Jak wygląda dzień z życia polskiej modelki w Szanghaju? Rozmowa z Joanną Rowicką [cz. I]

Co mają wspólnego modelki i pluskwy? O akceptacji, pandemii i kulisach swojej pracy opowiedziała naszej redakcji Joanna Rowicka.
Jak wygląda dzień z życia polskiej modelki w Szanghaju? Rozmowa z Joanną Rowicką [cz. I]
fot. Shanghai Fashion Week, Instagram (instagram.com/joanna_rowicka), Hanna Kantor
03.06.2020
Zuzanna Niedzielska

W życiu osobistym wielka fanka filmów Romana Polańskiego, twórczości Whitney Houston (urodzonej również 9 sierpnia) i eksperymentowania w kuchni, zwłaszcza nocą.

Nigdy nie podąża za ustalonymi przez społeczeństwo schematami. Rodowita warszawianka, której ulubionym miejscem są Łazienki Królewskie. Weekendy spędza poza miastem w Puszczy i bardzo lubi spacery, szczególnie z jakimś psim towarzyszem.

Zobacz również: Ranking najpiękniejszych TWARZY świata. Na liście znalazła się jedna Polka!

Naszej redakcji zdradziła kulisy swojej pracy i wyjazdów na zagraniczne kontrakty. Opowiedziała o swoich rytuałach pielęgnacyjnych, pandemii i tym, jak ważna jest akceptacja. Poznajcie Joannę Rowicką.

Dzień z życia polskiej modelki w Szanghaju: wywiad z Joanną Rowicką

Spotykamy się w centrum Warszawy i idziemy na Bubbletea, czyli inaczej herbatę bąbelkową z dodatkiem tapioki, aby przypomnieć sobie klimat pobytu w Azji. Joanna ma na sobie kaszkiet, ciężkie buty Martensy, oversizową kurtkę w gwiazdy i księżyce - ponieważ jest fanką kosmosu, a swojego kota planuje nazwać Luna - i dużą torbę typu shopper bag, która pomieści wszystko. Wygląda jak szykowna paryżanka, więc aż trudno uwierzyć, że dopiero co przyleciała do Polski z Szanghaju.

Zuzanna Niedzielska: Nareszcie jesteś już bezpieczna w swoim kraju po 8 miesiącach pobytu w Azji. Na początku wylądowałaś na lotnisku w Szanghaju?

Joanna Rowicka: Tak, przyleciałam na główne lotnisko międzynarodowe Pudong. Modelki często podróżują z przesiadkami, co bywa dużym wyzwaniem. Na przykład na lotnisku w Moskwie musiałam spędzić 9 godzin i nocować w restauracji. Przyleciałam w nocy i miałam na miejscu spotkać się z jedną z rosyjskich modelek z mojej agencji.

ZN: Jakie było Twoje pierwsze wrażenie?

JR: W oczy od razu rzuciło mi się bardzo rozwinięte i puste miasto. Nasze pierwsze doświadczenie było dosyć ciężkie, ponieważ wsiadłyśmy w taksówkę i musiałyśmy zapłacić bardzo dużo juanów, a jedyną osobą posiadającą pieniądze byłam ja. Dojechałyśmy i wysiadłyśmy z samochodu o 2 w nocy. Nie mogłyśmy znaleźć naszego mieszkania, na szczęście po jakichś dwóch godzinach się udało, choć pojawiły się też problemy komunikacyjne z lokalnymi mieszkańcami.

ZN: Czy w takim miejscu można poczuć się anonimowo?

JR: Myślę, że tak. Chińczycy są nadal pod dużym wrażeniem osób, które przyjeżdżają do nich z Europy, mimo, że Szanghaj jest bardzo turystycznym miastem. Ja poczułam się tak dlatego, że nikt mnie tam nie znał i było to dla mnie zupełnie nowe miejsce. To była wspaniała ucieczka z Warszawy.

ZN: Jak wyglądał Twój pierwszy dzień w Szanghaju, gdy już rozpakowałaś walizkę?

JR: Pierwszej nocy spałam tylko 3 godziny, mimo to musiałam wstać na castingi. W Szanghaju było ich naprawdę dużo. Jest to bardzo intensywne miasto, w którym tempo życia jest szybkie, przez co często brakowało mi czasu na sen.

ZN: Masz na myśli imprezy?

