Dark tourism nazywany jest też tanatoturystyką. I to określenie pasuje do tej gałęzi turystyki jak ulał. W końcu Tanatos to znany z greckiej mitologii bóg śmierci, na myśl o którym ludzie zaczynali kiedyś wpadać w niemałe zalęknienie i dostawać gęsiej skórki.
Zobacz także: Ślub za granicą tylko we dwoje: „Wyszłam za mąż w Wietnamie”
Zainteresowani tak zwaną mroczną turystyką często odwiedzają miejsca bardzo niebezpieczne lub te naznaczone krwawą, straszliwą historią. Udają się na przykład w rejony, w których toczą się konflikty zbrojne lub takie, w których niedawno się one zakończyły. Nadal nie wróciły więc do normalnego funkcjonowania, przypominają zgliszcza i czuć w nich niepokojącą atmosferę zagrożenia.
Tanatoturyści uwielbiają po prostu dreszcze emocji i adrenalinę. Fascynuje ich ryzykowne balansowanie na granicy życia i śmierci. Chętnie więc zgłaszają się na słono kosztujące wyprawy, w których mają okazję na własne oczy zobaczyć działania snajperów w Iraku, czy starcia z talibami w Afganistanie.
Istnieje też mniej kontrowersyjna odmiana tanatoturystyki, w której zwiedza się po prostu miejsca pamięci, takie jak obozy zagłady, czy związane z ludobójstwem.
Zobacz także: Orientalne zachwyty. Czego można się spodziewać po podróży do Wietnamu?