Dla większości z nas to nie jest dobry rok, a dla 26 procent maturzystów w szczególności. Właśnie tylu uczniów nie zdało egzaminu dojrzałości, który z powodu pandemii został przełożony o kilka tygodni. To najgorszy wynik od lat, dlatego nic dziwnego, że niektórzy szukają źródła porażki.
Zobacz również: Maturę zdało tylko 74 proc. uczniów. To najgorszy wynik od 5 lat
Nad tą kwestią głowią się nauczyciele, politycy i eksperci od zarządzania oświatą. A także najbardziej zainteresowani, którym powinęła się noga. Wśród nich jest Klaudia. 19-latka kilka dni temu dowiedziała się, że na razie może zapomnieć o studiach. Jedynym ratunkiem jest termin poprawkowy.
Ona już wie, że do niego nie przystąpi. Dlaczego?
Pamiętasz początki pandemii? Wtedy chyba jeszcze nie wszyscy mieliśmy świadomość, do czego to odprowadzi.
Jeśli chodzi o maturę, to termin wydawał mi się niezagrożony. Marzec i maj dzieli jednak trochę czasu, więc do tego momentu wszystko miało wrócić do normy. Wyszło jak wyszło. Niektórzy moi znajomi nawet się ucieszyli, bo mieli więcej czasu na naukę. Moim zdaniem to tylko złudzenie, bo przy okazji skrócił się rok szkolny.
Teoretycznie maturzyści zyskali trochę czasu.
No właśnie - tylko teoretycznie. Przypomnijmy sobie, jak to naprawdę wyglądało. W marcu zawieszono lekcje, ale nikt nie wiedział, co dalej. Czy wrócimy do szkoły po 2-3 tygodniach? A może już nie? Nauczanie zdalne z prawdziwego zdarzenia wprowadzono tak naprawdę w momencie, kiedy ostatnie klasy szkół średnich już kończyły szkołę.
Co nie zmienia faktu, że do czerwca można było przerobić więcej materiału.
Także tylko teoretycznie, bo straciliśmy miesiąc normalnych zajęć, a na własną rękę to nie jest to samo. Wiem, że niektórzy uczniowie ciężko pracowali przez cały rok, ale większość uczy się na ostatnią chwilę. A wtedy wszystko stanęło na głowie i tak naprawdę nic nie wiedzieliśmy.
Zobacz również: Jestem nauczycielką i błagam o szacunek. Nawet nie wiecie, jak bardzo nam ciężko
Co masz na myśli?
Przypomnijmy sobie moment, kiedy ministerstwo odwołało maturę w maju. Przecież wtedy nie podano żadnego nowego terminu. Równie dobrze egzaminy mogły zostać przeniesione na wrzesień. Przez tę niepewność straciliśmy mnóstwo cennego czasu. Żyliśmy w zawieszeniu, a to raczej nie motywuje do czytania książek.
74 procent uczniów chyba myśli inaczej.
Zapewniam, że wśród osób, które zdały, nastroje też wcale nie są dobre. Wiem, jakie wyniki uzyskali moi znajomi z klasy i szału nie ma. Nawet najlepsi uczniowie zdobyli mniej punktów, niż wszyscy się spodziewali. Moim zdaniem całe to epidemiczne zamieszanie odbiło się na każdym maturzyście - w mniejszym lub większym stopniu.
Kiedy poprawka?
Słyszałam, że 8 września, ale to jest chyba żart. Trzy tygodnie później zaczyna się rok akademicki, więc raczej nie uda się tego domknąć. Osoby, które poprawią egzamin dostaną wynik na ostatnią chwilę, więc z rekrutacji i tak nici. Dlatego ja daję sobie spokój i spróbuję za rok.
Co poszło najgorzej?
Dużo zabrakło mi do zaliczenia matematyki, a geografia jest na granicy. Może gdybym reklamowała wynik, to dodaliby mi brakujące 2 punkty. Ale ja po prostu nie mam już na to siły. Czuję się ofiarą sytuacji. Przeprowadzono na nas eksperyment, który raczej trudno uznać za udany. Właśnie to przyczyniło się do porażki, a nie żaden strajk nauczycieli.
Niektórzy sugerują, że ta sytuacja miała znacznie większy wpływ.
Strajk? A kiedy to było? Od tego czasu wszystko wróciło do normy i mogliśmy się normalnie przygotować. Znacznie poważniejsze konsekwencje miało skrócenie roku szkolnego i zmiana terminów. Taka jest moja opinia - nie żadnego polityka, ale dziewczyny, która po prostu chciała zdać i od października zacząć studia. W normalnych warunkach poszłoby mi o wiele lepiej.
Jeśli nie tegoroczna poprawka, to co?
Też chciałabym to wiedzieć. Na pewno będę się uczyć i chciałabym dorobić. Problem w tym, że na rynku pracy, tak jak w edukacji, kryzys trwa w najlepsze.
Zobacz również: Kaja zdała maturę na 100 procent. Ma kilka gorzkich słów dla tych, którzy oblali