JR: Również... <śmiech> ale też ze względu na dziwne stworzenia obecne w moim mieszkaniu, które można nazwać pluskwami, ale nie jestem pewna.

ZN: Myślałam, że chodzi o Twoje współlokatorki <śmiech>

JR: Tak się składa, że niektórzy nazywają tak modelki! Spotkałam się z takim określeniem. Może przez to, że uważa się je za pewnego rodzaju… pasożyty?

ZN: Pod względem finansowym czy… energetycznym?

JR: Myślę, że mężczyzna, który to powiedział, uważał je za takie małe, sprytne stworzenia, które troszkę żerują na innych ludziach.

ZN: A jak Ty radzisz sobie z rozłąką podczas zagranicznych kontaktów?

JR: Kwestia samotności na takich wyjazdach jest bardzo indywidualna. Wszystko zależy od konkretnej osobowości. Dla mnie od zawsze modeling i związane z nim podróże były ogromnym marzeniem. Wiele modelek, które poznaje na takich wyjazdach, często opuszczają dom już w bardzo młodym wieku i staje się to dla nich chlebem powszednim, całkiem normalną sytuacją, do której są przyzwyczajone. Ma to swoje plusy i minusy. Ja cały czas czuję, że jest to coś wyjątkowego w moim życiu i staram się z nich wyciągnąć jak najwięcej, a dla nich rozłąka z rodziną jest czymś naturalnym. W dobie social mediów nie czułam się samotna, ponieważ w każdym momencie mogłam skontaktować się z bliskimi. Ale życie tam było na tyle intensywne, że nawet nie miałam czasu na tęsknotę za domem. Wyjechałam w konkretnym celu, na konkretny okres, także byłam tego świadoma.

ZN: Jak zareagowałaś w momencie, kiedy rozeszła się wiadomość o pandemii koronawirusa?

JR: O wirusie dowiedziałam się stosunkowo wcześnie, jako jedna z pierwszych osób. Epidemia lokalna w Chinach rozpoczęła się w momencie, kiedy poleciałam już na kolejny kontrakt do Indonezji. Ale nadal miałam wielu znajomych, którzy zostali tam na miejscu.

Zdążyłam kupić sobie maseczki ochronne w lokalnym sklepie w Dżakarcie. Miałam szczęście, bo w Azji środki ochronne wyczerpały się dosyć szybko. Moja znajoma modelka  również wykupiła ostatnie maseczki z pobliskiego sklepu. Na początku martwiłam się, że wirus dotrze do moich znajomych tutaj w Azji. Myślałam, że minie trochę więcej czasu, zanim epidemia zamieni się w globalną pandemię i będzie dotyczyła również mojej rodziny w Polsce.

Zastanawiałam się, co dalej robić, ale postanowiłam zostać w Indonezji. Wtedy jeszcze nie było tam żadnych zachorowań i nie czułam się zagrożona. Cały czas jednak obserwowałam i czytałam newsy z Polski na temat pandemii.

ZN: Czy w obliczu takiej sytuacji zmieniły się warunki pracy?

JR: Indonezja stosunkowo późno poczuła jakikolwiek strach i nie zdawała sobie sprawy z realnego zagrożenia, dlatego później niż w Polsce zdecydowała się na obostrzenia związane z koronawirusem. Ilość zachorowań w obu krajach wzrastała dość współmiernie. Polska pod tym względem zareagowała dużo szybciej. Polacy podeszli do tematu bardzo profilaktycznie. W Indonezji z kolei noszenie maseczek jest na porządku dziennym, ponieważ jest tam bardzo duże zanieczyszczenie powietrza, więc nie była to żadna nowość.

Zobacz również: Jak zmieni się podróżowanie po koronawirusie?

Pod koniec mojej pracy pojawiały się już prośby od pracodawców o wykonanie testów na koronawirusa. Tuż przed wyjazdem realizowałam tam dużą reklamę telewizyjną. Osoby współpracujące przy projekcie nosiły maski, dezynfekowały ręce i starały się zachować odpowiedni dystans, ale wiadomo, że z modelkami współpracują makijażystki, charakteryzatorki czy fryzjerzy i często dotykają naszej twarzy. W tamtych okolicznościach był to duży minus. Z tego powodu cieszę się, że już wróciłam do domu.

