Przed laty zdobycie wyższego wykształcenia to było coś. Teraz zaledwie 20 procent absolwentów szkół średnich nie chce kontynuować nauki, a każdego roku przybywa przynajmniej 200 tysięcy magistrów. Dawna elita stała się masową większością, co przekłada się bezpośrednio na wymagania pracodawców. Dyplom już dawno przestał być przepustką do kariery, bo dziś liczy się coś więcej.
Zobacz również: LIST: „Pracuję w banku i widzę, ile oszczędności mają młodzi ludzie. Dramat”
Wszystko zależy od tego, jaki kierunek i którą konkretnie uczelnię wybraliśmy, a także bogate doświadczenie zdobyte jeszcze w czasie studiów. Dobrze wie o tym Patrycja, która przekonała się na własnej skórze, że magister przed nazwiskiem nie otwiera już wszystkich drzwi. Kilka lat po obronie mówi wprost: żałuję, że zmarnowałam tyle czasu i energii.
Nie po to, by kogoś zniechęcić, ale pokazać realia. W szczerej rozmowie wylicza 7 powodów, dlaczego ponownie by się na to nie zdecydowała.
#1 Uczelnia uczelni nierówna
Na palcach jednej ręki jestem w stanie wyliczyć najlepsze uniwersytety i politechniki, które cieszą się naprawdę dobrą sławą. Nie oszukujmy się - cała resztą resztę nie bez powodu nazywa się fabrykami magistrów. Masowo produkują absolwentów, którzy na rynku pracy zwyczajnie się gubią. Już nie wspomnę o tych prywatnych. Sama skończyłam jedną z nich i chociaż poziom wcale nie był najniższy, to i tak mało kogo to interesuje. Przyklejono mi łatkę bogatej dziewczyny, która kupiła sobie wykształcenie.
#2 Studia opóźniają wejście w dorosłość
Prawda jest taka, że zdobywanie wyższego wykształcenia niewiele różni się od chodzenia do liceum. Tylko nieliczni są w stanie rzeczywiście odciąć pępowinę i zacząć żyć na własny rachunek. Wielu studentów zachowuje się jak spuszczone ze smyczy dzieci, które przez kolejnych 5 lat żerują na dobrym sercu swoich rodziców. Wielu moich znajomych z uczelni nawet nie podjęło próby, żeby się usamodzielnić, bo wszystko mieli podane na tacy. Coraz trudniej się od tego odzwyczaić.
Zobacz również: „Mam 35 lat i puste CV”. Alicja zaczyna późno, ale chce zrobić karierę
#3 Magistrem może zostać każdy
Mogę wyliczyć wiele osób, które znam osobiście, a na pewno nie powinny studiować. Nie wspominając o obronie. Kiedyś wymagało to naprawdę szerokiej i specjalistycznej wiedzy, głowy na karku, pomysłu na siebie, a dziś często jest kwestią przypadku. Wykładowcy litują się nad większością, bo zdają sobie sprawę, że uczelnia potrzebuje studentów. Jeśli większość wyleci, co byłoby uzasadnione, to budżet się nie domknie. Dlatego przepuszcza się byle kogo.
#4 Wykształcenie to tylko pozycja w CV
Przekonałam się o tym bardzo boleśnie tuż po obronie, kiedy zaczęłam szukać pracy. Byłam dumna z tytułu magistra, a w czasie żadnej rozmowy nawet nikt o to nie zapytał. Dziś nie dziwię się pracodawcom, bo w sumie o czym tu gadać? Przecież to żadna sztuka skończyć studia. Wyjątkiem jest kilka najtrudniejszych kierunków, ale zarządzanie, ekonomia, politologia, socjologia, turystyka i mogłabym tak jeszcze długo wymieniać - na niewiele się przydaje.
#5 Nie ma czasu na zdobycie doświadczenia
Wspominałam o bolesnym procesie rekrutacji, kiedy pracodawców nie interesowało tak naprawdę, co skończyłam i dlaczego. O wiele więcej uwagi poświęcają doświadczeniu zawodowemu, które - nie oszukujmy się - większość absolwentów ma raczej marne. Trudno zdobyć, a tym bardziej pogodzić poważne stanowisko z chodzeniem na uczelnię, więc później staramy się o pracę w banku i wspominamy o smażeniu frytek na drugim roku. Miałabym więcej do zaoferowania, gdybym nie traciła kolejnych lat na studiach.
#6 Trudno mówić o prestiżu
Pamiętam mojego dziadka, którego ludzie nazywali „panem inżynierem”. W jego pokoleniu wyższe wykształcenie to był autentyczny powód do dumy. Dziś nikt nie powie do mnie „pani magister”, chyba że pracowałabym w aptece. Większym wyróżnieniem byłoby „pani ze średnim wykształceniem”, bo takich osób jest przecież mniej, niż absolwentów uczelni wyższych. Podejmując studia myślałam, że będzie się czym pochwalić, ale wyszło jak zwykle.
#7 Kierunek to kwestia przypadku
Nie mówię o pasjonatach, którzy od zawsze fascynują się konkretną dziedziną i chcą ją zgłębiać. Ale ilu jest takich 19-latków? Większość z nas idzie tam, gdzie się dostaje, by po latach przekonać się, że i tak miało to niewielkie znaczenie. Znam chyba tylko jedną osobę, która kilka lat po obronie pracuje na stanowisku zgodnym z jej wykształceniem. Zdobyć magistra byle czego, a później się zobaczy - takie króluje podejście i nie mogę mieć o to pretensji. Sama jestem na to najlepszym dowodem
- wylicza Patrycja.
Masz podobne spostrzeżenia?
Zobacz również: LIST: „Od 10 lat jestem studentką. Nie wiem, jak innym udaje się to skończyć”