O tym, że nadwaga nie pomaga w życiu, wie praktycznie każdy. Kiedy górę biorą kompleksy, otyłość przeszkadza w nawiązywaniu bliższych relacji, sprawia, że zamykamy się w sobie, a nasza samoocena spada. Coraz częściej również dodatkowe kilogramy są sporą przeszkodzą na drodze do kariery zawodowej.
Na własnej skórze przekonała się o tym jedna z internautek, 21-latka z Kielc, która opowiada: „Dziś byłam drugi dzień w pracy. Pierwszy raz miałam spotkanie z szefem i niestety, pracy nie dostałam. Wiecie, co on do mnie powiedział? Że mam z 10 kg nadwagi i z moją wagą nadaję się do innych prac i że jak schudnę, mogę zadzwonić. Dodam, że to praca w warzywniaku. Zrobiło mi się cholernie przykro, rozpłakałam się i wyszłam. Poniżył mnie całkowicie. Ja naprawdę nie ważę 100 kg, tylko 64 kg. Ale jakie to ma znaczenie…”.
Ostatnio coraz głośniej mówi się o przypadkach wyrzucenia z pracy z powodu zbyt dużej wagi. „Mam 27 lat i przy wzroście 165 cm ważę 89 kg. Pracowałam w administracji od sześciu miesięcy. Już na rozmowie kwalifikacyjnej widziałam, że chuda, dobrze ubrana pani, która mnie rekrutowała, patrzyła na mnie z obrzydzeniem, ale nie chciałam popadać w paranoję. Pracę dostałam, bo naprawdę mam dobre kwalifikacje i jakieś tam doświadczenie. Problem zaczął się już pierwszego dnia i jak się później okazało, trwał przez następne pół roku.
Współpracownice – a miałam ich jeszcze trzy w pokoju, w którym siedziałam, i cztery w przyległym do naszego, ale przejściowym – rzucały chamskie komentarze co do mojej tuszy i tego, jak się ubieram. Zachwycały się rozmiarem XS, komentowały, że Britney jest za gruba (a gdzie mi do niej) itp. Patrzyły z obrzydzeniem, kiedy jadłam i polecały mi cudowne diety. Generalnie nie zwracałam na to wszystko aż takiej uwagi, bo naprawdę trochę już żyję na tym świecie i jestem przyzwyczajona do reakcji na grubsze osoby” – wyznaje jedna z internautek.
„Po trzech miesiącach pracy wskoczyłam na inne stanowisko, gdzie jednak był jakiś kontakt z ludźmi. I wtedy się zaczęło. Ciągłe komentarze, że nie tak wyglądam, że powinnam bardziej elegancko, że może dobrze by było, żebym o siebie zadbała itp. Przypuszczam, że to było z zazdrości. A ja naprawdę ciężko pracowałam, kiedy one wychodziły na kawki i papieroski. Nieraz zostawałam po godzinach, kiedy one miały superważne spotkania. Szef to docenił, dając mi szybko nowe stanowisko, ale równie szybko mnie… zwolnił. Bo jedna z koleżanek podstawiła mi świnię. Dlaczego ludzie nie akceptują grubych osób i chcą je na siłę zmieniać? Dlaczego to jest uważane za jakieś odstępstwo od normy? Naprawdę wszyscy muszą być szczupli? Gruby człowiek to zły pracownik?” – zastanawia się.
Choć teoretycznie wydajność i efektywność w pracy nie powinny mieć nic wspólnego z wyglądem – a już na pewno nie w pracy umysłowej – to wiele jest osób, które tak właśnie myślą. Z badań przeprowadzonych w Wielkiej Brytanii wynika, że ok. 10 proc. pracodawców odrzuca kandydata w procesie rekrutacji, jeśli jest on za gruby. Z kolei amerykańscy uczeni wykazali, że osoby z nadwagą są częściej zwalniane z pracy od ich szczupłych kolegów. Dlatego tak jest? Okazuje się bowiem, że wiele osób, w tym właścicieli firm, myśli stereotypowo. Zakładają oni, że gruby pracownik będzie leniwy, mało wydajny, nieefektywny, zbyt powolny.
Fakt, że w doborze pracowników często kierujemy się stereotypami, został dowiedziony przez niemieckich naukowców z Uniwersytetu w Tybindze. Przedstawili oni ponad setce doświadczonych kierowników zdjęcia sześciu mężczyzn i sześciu kobiet. Dwóch mężczyzn i dwie kobiety mieli wyraźną nadwagę. Kierownicy mieli osobom ze zdjęć przyporządkować różne zawody i stanowiska, a także wskazać, kogo by nie zatrudnili. Wyniki okazały się jednoznaczne – osoby z nadwagą ubiegające się o pracę mają mniejsze szanse na zdobycie posady, niechętnie powierza się im również stanowiska kierownicze. Co ciekawe, eksperyment wykazał, że na rynku pracy otyłe kobiety są w gorszej sytuacji niż otyli mężczyźni.
Nie jest zatem tajemnicą, że grubi w pracy mają pod górkę. Ale czy pracodawca powinien się nad nimi litować? „Ludzie, otyłość to choroba. Gruby pracownik jest wolny, mało wydajny, ma kiepską kondycję, a do kontaktu z klientem to już się w ogóle nie nadaje. Zamiast lamentować, że jesteście dyskryminowani, weźcie się za siebie i zadbajcie o zdrowie!” – apeluje Małgosia, menedżer w dużej firmie w Warszawie.
Jest jednak światełko w tunelu. Przybywa firm, które zamiast pozbywać się otyłych, starają się ich wspierać. Coraz więcej zagranicznych przedsiębiorstw proponuje pracownikom z nadwagą programy wellness, które obejmują m.in. porady dietetyka czy karnety na siłownię. I to się firmom opłaca. Z danych Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) wynika bowiem, że właściwe dbanie o organizm może podnieść wydajność pracownika aż o 20 procent.
Ewa Podsiadły-Natorska
Niektórzy pracodawcy uważają też, że pracownik z nadwagą… kosztuje więcej. Bo może mieć problemy ze zdrowiem, co oznacza częste zwolnienia lekarskie czy nawet konieczność szukania kogoś na zastępstwo. Nierzadko również sami otyli pracownicy pracują słabiej i wolniej, bo mają kompleksy, brakuje im pewności siebie oraz przebojowości.
Inna sprawa, że każdy pracownik jest wizytówką firmy i niektórzy pracodawcy po prostu nie chcą zatrudniać osób z nadwagą, szczególnie do obsługi klienta. Marek, właściciel firmy z odzieżą luksusową w województwie mazowieckim, mówi wprost: „Nie zatrudniam otyłych dziewczyn. Ktoś może posądzić mnie o dyskryminację, ale to moja firma i mam prawo decydować, kogo przyjmuję do pracy. Do obsługi klienta potrzebne są normalne, uśmiechnięte, zadbane dziewczyny. Wizerunek sklepu z luksusową odzieżą z otyłą kobietą bardzo mi się gryzie”.