ZN: Gdy dowiedziałaś się o zamykaniu granic w Polsce, nie bałaś się, że nie będziesz miała jak wrócić do domu?

JR: Pamiętam ten dzień, kiedy przeczytałam na jednym z polskich portali, że władze zdecydowały o zamknięciu granic. Część osób uciekała wtedy z Indonezji w popłochu, sama zresztą byłam w kontakcie z ambasadą, postanowiłam wrócić do domu i najbardziej bałam się, że jeśli zachoruje i będę potrzebowała pomocy, to nie otrzymam jej, ponieważ szpitale będą przepełnione. Znalazłam na szczęście kilku dobrych ludzi, którzy pomogli mi zorganizować lot do domu i udało mi się wrócić bezpiecznie z Bali do Polski. Najgorszym momentem był chyba powrót na lotnisko w Warszawie, gdzie nikt na mnie nie czekał, musiałam wrócić taksówką do mieszkania i na miejscu czekała mnie 14-dniowa kwarantanna. Zupełnie inaczej wyobrażałam sobie ten powrót po wielu miesiącach do domu. <śmiech> Ale wspominam je jako bardzo miły czas po tych długich miesiącach ciężkiej pracy.

ZN: Jakie miejsce zapamiętałaś najlepiej? Co najbardziej Cię urzekło?

JR: Ze wszystkich miejsc w których byłam, jest to zdecydowanie Szanghaj. Tam czułam się najlepiej, bardzo się w nim odnalazłam i poznałam tam wspaniałych ludzi, z którymi do tej pory mam kontakt. Chętnie tam wrócę, jak tylko będzie to możliwe. Dobrze wspominam też na pewno Bund, czyli główną atrakcję turystyczną, gdzie w okolicach bardzo miło spędzałam wieczory w restauracjach czy klubach. Na pewno też widok centrum Szanghaju w nocy zaparł mi dech w piersiach. To też finansowe centrum Chin i naprawdę można poczuć ten wielki świat będąc tam.

modelka w Szanghaju

ZN: Przyjechałaś na miejsce nie znając nikogo. Czy jako Polka na zupełnie innym kontynencie czułaś się samotna? Łatwo było Ci wejść w tamten rytm życia?

JR: Ja w ogóle bardzo cenię sobie czas spędzony samotnie. Dlatego zwiedzanie dużego miasta, w którym wiem, że będę mieszkała przez najbliższe kilka miesięcy, daje mi dużo radości i spokoju ducha, bo wiem, że mam wystarczająco dużo czasu, aby wszystko zobaczyć. Powiem szczerze, że dosyć szybko odnalazłam się wśród ludzi. Być może to wynika też z tego, że często na kontraktach spotykałam osoby z Ukrainy czy Rosji, więc ta kultura jest dosyć podobna. Trafiłam na bardzo ciekawych ludzi, którzy poza modelingiem mają też inne pasje jak np. fotografia. Nie mogę więc powiedzieć, że czułam się samotnie.

Mieszkałam z osobami, z którymi robiliśmy sobie wspólne kolacje, sprzątaliśmy razem, chodziliśmy na zakupy, mieliśmy wspólną lodówkę, a w niej miałam nawet polski ser, który udało mi się kupić w tamtejszym sklepie.

Na kontraktach zaczynamy mieszkać z osobami, których zupełnie nie znamy. Z czasem jednak lepiej je poznajemy i możemy całkiem zmienić o nich zdanie.

Moim największym odkryciem tych wszystkich wyjazdów, po poznaniu mnóstwa osób, z którymi miałam do czynienia, jest to, że naprawdę w każdej osobie jest coś wyjątkowego, czym może nas zaskoczyć. To jest niesamowite, że w każdym człowieku jest taka cecha-perełka, którą się podziwia i odkrywa z czasem.

ZN: Kto zaskoczył Cię w ten sposób najbardziej?

JR: Wiele osób po pewnym czasie zaskoczyło mnie tym, że są bardzo rodzinne i z czasem stały się dla mnie jak własna rodzina. Tak się czułam mieszkając z nimi. W trakcie takich długich kontraktów, gdy mieszka się z osobami po kilka miesięcy, piękne jest to, że wie się o tych osobach więcej, niż o własnych bliskich i znajomych w Polsce. Widzimy ich naprawdę w każdej możliwej sytuacji: stresu, radości, zachwytu. Spędzamy z nimi święta i stają się dla nas jak rodzina. Z takich, wydawałoby się przypadkowych znajomości, można stworzyć naprawdę trwałe relacje.

