Eksperci są zgodni, że w związku z pandemią koronawirusa czeka nas kryzys gospodarczy na niespotykaną dotąd skalę. Zamknięto wiele zakładów pracy, a niektóre branże niemal z dnia na dzień przestały funkcjonować. Z niepokojem spoglądamy w przyszłość, obawiając się utraty zatrudnienia.
Zobacz również: Koronawirus to nie tylko utrata pracy. W tych branżach zapotrzebowanie na pracowników wciąż rośnie
Jednak nie wszystkim spędza to sen z powiek. Mało prawdopodobne, by sytuacja Agnieszki miała ulec nagle dramatycznemu pogorszeniu. Młoda kobieta jeszcze nigdy nie pracowała na etacie i daje sobie radę bez stałej pensji. Jakim cudem? Zdradza to w szczerej rozmowie.
Ujawnia również swoje plany na przyszłość, w których nie ma miejsca na karierę zawodową.
Papilot.pl: Co myślisz o aktualnej sytuacji na rynku pracy?
Może mnie to bezpośrednio nie dotyczy, ale zdaję sobie sprawę, że lepiej nie będzie. Wśród moich znajomych jest sporo osób, którym obcięto pensje albo nie przedłużono umów. Jestem tym naprawdę zmartwiona, choć w takich momentach doceniam, że przynajmniej ja mogę spać spokojnie. Pewnie to zabrzmi dziwnie, ale mnie przynajmniej nikt nie zwolni, bo nie ma skąd. Na razie moje życie wygląda tak samo jak przed kryzysem. Pomijając utrudniony kontakt z bliskimi i coraz większe kolejki do sklepów.
Gdybyś musiała jednak poszukać zatrudnienia, to co wpisałabyś do CV?
Ukończyłam technikum, byłam na praktykach i oficjalnie w sumie tyle. Kiedyś dorabiałam sobie dorywczo w kilku miejscach, ale to nigdy nie był etat. Jeśli zdecyduję się robić nagle karierę, to musiałabym zaczynać zupełnie od nowa. Na razie jednak wcale się na to nie zapowiada i w przeciwieństwie do wielu ludzi - ja wcale nie narzekam na swoją sytuację. Gdyby było inaczej, to już dawno chciałabym ją zmienić.
Masz 33 lata i przyznajesz, że nigdy nie pracowałaś. Jak to się robi?
Ktoś może sobie pomyśleć, że pochodzę z jakiejś bardzo bogatej rodziny i rodzice nadal mnie rozpieszczają. Szczerze? Chciałabym, ale pieniądze na przeżycie czerpię z kilku innych źródeł. Bliscy też mają w tym swój udział, jednak to nie oznacza, że dostaję od nich wysokie kieszonkowe i na wszystko mnie stać. Ja też muszę cały czas kombinować i od kilku lat jakoś mi się to udaje.
Zobacz również: „Mam 26 lat i bardzo dobrze zarabiam. Nie wszyscy cieszą się moim szczęściem”
Dlaczego po ukończeniu szkoły średniej nie podjęłaś od razu zatrudnienia, jak większość absolwentów?
Myślałam o tym, ale w sumie nie wiedziałam, co chcę robić. Zaczepiłam się w kilku miejscach na chwilę, a później sytuacja zmusiła mnie do zmiany planów. Miałam 22 lata, kiedy dowiedziałam się o ciąży i trzeba było zająć się dzieckiem, a nie jakąś tam karierą. Tym bardziej, że relacje z jego ojcem pogorszyły się jeszcze przed narodzinami. Na porodówkę trafiłam oficjalnie jako samotna matka, bo nie chcieliśmy się już znać. Później trzeba było syna wychować i tak zleciało.
Macierzyństwo nie musi oznaczać rezygnacji z kariery na tak wiele lat.
Niby nie, ale jakoś się to wszystko poukładało właśnie w taki sposób. Moi rodzice musieli pracować, więc nie miał kto zająć się dzieckiem. Żłobka nigdy nie brałam pod uwagę, bo nie zostawiłabym takiego maleństwa z obcymi ludźmi. Później mały poszedł wreszcie do przedszkola, ale tylko na kilka godzin dziennie. W tym czasie zajmowałam się domem i w sumie wszystkim było to na rękę. Mama z tatą wracali na gotowe. Oczywiście musieli mi pomagać finansowo, ale coś za coś.
Każdy rodzic doskonale zdaje sobie sprawę, że dziecko kosztuje. Niczego ci wtedy nie brakowało?
Ojciec mojego syna na szczęście nie migał się przed odpowiedzialnością i bardzo szybko zasądzono alimenty, które raczej regularnie płaci. Nie są to jakieś kokosy, ale wystarczały na podstawowe potrzeby. Mieszkaliśmy w domu rodzinnym, więc te nie były jakieś ogromne.
10 lat temu zostałaś mamą. Jak wygląda twoja aktualna sytuacja?
W międzyczasie pojawiło się 500+, które podreperowało mój budżet. To, alimenty, wsparcie rodziców i razem daje to sumę, za którą można żyć. Oczywiście nie ubieramy się w najlepszych sklepach i nie jeżdżę z synem na egzotyczne wakacje, ale może być. Przynajmniej jestem obecną mamą, która nie zaniedbuje swojego potomka. Zawsze mam dla niego czas. Poznałam też mojego partnera, który rok temu zaproponował, żebyśmy razem zamieszkali. Daje nam ogromne wsparcie i wręcz jest mu na rękę, że jego kobieta tak dba o dom.
Jesteś mamą i partnerką na pełny etat, co niektórzy nazywają wprost pracą.
Zgadzam się z nimi, bo obowiązków naprawdę mi nie brakuje. Niektórym się wydaje, że przejadam cudze pieniądze, a w zamian tylko leżę i pachnę. Szczerze? Nie wiem, czy mam chociaż wolną godzinkę w czasie, gdy syn jest w szkole. W domu zawsze coś trzeba zrobić, więc nie wyobrażam sobie, jak miałabym to połączyć z pracą na etacie. Na szczęście nikt tego ode mnie nie wymaga, a ja naprawdę czuję się spełniona.
Oficjalnie jesteś bezrobotna i jest to twój świadomy wybór. Myślisz, że kiedyś się to zmieni?
Trudno będzie nagle się przestawić i zacząć wszystko od nowa. Tak naprawdę mam nadzieję, że sytuacja nigdy mnie do tego nie zmusi. Chcemy mieć też wspólne dziecko, więc kolejne lata poświęcę jemu. Można krytykować moją postawę, ale ja nikogo nie okradłam i nie proszę o pomoc. Jestem na tyle sprytna, że potrafiłam ułożyć sobie życie na własnych warunkach. Mówi się, że praca uszlachetnia. Ale bezrobocie też moje być fajne.
Zobacz również: LIST: „Chcę być mamą na pełny etat. Mąż nalega, żebym wróciła do pracy”