Kilka lekcji w ciągu dnia, dwumiesięczne wakacje i wolne w okresie ferii oraz między Bożym Narodzeniem a Sylwestrem – takie warunki pracy mają obecnie polscy nauczyciele. Mimo to wielu z nich narzeka na niskie zarobki, rozkapryszonych uczniów oraz konieczność sprawdzania klasówek po godzinach. Do listy tych „pedagogicznych zażaleń” wkrótce może dojść jeszcze jedna kwestia: skrócone wakacje.
- MEN proponuje inaczej niż dotąd określić zasady nauczycielskich wakacji. Teraz Karta mówi, że „nauczycielowi przysługuje urlop wypoczynkowy w wymiarze odpowiadającym okresowi ferii i w czasie ich trwania”. W razie potrzeby, np. podczas rekrutacji do szkół, dyrektor może nauczycielom uszczknąć z tego tydzień – informuje „Gazeta Wyborcza”.
W ciągu roku pedagodzy będą zatem mogli odpoczywać dokładnie przez 47 dni (o tydzień mniej, niż trwają wakacje letnie i ferie zimowe). - Nauczyciel, który zechce wyjechać na narty po świętach, będzie musiał wziąć urlop. Straci tym samym dni wolne z wakacji letnich. Jeśli nie chce oddać wakacji, po świętach musi być w szkole – dodaje dziennik.
To jednak nie koniec reform. Rząd chce również zmienić zasady wynagradzania pedagogów w taki sposób, żeby dać samorządom większą swobodę w różnicowaniu pensji. Dzisiaj w jej skład wchodzą m.in. dodatki motywacyjne za pracę na wsi czy za wysługę lat, które stanowią nawet jedną trzecią wynagrodzenia. Jeśli o wysokości dodatków decydowałyby samorządy, na których utrzymaniu są szkoły, lepsi nauczyciele mogliby dostawać większe pieniądze.