Dziś startuje drugi sezon „Opowieści podręcznej”. Wywiad z twórcami serialu

Bruce Miller i Warren Littlefield opowiadają o tym, jak ważnym elementem "Opowieści podręcznej" jest kunszt aktorski Elisabeth Moss, a także jaki wpływ na drugi sezon miała akcja #metoo.
Dziś startuje drugi sezon „Opowieści podręcznej”. Wywiad z twórcami serialu
Fot. mat. prasowe
26.04.2018

W serial bardzo wiele zależy od wyrazu i ekspresji twarzy Elisabeth Moss. Jak to możliwe, że tak świetnie jej się to udaje w scenach z dużym zbliżeniem?

Bruce: Hm, trzeba by było ją o to spytać. Uważam, że za każdym razem wychodzi jej to rewelacyjnie. Zachwycająco dobrze umie pokazywać najmniejsze zmiany na jej twarzy. Każda myśl, która przechodzi przez jej głowę, znajduje wyraz na jej twarzy; niezależnie czy mała czy duża. Jest niesamowicie utalentowana. Na dodatek nie nosi makijażu.

Czy to był wybór aktorki – to, że nie nosi makijażu? Czy raczej producentów?

Bruce: To był wybór samej historii. Dlaczego podręczne miałyby nosić makijaż? To, co noszą kobiety, to wszystko naturalne produkty. Nie ma w nich chemii. Tak, to był wybór, ale wybór Gilead. Najdziwniejszą korzyścią, o której tak naprawdę zbyt wiele nie myślałem, jest kręcenie w technologii 4k, ponieważ gdy masz aktorów, którzy noszą minimum makijażu, a w produkcji jest bardzo dużo zbliżeń, uzyskujesz 50% więcej prawdziwej ekspresji na twarzach aktorów. Mam na myśli to, że gdy oglądasz coś w telewizji i aktor ma na sobie makijaż, zakrywa mu on pół twarzy. A zatem cała mimika, którą obserwujesz u Lizzie, przykryta makijażem nie byłaby dostrzeżona. Myślę, że to ma jeszcze większy wpływ niż sądziłem. Po pierwsze, one wszystkie wyglądają pięknie. Ale wydają się też być dużo bardziej interesujące, a myślę, że dla widzów, to okazja do identyfikowania się z nimi. Mamy tu zmarszczki, krosty, pieprzyki, odstające włosy i wszystko to, co sprawia, że człowiek wygląda ludzko. Ale dla mnie to wszystko i tak opiera się na poczuciu zjednoczenia z Offred.

Jak bardzo emocjonalny jest proces grania June dla Elisabeth Moss?

Bruce: Wydaje mi się, że wszyscy których znam i którzy pracują przy komediach są nieszczęśliwi, a my tego nieszczęścia nie mamy. Lizzie jest niesamowicie piękna i bardzo profesjonalna. Robi to dłużej niż my wszyscy razem wzięci, od kiedy była dzieckiem, więc przynosi... nazwałbym to ekstrawagancką energią, utrzymując jednocześnie wysoką etykę pracy przez cały długi sezon, który należy do niej. Są dni, kiedy jest w każdym ujęciu, tylko nie w każdej scenie. Są także sceny kluczowe dla danego odcinka, w których musi ona połączyć wyraz twarzy z podkładem głosowym. Więc po prostu siedzi, patrzy przez okno, ale da się słyszeć, co przechodzi jej przez myśli, ponieważ widzi się to na jej twarzy.

Warren: Bruce ma rację. Energia Lizzy, jej podejście i rozsądek prowadzą nas przez tą produkcję. W sumie tworzy się luźne, swobodne środowisko pracy. Więc, w momencie gdy kręcimy scenę, wyczuwa się narastające napięcie. Ale naprawdę mam odwagę powiedzieć, że na naszym planie można się dobrze bawić.

Bruce: Tak, to zaskakująco ciekawy plan zdjęciowy. Mamy cały zestaw kobiet, które grają poboczne podręczne i wszystkie są twarde i niesamowite. Przebywają na zewnątrz w deszczu, w śniegu, w niesamowitym zimnie, a nie opuszcza ich dobry humor i entuzjazm.

Warren: Kiedy kończyliśmy kolonie, wszyscy aktorzy płakali, bo nie chcieli, żeby się to kończyło. Oto jaki to dobry plan do pracy!

Bruce: Produkcja jest mocna i intensywna i właśnie dlatego ludzie czerpią z niej przyjemność. Im mocniejsza scena, tym więcej zabawy ludzie zdają się z niej czerpać.

Czy ruch “Me Too” oddziaływał w jakiś sposób na drugi sezon? Czy kiedy powróciliście na plan drugiego sezonu, wybór Trumpa na prezydenta miał wpływ na serial?

Bruce: Och tak, oczywiście. Jednym z kryteriów kiedy zatrudniamy pracowników jest ich zaangażowanie w sprawy świata i ciekawość. Przy zmianie świata, zmieniają się ludzie, a my chcemy, aby zmieniał się serial, przy jednoczesnym zostawieniu widzom pola do interpretacji, w jaki sposób wpisze się on w ich życie i jak stworzy się relacja między produkcją a ich światem. Moją pracą nie jest tworzenie konfliktów. Myślę, że im bardziej próbowałbym stworzyć coś konfliktowego, tym mniejsze byłoby zainteresowanie produkcją. Mógłbym próbować przechylić się bardziej w jedną lub w drugą stronę, ale urok Gilead polega na tym, że oczywiście jest Ci szkoda Offred, ale jednocześnie też komendanci i Sereny Joy, więc bez tego show byłoby nudne. To są po prostu źli ludzie, więc dużo ciężej jest znaleźć współczucie wobec Sereny czy komendanta. Myślę, że to właśnie starali się w tym roku najbardziej wyeksponować scenarzyści, z powodu coraz częstszych dwubiegunowych dyskusji mających miejsce na całym świecie, a w szczególności w USA, wliczając w nie akcję „Me too”, zaczyna się słyszeć coraz więcej o seksizmie, mizoginii i rasizmie, o których nie sądziłbyś że ktokolwiek jeszcze myśli. Mimo całego okropieństwa z nimi związanego, jeśli się o nich mówi, łatwiej jest dowiedzieć się, co ludzie o nich myślą. Im bardziej powszechne jest otwarte myślenie, tym łatwiej jest dotrzeć do tego, co ludzie mają w głowach, a to tworzy w sumie całą ich pracę, no wiesz, scenarzystów.

Cały wywiad przeczytasz na playboy.pl.

Polecane wideo

Komentarze
Ocena: 5 / 5

Polecane dla Ciebie