Zdobycie dobrej pracy na polskim rynku nie jest łatwe, zwłaszcza dla osób bez doświadczenia. Obecnie pracodawcy oczekują od potencjalnego pracownika wyższego wykształcenia, znajomości kilku języków obcych oraz doświadczenia w pracy na stanowisku podobnym do oferowanego. Pośród ogłoszeń solidnych firm o nieposzlakowanej opinii można napotkać oferty naciągaczy, a nawet korporacji podszywających się pod szyld innych. Zazwyczaj charakteryzują się tym, że ich przedstawiciele obiecują duże zarobki w krótkim czasie, mówią ogólnikowo i niewiele wspominają na temat konkretnych zarobków. Rozmowy na temat finansów odkładają w czasie. W takich firmach często można spotkać się z kilkustopniowym systemem rekruracyjnym. Trzeba przejść przez kilka etapów zanim dostanie się pracę.
Wejście w interakcję z firmami, które zwyczajnie naciągają ludzi, naraża na stratę cennego czasu i nerwów. W niektórych przypadkach nawet wysiłku, bo zdarza się, że po miesiącu pracy na konto nie przychodzi wyczekiwana wypłata.
Jak rozpoznać, czy firma, do której aplikujemy, jest wiarygodna? Zazwyczaj można to zrobić szybko. Wystarczy poczytać na jej temat na forach, a jeśli takich nie ma, obserwować i wyciągać wnioski podczas rozmowy kwalifikacyjnej. Niektóre z nich są naprawdę dziwne... Na temat jednej z nich zgodziła się opowiedzieć Ewa. 20-latka szuka pracy na czas studiów.
Zobacz także: Czas rzucić to wszystko i założyć blog?!
fot. Thinkstock
- Jak na razie nie mam żadnego doświadczenia w swojej branży. Studiuję zaocznie administrację, dlatego zaczęłam szukać pracy pod tym kierunkiem. Dość szybko znalazłam fajne ogłoszenie. Wynikało z niego, że obowiązki to typowo administracyjno-biurowe zadania. Na stronie internetowej nie znalazłam żadnej nazwy firmy, ale nie przejęłam się tym. Aplikowałam jeszcze do kilku innych firm. Ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu i radości już następnego dnia dostałam telefon.
Ewa dowiedziała się, że jest brana pod uwagę aż do trzech działów.
- Pani, która dzwoniła, powiedziała mi tylko swoje nazwisko, a o nazwie firmy nic nie wspomniała. Zapytałam o nią dopiero pod koniec rozmowy. Dowiedziałam się, że zakwalifikowałam się aż do trzech działów firmy: do działu eventowego, do działu administracyjnego i do działu obsługi klienta. Chyba nie trzeba dodawać, że byłam w siódmym niebie.
fot. Thinkstock
Firma, do której trafiła Ewa, miała swoją siedzibę z dala od centrum miasta i nie była oznaczona żadnym szyldem. Kiedy dziewczyna weszła pod wskazany nr budynku, znalazła jedynie naklejoną na ścianie kartkę z informacją `Rekrutacja tutaj`.
- Gdy weszłam do środka, nie mogłam uwierzyć, bo wszędzie rozbrzmiewała muzyka. Było bardzo głośno. Rozejrzałam się szybko, a tam kompletne pustki. Za chwilę wyszła jedna młoda dziewczyna i skierowała mnie do właściwego pomieszczenia. Za chwilę wszedł tam młody mężczyzna.
Pierwsze wrażenie dziewczyny co do wyglądu biura nie było najlepsze...
- Ogólnie było tam bardzo pusto. Żadnych segregatorów, dokumentów, przyrządów biurowych, drukarek itd. Zauważyłam jedynie jakieś książki. Nazwisko autora jednej z nich to, o ile dobrze pamiętam, Kiyosaki.
