O filmie „365 dni” było w Polsce głośno na długo przed tym, zanim trafił na ekrany kin. Blanka Lipińska codziennie relacjonowała bowiem prace nad niegrzeczną produkcją w swoich mediach społecznościowych. Obiecywała przy tym, że adaptacja będzie równie pikantna, co jej pierwowzór – i słowa dotrzymała. W filmie nie zabrakło nawet kontrowersyjnej sceny ze stewardessą.
Wybuch pandemii koronawirusa sprawił, że „365 dni” był wyświetlany w kinach bardzo krótko. Mimo to zdążył pobić wszelkie rekordy. Przypomnijmy: „365 dni” podbija kina. W premierowy weekend film obejrzała rekordowa widownia
Kiedy więc w Sieci pojawiła się informacja, że głośna produkcja trafia na polskiego Netflixa, mnóstwo osób ochoczo zabrało się do oglądania. Równie wielki szał erotyczny film wywołał także zagranicą – stając się najchętniej oglądaną propozycją na Netflixie w wielu krajach na świecie. Nic zatem dziwnego, że o recenzje „365 dni” pokusiło się wiele zagranicznych tytułów.
„People”: „Podobnie jak w przypadku adaptacji książek „50 twarzy Greya”, „365 dni” zawiera więcej niż kilka scen erotycznych - ale sekwencje mogą wywołać rumieniec nawet u Christiana Graya”.
„Decider”: „Ten film to najbliższa pornografii rzecz na Netflixie. Przez ponad pięć minut obserwujemy naprawdę realistyczne lizanie, ssanie, duszenie i orgazm”.
Cosmopolitan.com: „365 DNI romantyzuje niezwykle toksyczny związek, który nigdy nie jest w porządku. W przypadku filmu, który ma wielu młodych widzów, wyjątkowo szkodliwe jest pokazywanie scen seksu BDSM bez odpowiednich środków ostrożności – tak, aby tym, którzy chcieliby tego kiedyś spróbować - wyjaśnić, że w sypialni bardzo ważne jest poczucie bezpieczeństwa i zaufania do partnera. Pierwsza scena BDSM Massimo z Laurą była zakorzeniona w strachu i manipulacji oraz pod pozorem, że bohaterka chciała obserwować swojego porywacza z inną kobietą, będąc związana. Ta scena jest niezwykle problematyczna i, szczerze mówiąc, obrzydliwa”.
„Variety”: „Film „365 dni” pełen jest archaicznych, mdłych założeń, które nawet lekko nie ocierają się o rzeczywisty świat. Najgorsze jest jednak zakończenie, które stanowi bezwstydną przynętę na sequel (są jeszcze dwie książki z tej serii, hej-ho!)”.
Bezapelacyjnym zwycięzcą światowej premiery „365 dni” okazał się jednak Michele Morrone, który w błyskawicznym tempie zgromadził na swoim instagramowym profilu prawie 5 mln fanów.
A Wy jakie macie zdanie o tej produkcji? Czytałyście wszystkie części trylogii?
Zobacz także: Massimo KONTRA Christian Grey. Który jest bardziej HOT?