ZN: Nie jest tak, że to te konkretne okoliczności prowokują taką więź?

JR: Myślę, że tak. Wspólne doświadczenia, cel i przymus spędzania ze sobą czasu czasami 24/7 w jednym miejscu, pomaga poznać te detale. Człowiek zaczyna uczyć się w tej sposób akceptacji, ponieważ każdy z nas ma jakieś inne nawyki i przyzwyczajenia wyniesione z domu np. kulturowe.

ZN: Zauważyłaś u kogoś taki kulturowy rytuał, którego nie znałaś wcześniej?

JR: Kiedy idziesz w przerwie między castingami ze swoimi bookerami na obiad, to część z nich jedząc… strasznie siorbie i “ciumka” <śmiech> i to jest akceptowalne. Mieszkańcy Szanghaju też często idąc ulicą po prostu kaszlą i plują, gdzie się da. Mają oni zupełnie inne przyzwyczajenia niż Europejczycy. My w restauracjach staramy się jeść ładnie. Przy okazji dodam, że w Szanghaju odwiedziłam lokal z polskimi pierogami. Jedna z kelnerek mówiła po polsku, a w tle leciała polska muzyka, więc poczułam się jak w domu.

ZN: Jaka piosenka?

JR: Chyba Krystyna Prońko “Jesteś lekiem na całe zło”.

ZN: Uwielbiam! A opowiesz nam, jak wygląda typowy dzień z życia modelki na kontrakcie?

JR: U mnie dzień zawsze zaczyna się od śniadania. Ja nie wychodzę z domu bez śniadań. 

ZN: O której godzinie?

JR: Wszystko zależy od planu dnia i kolejności zadań do zrealizowania, ale zwykle jest to około godziny 7 lub 8. Bardzo lubię jeść owsiankę albo jajka sadzone, coś z awokado. Wolę wytrawne śniadania niż słodkie. Jeżeli już coś takiego wchodzi w grę to owsianka z owocami, najlepiej świeżymi truskawkami. Do tego raczej herbata, ponieważ kawę wolę w późniejszej części dnia. Potem zawsze prysznic przed castingami - w łazience spędzam dużo czasu, minimum godzinę.

ZN: Jakieś ulubione rytuały pielęgnacyjne?

JR: Ja na pewno stawiam na nawilżenie. Tak bardzo to lubię, że gdy idę do pracy to zawsze cała się świecę. <śmiech> Poza tym cenię sobie naturalność, dlatego zaczynam dzień od umycia twarzy, zębów, nałożenia kremu nawilżającego, toniku, na to baza pod podkład, potem podkład, korektor, tusz do rzęs, jakaś pomadka, róż no i co ważne, rozświetlaczWtedy skóra wygląda młodo, świeżo, nawet jak jesteśmy po ciężkiej, nieprzespanej nocy. 

Zobacz również: Prosty trik z różem, który Miranda Kerr użyła na swoim ślubie. Twój makijaż stanie się promienny

Jeżeli chodzi o fryzurę, to nie przywiązuję do niej wielkiej wagi. Bardzo często związuje włosy w kucyk, chociaż i tak na castingach wszyscy proszą mnie, abym je rozpuściła. Bardzo ważna część to też strój. Każdy kraj jest zupełnie inny, natomiast w Szanghaju bardzo ceni się oryginalność, jeżeli chodzi o stylizację. Także osoby z oryginalnym stylem na pewno są wyłapywane wśród tłumu. Były też dni, kiedy wychodziłam na castingi ubrana bardziej basicowo, czyli stonowany strój w czarnym kolorze

ZN: Bez jakich trzech rzeczy w torebce nie ruszasz się z domu?

JR: Szczotka do włosów, pomadka do ust, lub jakiś błyszczyk, i woda. Na pewno woda to podstawa w torebce, ponieważ często na castingach czeka się bardzo długo.

ZN: I co dalej?

