Pokolenie zakupoholiczek

Niestraszne im debety na kartach kredytowych, kolejne pożyczki ani rosnące w banku odsetki, bo gdy wracają do domu z tak przytłaczającą liczbą toreb, że ich trzymanie i jednoczesne szukanie kluczy staje się niemożliwe, świat wydaje się piękniejszy…
Pokolenie zakupoholiczek
01.08.2009

Wizyta w sklepie to dla nich antidotum na codzienne problemy, doskonały sposób na miłe spędzenie czasu i oderwanie się od szarej rzeczywistości. Niestraszne im debety na kartach kredytowych, kolejne pożyczki ani rosnące w banku odsetki, bo gdy wracają do domu z tak przytłaczającą liczbą toreb, że ich trzymanie i jednoczesne szukanie kluczy staje się niemożliwe, świat wydaje się piękniejszy. Ale tylko na chwilę. Do momentu kolejnego telefonu z banku, kłótni z narzeczonym albo gorszego dnia w pracy. Wtedy jedynym ratunkiem wydaje się wizyta w sklepie.

To klasyczne zakupoholiczki – miłośniczki dużych centrów handlowych i ofiary kredytów konsumpcyjnych, które nigdy nie potrafią powiedzieć dość. Jak mantrę powtarzają za Marilyn Monroe, że „pieniądze szczęścia nie dają – dopiero zakupy” i już spieszą na kolejne łowy, bo właśnie dostały SMS od znajomej ekspedientki, że przyszła nowa dostawa. Przymus kupowania, który rządzi ich życiem, to, zdaniem psychiatrów, poważne zaburzenie psychiczne. Bardzo trudno jednak określić, w którym miejscu przebiega granica między zwykłym umiłowaniem do zakupów, a ewentualną chorobą.

Do swojego schorzenia uzależnione boją się przyznać, ale część z nich ma świadomość istniejącego problemu. Mimo to nie mogą przestać, bo wprost uwielbiają wchodzić do przymierzalni z naręczem najmodniejszych kąsków sezonu i wstukiwać przy kasie PIN swojej karty kredytowej. Zakupy to ich pasja, niebezpieczna obsesja, która staje się groźna nie tylko dla ich konta…

Dominika, 34 lata, uzależniona od 2 lat. Kupiła mieszkanie naprzeciwko największej warszawskiej galerii handlowej. Garderobę urządziła w salonie, ale i tak nie mieści tam wszystkich ubrań.

Dominikę znajduję za pośrednictwem jednego z forów internetowych. Doskonale wie, co w modzie piszczy, zna się na najnowszych trendach i… od razu zdradza symptomy modelowego zakupoholizmu. Po chwili namysłu postanawiam do niej napisać. Proszę o spotkanie. Dominika z radością przystaje na rozmowę, ale ma jeden warunek – musimy spotkać się w centrum handlowym.

Gdy odrobinę spóźniona wpadam do kawiarni, od razu wiem, że to właśnie ona na mnie czeka. Wysoka, niewyobrażalnie zgrabna i świetnie ubrana. Poznaję brązowe platformy z najnowszej kolekcji Gucci i lekką, przewiewną sukienkę w geometryczny wzór. Emilio Pucci? Nie, to tylko H&M stylizowany na wielkiego designera. Ale noszony z wdziękiem, jakiego nie powstydziłaby się sama Audrey Hepburn. Reszta dodatków w równie nienagannym stylu – kremowo-białe, bardzo okrągłe i szalenie na czasie okulary Chanel, złoty zegarek Michaela Korsa (boski!) oraz flagowa torba letniej kolekcji Bottega Veneta, o której marzy nasz cały dział mody. Mówię Dominice, że wygląda zachwycająco i w jej przypadku jestem w stanie zrozumieć rasowy zakupoholizm, jednak już sekundę później zmieniam zdanie, gdy moim oczom ukazują się trzy wypchane po brzegi torby stojące pod stołem. Nowa bielizna (absolutnie seksowna), soczyście pomarańczowe sandałki na koturnie (grzech było ich nie kupić!) i futrzana kamizela (co prawda z zimowej kolekcji, ale przecież już niedługo pojawią się pierwsze, jesienne chłody). Robimy szybkie podsumowanie i obliczamy, że tylko tego popołudnia moja rozmówczyni wydała równe 553,99 zł. Pytam, czy zakupy sprawiły jej przyjemność. Odpowiada mi głuche milczenie. 

