dlatego wolą udawać, że nadal pracują.
Zobacz także: Czego najbardziej boi się narcyz? Jego bolączki Cię zaskoczą
Fikcyjne miejsca pracy zapewniają wielu Chińczykom przyjemne poczucie bezpieczeństwa i normalności. Przede wszystkim są w stanie uniknąć trudnych rozmów z partnerami i członkami rodziny. Mają również czas, aby zregenerować się psychicznie i zastanowić się, w jaki zawodowy kierunek powinni teraz obrać.
Zobacz także: Robert De Niro zdradził swoją najważniejszą zasadę w rodzicielstwie. Aktor ma siedmioro dzieci