JR: Po wyjściu z mieszkania wszyscy pakujemy się do agencyjnego busa i kierowca rozwozi nas po kolejnych castingach. W Szanghaju bywały dni, kiedy przed Fashion Weekiem mieliśmy po 11 castingów dziennie! A nawet 12 lub 13. Były to bardzo pracowite dni. Bus stawał się wtedy trochę takim naszym drugim domem, gdzie słuchaliśmy sobie wspólnie muzyki, rozmawialiśmy, paliliśmy papierosy, jedliśmy, zamawialiśmy po drodze kawę, czytaliśmy, spaliśmy. Czasami czułam się tak, jakbym wyjeżdżała z moją kapelą w trasę. Zdarza się, że trwa to od godziny 8 rano do 18/19, a nawet trochę dłużej. 

Następnie powrót do domu, zrobienie zakupów ze współlokatorką i wspólne gotowanie obiadokolacji. W zależności od dnia zostawaliśmy czasem wspólnie, aby obejrzeć film. Innym razem krótka drzemka i wyjście na imprezę, szczególnie w okolicy weekendu, aby móc potem odespać. Jeśli nie, to nakładanie maseczek i przygotowywanie się do kolejnego dnia. W Chinach miałam na to duży flow, lubiłam testować nowości. Wieczorna pielęgnacja, herbata, czasami piwo <śmiech>... Dzień kończyłam w tygodniu około 23/24, lubiłam jeszcze przed snem porozmawiać z moimi współlokatorami o naszym samopoczuciu, tym, co się wydarzyło tego dnia i jakie są nasze najbliższe plany np. co zwiedzić, gdzie pójść.

ZN: Miałaś w ogóle czas na zwiedzanie?

JR: Wszystko zależy od miejsca. Ja zawsze byłam zawzięta i potrafiłam nawet po ciężkim dniu wstać rano i pójść coś zwiedzić. W Szanghaju było tego czasu dosyć mało, ponieważ było tyle castingów, nawet w soboty i niedziele. Udało mi się jednak zwiedzić dużo i zobaczyłam większość miejsc, które planowałam. Bund, różne muzea: sztuki, propagandy; odwiedzałam świątynie.

W Chinach miałam taki zwyczaj, że lubiłam wysiąść z autobusu i pójść w miejsce, które nie było zaplanowane. Po prostu iść przed siebie i nie myśleć. 

Często miałam takie wieczory z jedną z moich współlokatorek, która praktycznie nie mówiła po angielsku i trudno było nam się komunikować, ale mimo to czułyśmy jakieś wspólne powiązanie. Wychodziłyśmy razem wieczorami pozwiedzać, zakładałyśmy sobie słuchawki - każda swoje - i chodziłyśmy po mieście, w ogóle nie rozmawiając ze sobą. Każda była w swoim świecie, ale bardzo dobrze to wspominam.

ZN: Masz jakąś ulubioną piosenkę na takiej playliście?

JR: Wszystko zależy od mojego nastroju. Gdy nie mam dobrego, to raczej nostalgiczne piosenki. Na pewno głównym utworem, którego bardzo często słuchałam w Szanghaju, była piosenka Freedom George’a Michael’a. Bardzo miło wspominam te słoneczne poranki: ja z kawą w busie i piosenka Freedom, która jest w ogóle bardzo długa. Czułam się wtedy po prostu wolna, kreatywna. Dla niektórych może to być zupełne przeciwieństwo tego uczucia, a dla mnie te wyjazdy to właśnie wolność.

modelka w Szanghaju

Zobacz również: Tęsknisz za podróżami? Oto 9 niezwykłych miejsc na świecie, które odwiedzisz bez wychodzenia z domu

Polecane wideo

Jak wyglądają mężowie topowych modelek? Zobacz, za kogo wyszły te piękności!
Jak wyglądają mężowie topowych modelek? Zobacz, za kogo wyszły te piękności! - zdjęcie 1
Komentarze (2)
Ocena: 5 / 5
Jacek (Ocena: 5) 04.01.2022 18:00
Moja żona też się nazywa Joanna Rowicka. 😊😊😊😊
odpowiedz
gość (Ocena: 5) 03.06.2020 11:46
moje marzenie to wyjazd na kilka miesięcy na inny kontynent. Zawsze marzyła mi się Azja, choć teraz wiadomo, koronawirus. To musi być fajne wyjechać w zupełnie nieznane miejsce, ale nie na dwa, trzy tygodnie, tylko na kilka miesięcy. Może kiedyś mi się uda, tylko muszę kasę odłożyć :)
odpowiedz

Polecane dla Ciebie