Jeszcze kilka lat termu Dominika pomyślałaby, że postradałam zmysły, twierdząc, że zostanie zakupoholiczką. Od zawsze była typem dziewczyny z sąsiedztwa. Nie malowała się, nosiła sprane jeansy i nigdy nie rozstawała się z trampkami. Całe lato pomagała rodzicom w gospodarstwie, a na wsi nikt za bardzo się nie stroił. Gdy Dominika dostała się na wymarzoną grafikę do Warszawy, po raz pierwszy zobaczyła, na czym polega prawdziwa moda. Wśród koleżanek - strojniś, które wyglądały jak zdjęte z okładki paryskiego żurnala, czuła się jak uboga krewna. Wyglądała szaro i niepozornie, ale pocieszała się, że jej siłą jest wielki talent i upór odziedziczony po tacie. Przez pięć lat studiów kupiła tylko dwie pary butów i nowe, idealnie opinające pupę Levi'sy. Oszczędzała na nie przez pół roku, odkładając ze skromnej pensji barmanki. Na większe zakupy zwyczajnie nie było jej stać.

„O 20 zaczynałam pracę i stałam za barem aż do świtu. Później sprzątanie, zamykanie klubu i do domu. Czasami zdarzało się, że spałam po trzy godziny i szłam na zajęcia, aby pół dnia spędzić przy sztalugach. Mimo to zawsze miałam piątki, stypendium naukowe. Dzięki temu nie musiałam brać pieniędzy od rodziców, którzy mieli jeszcze na utrzymaniu trzy młodsze siostry” – wspomina.

Po studiach Dominika znalazła pracę w atelier pewnej polskiej projektantki. Zamiast jednak pomagać jej przy projektowaniu sukien, zajęła się PR i reklamą. Nie minął rok, kiedy postanowiła przenieść się do dużej agencji reklamowej – potrafiła rysować, miała głowę pełną pomysłów i niewiarygodny zapał do pracy. Dzisiaj ma własną agencję, kilkaset zleceń rocznie i zarobki kilkadziesiąt razy większe niż na studiach. Mimo to, popadła w długi.

„Gdy wreszcie mogłam sobie pozwolić na ciuchy, o których posiadaniu marzyłam przez całe lata, poczułam się naprawdę szczęśliwa. Jednak na początku kupowałam z głową, bez pożyczek, kredytów i chybionych wyborów. Dzisiaj moja garderoba pełna jest ubrań z nieodciętymi metkami, a czasami zdarza mi się kupić dwa razy tę samą rzecz. Gubię się w tym, co mam. Dwa lata temu wprowadziłam się do nowego mieszkania, ale nie mam w nim nawet łóżka czy telewizora. Śpię na materacu, a w pokoju obok, który przerobiłam na pokaźną garderobę, piętrzą się góry moich lepszych lub gorszych zakupów. Nie zawsze nabytych za własne pieniądze…”

 

Anastazja, 23 lata, zakupoholiczka od zawsze. Śpi z „Vougiem” pod poduszką i w każde popołudnie odwiedza ulubione sklepy. To jej sposób na zabicie tęsknoty za mamą.

Anastazję poznałam za pośrednictwem koleżanki. Spotkałyśmy się na imprezie i od razu wiedziałam, z kim mam do czynienia. Rasowa zakupoholiczka, typowa psychofanka mody – krótkie, firmowo sprane szorty, rozciągnięty, biały top wpuszczony w środek, za duża marynarka i mokasyny od Tod’sa. Mimo że dopiero studiuje, ma już budżet, którym mogłaby się pochwalić niejedna nowojorska elegantka. Jej tata, duży, poznański przedsiębiorca, rozpieszcza córkę - jedynaczkę, spełniając jej każdy kaprys. A Anastazja zabija w ten sposób nudę. Po śmierci matki wprost uzależniła się od sklepów. Zauważyła, że kupowanie ma cudowną moc poprawiania humoru i kolorowania rzeczywistości. To jej sposób na chandrę.

„Kiedyś na zakupy jeździłam z mamą. Godzinami chodziłyśmy po centrach handlowych, urządzając nasze wspólne, babskie popołudnia. Tata i tak nie miał dla nas czasu, więc organizowałyśmy go sobie same. Gdy mama zginęła w wypadku samochodowym, wpadłam w depresję. Miałam 13 lat i cały mój dotychczasowy świat legł w gruzach! Włócząc się po sklepach, wyobrażałam sobie, że obok mnie idzie mama. Myślałam sobie, co mogłoby się jej spodobać, jak wyglądałabym w tym, a jak w tamtym. Czasem nawet kupowałam coś dla niej… ” – wyznaje.