Zobacz także: Jesteś kasjerką? Wyjdziesz za budowlańca! (Te zawody łączą się w pary)
fot. Thinkstock
- Wkrótce przyszedł mężczyzna, który zaczął mi opowiadać dużo o firmie. Już na początku zwrócił moją uwagę tym, że bardzo odwoływał się do amerykańskiej kultury biznesu. Mówił coś w stylu, że jeżeli chce się osiągnąć w życiu sukces, trzeba dużo z siebie dać i nigdy się nie poddawać. Jego zdaniem obecnie młodzi ludzie nastawieni są na łatwe i szybkie zarobki bez większego zaangażowania w pracę. Poprosił mnie o opisanie cech dobrego lidera. Potem pochwalił mnie i powiedział, że jego zdaniem mam te cechy. Następnie zaczął mówić strasznymi ogólnikami. Firma ma wiele oddziałów za granicą, a zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych, a oni teraz chcą rozwinąć ją w Polsce i szukają ambitych, zmotywowanych i pracowitych osób. Mężczyzna bardzo zachwalał firmę, mówił, że oferuje ona rozwój i można w niej zostać managerem. Co jakiś czas wspominał, że nie każdy ma szansę się tu dostać, że jest bardzo duża selekcja, jeżeli chodzi o CV, a po tej rozmowie są jeszcze dwa etapy. Na koniec dodał, że wieczorem ktoś zadzwoni z informacją, czy się zakwalifikowałam do dalszego etapu.
Ewę zdziwiło także kilka innych szczegółów...
fot. Thinkstock
- Kiedy wyszłam z pokoju po rozmowie, zauważyłam, że przyszło kilka osób, które wypełniały w pomieszczeniu obok jakieś formularze. Muzyka nadal była włączona, ale nie przeszkodziła mi w usłyszeniu z końca korytarza okrzyku: `Jestem zwycięzcą`. Przyznaję, że byłam bardzo skonsternowana. Zastanawiałam się, czy z tą firmą wszystko jest w porządku. Osoby wypełniające formularze również spojrzały po sobie ze zdumieniem.
Wieczorem Ewa otrzymała telefon. Dowiedziała się, że zrobiła świetne wrażenie i jest jedną z 5 osób na 40, które zostały zakwalifikowane do kolejnego etapu.
- Przyznaję, że zawiniła moja próżność. W innym przypadku chyba bym nie poszła. Kolejny etap niestety tylko potwierdził moje wcześniejsze obawy.
Ewie została przydzielona dziewczyna, która pracowała tam kilka lat. Razem wyruszyły w teren. Co dokładnie miały robić? Ewa nie miała pojęcia.
fot. Thinkstock
- Próbowałam się od niej dowiedzieć, gdzie jedziemy, ale wtedy ona zręcznie zmieniała temat. W ogóle nie przestawała mówić i wychwalać firmy. Mówiła m.in., że jestem ogromną szczęściarą, bo nie każdy się dostał do drugiego etapu. Potem zaczęła wspominać o szkoleniach, wyjazdach i sukcesach ludzi, którzy tu pracują. Próbowałam się dopytać o kwestie finansowe. W końcu niechętnie powiedziała mi, jaka jest stawka. Dodam tylko, że była bardzo niska. Dziewczyna zaraz zaczęła mówić o systemie premiowym, ale ja byłam już mocno zniechęcona. Potem kazała mi wykonywać głupie zadania i zrobiłyśmy trening motywacyjny (coś na podobieństwo okrzyków `Jestem zwycięzcą`). Ku mojemu przerażeniu zorientowałam się, że praca polega na akwizycji, czyli chodzeniu od domu do domu, nagabywaniu ludzi i próbach wciskania im różnych ofert. Stanowczo podziękowałam. Byłam wściekła. Dziewczyna nagle przestała być miła. Powiedziała, że wiele tracę i z takim podejściem nigdy nic nie osiągnę. Na koniec dodała, że to nie jest praca dla leniwych, ale odparłam jej, że nie chcę pracować dla oszustów i naciągaczy. Jej mina była naprawdę bezcenna...
A Wy byłyście kiedyś na dziwnej rozmowie rekrutacyjnej? Jeżeli macie podobne doświadczenia, podzielcie się nimi z nami.
Zobacz także: Jak tak naprawdę wyglądają kolaboracje sławnych modowych marek z gwiazdami?