To jeden z tych zawodów, z którego usług korzystać musi każdy. Chyba, że jest ci obojętne jak wyglądasz. Fryzura to jeden z najważniejszych, bo najbardziej widocznych elementów naszego wizerunku. Zawsze lepiej, by wykonał ją zaufany profesjonalista. Ale czy w tej branży pracują właśnie tacy ludzie? Nasza rozmówczyni ma co do tego poważne wątpliwości.
Zobacz również: Karol jest fryzjerem. Wymienił 6 fryzur, które zawsze odradza swoim klientkom
Edyta niemal 10 lat temu zaczęła zajmować się włosami zawodowo, aż wreszcie doczekała się własnego salonu. Ten jednak nie przetrwał do dziś. Dlaczego? - Byłam zbyt uczciwa - sugeruje i bez wahania wymienia drobne, a także znacznie większe oszustwa, które we fryzjerstwie okazują się na porządku dziennym.
Wymuszanie na klientach dodatkowych usług i zupełnie zbędnych opłat ma być smutną codziennością.
Papilot.pl: Wiele lat w branży, a takie smutne wnioski. Jak to się wszystko zaczęło?
To był mój plan na życie od wczesnego dzieciństwa. Uwielbiałam bawić się włosami i tak naprawdę nie miałam innego scenariusza. Wiedziałam, że pójdę do odpowiedniej szkoły, zatrudnię się w salonie, a jeśli kiedyś się uda, to założę własny. Już na swoich zasadach. I mniej więcej tak to wyglądało. Uważałam siebie za fryzjerkę z powołaniem, która chce wykonać dobrze pracę i wziąć za to uczciwą stawkę. Później okazało się, że to wcale nie jest takie oczywiste.
Co masz na myśli?
Fryzjerstwo to branża, w której - chyba jak w żadnej innej - można wcisnąć dodatkowe usługi i zażądać ceny jak z kosmosu. Klientka zapłaci, bo chce dobrze wyglądać, a głupio byłoby się po wszystkim sprzeczać. W końcu profesjonalna usługa musi kosztować. To dzieje się od lat, ale ostatnio na o wiele większą skalę. Te niby cudowne kosmetyki, masaże głowy, nowe techniki. Nie wszystkie działają, a kosztują zawsze sporo. Prowadząc własną działalność zrozumiałam, że uczciwość w tym zawodzie nie popłaca.
A co z zadowoleniem i zaufaniem klientek? Jeśli poczują się oszukane, to nie wrócą do fryzjera.
To wszystko odbywa się w taki sposób, żeby niczego się nie zorientowała. Ma być przekonana, że oto właśnie ekspert wykonał na niej rewolucyjną usługę. Zapłaci nawet trzy razy za dużo - zwłaszcza jeśli wygląda w miarę dobrze i będzie mogła się pochwalić przyjaciółkom.
Zobacz również: Wyznania ginekologów: „Pacjentki doprowadzają nas do odruchów wymiotnych”
Mówisz otwarcie o zawyżaniu cen. Co jeszcze mają na sumieniu twoje koleżanki i koledzy po fachu?
O tym też już wspomniałam, ale może zbyt nieśmiało. Mam na myśli dodatkowe usługi i korzystanie z najdroższych kosmetyków, które tak naprawdę nie działają. Byłoby inaczej, gdyby ktoś ich faktycznie używał. A prawda jest taka, że w niektórych salonach od lat stoją te same butelki, które są uzupełniane nie żadnymi profesjonalnymi specyfikami, ale taniochą z drogerii. To działa jak placebo. Klientka przepłaca, więc podświadomie myśli, że naprawdę wygląda o wiele lepiej.
Co jeszcze robią fryzjerzy, żeby więcej zarobić?
Wciskają na siłę wszystkie te cudowne zabiegi, które same w sobie mogłyby coś dać, ale są często wykonywane bez żadnej wiedzy. Byle jak i korzystając z produktów, które nie są oryginalne. To po prostu nie może skutecznie zadziałać, więc szkoda czasu, a tym bardziej pieniędzy. Chlebem powszednim jest także zupełnie amatorskie przedłużanie czy zagęszczanie włosów najtańszymi kosmykami z Aliexpress. Wygląda to źle i wreszcie odpadnie, ale przynajmniej salon może się pochwalić, że ma szeroki zakres usług.
Powiedz przynajmniej, że ludzie wykonujący ten zawód wiedzą cokolwiek o włosach.
Chciałabym, ale różnie z tym bywa. Poznałam ludzi, którzy nigdy nie byli na żadnym szkoleniu i swoją pracę wykonują na oko. Robią to, co im się wydaje. Nie potrafią ciąć, dobierać fryzury czy koloru, a pielęgnacja to już dla nich w ogóle czarna magia. Znam genialnych samouków z powołania, ale mogę ich policzyć na palcach jednej ręki.
O czym jeszcze nie wiedzą klienci?
Najgorsza jest chyba presja czasu. Kiedyś rezerwowało się wizyty z dużym zapasem, żeby każdego profesjonalnie obsłużyć. Dziś najpopularniejsze salony przypominają linię produkcyjną w fabryce. Jedna głowa za drugą. Byle jak, byle szybko. Jeśli za chwilę trzeba obsłużyć kolejną osobę, a robota nie jest skończona - wmawia się, że tak właśnie powinno to wyglądać. W lustrze i specyficznym oświetleniu trudno dostrzec braki, więc klientka się uśmiecha i płaci. Zazwyczaj bardzo słono.
Wydawało się, że fryzjer to zawód zaufania publicznego, ale twoja opowieść niszczy ten obraz.
Bo jako jedna z nielicznych chcę i mogę powiedzieć prawdę. Oczywiście zdarzają się cudowni ludzie w tej branży i sama na nich wielokrotnie trafiałam. Takich też zatrudniałam we własnym salonie. Znam jednak temat od podszewki, a że nie pracuję już w zawodzie, to wreszcie mogę uchylić rąbka tajemnicy. Nie po to, by się mścić za własne niepowodzenia - uważam tylko, że klienci powinni to wszystko wiedzieć i nie dawać się więcej oszukiwać. Choć i tak wątpię, że to coś da, bo psychomanipulacja i stosowanie bezlitosnych technik sprzedaży to tutaj standard.
Prowadziłaś salon przez lata, ale dziś go nie ma. Co poszło nie tak?
Nikt nie musi mi wierzyć, ale uważam, że byłam zbyt uczciwa. Kupowałam drogie kosmetyki i miałam stawki, które były po prostu uczciwe. Niewielka marża, ale najbardziej zależało mi na zaufaniu. Jeśli dobrze wykonam pracę, to klientka wróci, poleci koleżance i tak dalej. Nie oferowałam usług, których nie mogłam profesjonalnie wykonać i nie wierzyłam w ich skuteczność. Wykończyło mnie własne sumienie, ale nie żałuję. Przynajmniej mogę spokojnie spojrzeć w lustro.
Zobacz również: Wstrząsające wyznania manikiurzystek. Tego nie mówią swoim klientkom