Od tamtej pory zakupy stały się jej cowieczornym rytuałem, a dzisiaj w galerii handlowej jest minimum dwa razy dziennie. W wakacje i ferie jeździ z tatą do Mediolanu i Paryża, gdzie na wyprzedażach szuka firmowych metek sprzed półwiecza. Vintage to jej pasja, a w przyszłości chciałaby… prowadzić second-handy z ekskluzywną odzieżą z drugiej ręki. Gdy zauważam, że zakupy stały się centralnym punktem w jej życiu, nerwowo się obrusza.

„Nie potrzebuję psychoanalityka. To wymysł zachodniej kultury. Rozumiem uzależnienie od alkoholu, narkotyków, papierosów… Ale od zakupów? Przecież nie niszczę swojego zdrowia, a skoro mnie na to stać, to czemu miałabym sobie czegoś odmawiać? Tym bardziej że dzięki temu czuję się świetnie – uwielbiam sprawiać bliskim prezenty, kupować nowe filiżanki do domu. Humor potrafi mi poprawić nawet gumka do włosów!” – tłumaczy Anastazja.

Magda, 29 lat, maniaczka zakupów od 3 lat. Ma 82 pary butów, 102 biustonosze i żadnego wolnego miejsca w szafie. Właśnie rozpoczęła terapię.

Z Magdą umawia mnie mój przyjaciel, który otacza się samymi zakupoholikami, bo… sam cierpi na tę chorobę (ale jego przypadek to temat na inną okazję)! Twierdzi, że Magda pobija wszelkie rekordy, a jej hobby szybko przerodziło się w rujnującą finanse i małżeństwo obsesję. Magda, podobnie jak Anastazja, nie ogranicza się jedynie do ubrań. Hurtem kupuje wszystko – od wazonów i perfum, przez bieliznę, męskie bokserki oraz kosiarkę, aż po trzecią w kolekcji deskę snowboardową, nowe meble kuchenne i buty z aligatora. Obecnie Magda rozpoczęła terapię u jednego z najlepszych warszawskich psychoanalityków specjalizujących się w tego typu zaburzeniach. Jako że ma absolutny zakaz wchodzenia do galerii handlowych, a nawet poruszania się w ich pobliżu, zaprasza mnie na kawę do swojego nowego domu. Gdy przekraczam próg jej luksusowego apartamentu na Wilanowie, nie kryję zaskoczenia. Całe mieszkanie obwieszone jest dziesiątkami wieszaków i setkami ubrań. Czuję się jak w drogim, paryskim showroomie albo ekskluzywnym lumpeksie. Magda zauważa moją konsternację.

„Wiem, co myślisz. Kompletna wariatka. I jak z tym wszystkim wytrzymuje jej mąż? On chyba zrobiłby dla mnie wszystko, więc zaciska zęby i je zupę wśród porozrzucanych na stole torebek. Ale z tym kończę. Zaczynam się leczyć”.

 

 

Magda zakupy odkryła dopiero po studiach. Wyszła wtedy za mąż i od życia oczekiwała jedynie całej gromady dzieci. W jej rodzinnym domu preferowano taki właśnie model. „Moja mama nigdy nie pracowała i codziennie po powrocie ze szkoły czekał na mnie ciepły obiad. Chciałam stworzyć taki sam dom moim dzieciom. Niestety, bezskutecznie próbowałam zajść w ciążę. Mąż topił smutki w pracy, a ja wpadłam w jakiś chory obłęd. Każdy poranek rozpoczynałam od kawy i… testu ciążowego. W końcu lekarz polecił mi pójść do pracy, zająć się czymś, oderwać od prozy życia. Ale z dyplomem etnologii trudno było mi znaleźć coś ciekawego. Wtedy zaczęłam odwiedzać galerie handlowe. To był początek” – wspomina.

Magda miała wierną towarzyszkę swoich wypraw. Jej przyjaciółka dołączała do niej, gdy tylko kończyła pracę. Nie miała jednak bogatego męża, a z pensją nauczycielki języka niemieckiego nie mogła sobie na wiele pozwolić. Wpadła więc w pętlę kredytów – brała jedną pożyczkę za drugą, nie zauważyła nawet, kiedy na jej koncie pojawił się kilkunastotysięczny dług. A zakupy pochłaniały jej tyle czasu, że coraz częściej musiała odwoływać zajęcia w szkole języków obcych. W końcu straciła pracę, została z ogromnym kredytem i jeszcze większymi wyrzutami sumienia. Magda pożyczyła jej pieniądze na spłatę długów, ale na zawsze straciła kompankę zakupów. Dzisiaj jej przyjaciółka wykłada na uniwersytecie, do galerii handlowych wpada tylko, kiedy musi, a utrata pracy i kredyty były dla niej najlepszą szkołą życia. Magda zaś nadal ma nieograniczone konto, masę wolnego czasu i nieposkromiony instynkt macierzyński. Teraz wie, że musi się leczyć, bo nawet, gdyby udało jej się zajść w ciążę, to nie potrafiłaby być dobrą matką.

„Terapeuta uświadomił mi, że zakupy są dla mnie wszystkim. Nie wiem, czy mogłabym zrezygnować z nich dla dziecka. Tak bardzo go pragnę, ale nie wiem, czy nałóg nie jest silniejszy” – przyznaje.

Dzisiaj Magda uważa, że jest na dobrej drodze do wyzdrowienia. W abstynencji wytrwała już trzy tygodnie, ale śmieje się, że do sklepów nie powinna wchodzić przez najbliższe dziesięć lat. Rzeczywiście – takie zapasy toreb, butów i płaszczy starczyłyby na całe życie kilku kobietom. Obie jednak wiemy, że tu wcale nie chodzi o ubrania. Zakupy, tak jak papierosy czy narkotyki, pozwalają na chwilę poczuć się kimś innym, zapomnieć o kłopotach. Jednak czasami trudno zapanować nad chęcią wydania kolejnej złotówki, do tego stopnia, że zapomina się nawet o najbliższych.

„Przez ostatnie pół roku, jeśli umawiałam się z kimś, to tylko w centrum handlowym. Gdy szłam z mężem do kina, z tęsknotą wpatrywałam się w wystawy sklepów, bo one wydawały mi się o niebo ciekawsze niż nawet najlepszy oscarowy hit. Jednak nigdy nie zapomnę, jak okrutnie czułam się, gdy pewnej soboty zadzwoniła do mnie mama i poprosiła o rozmowę. Szczebioczącym głosem zaproponowałam jej wyprzedaż w galerii i po prostu się odłączyłam. Gdy spotkałyśmy się między jednym rzędem wieszaków a drugim, powiedziała mi, że wykryto u niej nowotwór piersi. To był moment, w którym się otrząsnęłam. Całą noc płakałam mężowi w rękaw i błagałam o terapię. Teraz leczymy się obie z mamą. I mam nadzieję, że nam się uda!”

Nadia Tyszkiewicz

Zobacz także:

TEST: Czy jesteś  psychofanką mody?

Masz obsesję na punkcie trendów prosto z wybiegu i chcesz sprawdzić, czy należysz do pokolenia It Girls? Test przygotowany przez superduet naszych stylistek, Agatę i Weronikę, powie ci, czy masz szansę zostać wielką ikoną mody!

Anatomia klasyki 

Marzysz, aby wyglądać jak elegantka z Park Avenue? Postaw na minimalizm, elegancję i prostotę, inwestując w sprawdzone klasyki, które nigdy nie wychodzą z mody. Nosiły je Marilyn Monroe i Audrey Hepburn. I właśnie dlatego doceniono je za styl. 

Polecane wideo

Komentarze (102)
Ocena: 5 / 5
Anonim (Ocena: 5) 28.01.2010 08:34
„Papilocie! Mam 22 lata, za rok wyznaczoną datę ślubu.
odpowiedz
Anonim (Ocena: 5) 20.01.2010 22:12
„Papilocie! Mam 22 lata, za rok wyznaczoną datę ślubu.
odpowiedz
Anonim (Ocena: 5) 20.01.2010 15:12
„Papilocie! Mam 22 lata, za rok wyznaczoną datę ślubu.
odpowiedz
Anonim (Ocena: 5) 20.01.2010 15:12
„Papilocie! Mam 22 lata, za rok wyznaczoną datę ślubu.
odpowiedz
Anonim (Ocena: 5) 20.01.2010 15:10
„Papilocie! Mam 22 lata, za rok wyznaczoną datę ślubu.
odpowiedz

Polecane dla Ciebie