Wyznanie Justyny: „Wychowałam się w skrajnej biedzie. Moi rodzice są nieodpowiedzialni”

„Ludzie, których nie stać na dzieci, nie powinni ich mieć” - twierdzi dziewczyna.
Wyznanie Justyny: „Wychowałam się w skrajnej biedzie. Moi rodzice są nieodpowiedzialni”
fot. Unsplash
07.08.2018

Wraz z wprowadzeniem przez partię rządzącą dodatku 500+ w mediach coraz częściej podnosi się temat dzieci wychowywanych w skrajnej biedzie i nieodpowiedzialności ich rodziców. Mówi się, że ci ostatni pokuszą się na pieniądze od państwa i będą decydować się na większą liczbę potomstwa. Ci ludzie utożsamiani są lenistwem i brakiem rozsądku. Wiadomo bowiem, że im większe dziecko, tym większy wydatek. A 500+ może kiedyś zabraknąć.

Zobacz również: Bieda powoduje zmiany w mózgu

Justyna myśli podobnie. Nastolatka wychowuje się w bardzo biednej rodzinie. Ma żal do rodziców, że nie zapewnili jej przyzwoitego startu. Justyna potępia 500+, a ludzi, którzy ze względu na dodatkowe pieniądze decydują się na powiększenie rodziny, ma za skrajnych głupców. Twierdzi, że jej życie jest beznadziejne, a ludzie, których nie stać na dzieci, nie powinni się na nie decydować.

- Wiem, że moi rodzice nie są jedyni. Jest mnóstwo par małżeńskich, które chcą mieć dzieci i starają się o nie, chociaż brak im środków. Uważam, że to szczyt głupoty i nieodpowiedzialności. Moi rodzice zawsze mówili „Jakoś to będzie”. Dziś mam ciarki, gdy słyszę coś podobnego. Nie będzie, bo w każdej chwili może zepsuć się pralka, dziecko potrzebuje do szkoły podręczników, ubrań i laptopa, a przydałyby się też jakieś kursy językowe i korepetycje. Czy to jakieś wygórowane żądania? Moim zdaniem nie. To minimum egzystencji młodego człowieka.

Dziewczyna opowiada o warunkach, w których się wychowuje.

- Mieszkamy w Warszawie w jednej z gorszych dzielnic. W kawalerce. Ja, siostra i dwoje rodziców. Brzmi jak koszmar prawda? I zapewniam, że nim jest. Kiedy byłam w szkole podstawowej, tak bardzo nie odczuwałam swojej biedy, ale wszystko zmieniło się, gdy poszłam do gimnazjum. Koleżanki miały telefony, ubrania dobrej jakości, wyjeżdżały na kolonie i mogły sobie pozwolić na kino czy pizzę. Ja mogłam pomarzyć o zwykłej bułce.

W moim domu brakowało kiedyś nawet na jedzenie. Pamiętam, że mama robiła placki z mąki i wody, żebyśmy mieli co jeść. Mleko, jakieś owoce czy gorszej jakości wędlinę uważałam za luksus. Gdy były w domu, uważałam ten dzień za święto. Przeważnie pochodziły z drugiej ręki.

Najbardziej przeszkadza mi chyba wszechobecna ciasnota. W pokoju stoi rozkładana wersalka, łóżko piętrowe, które do dziś zajmuję z siostrą, duża szafa, stół z krzesłami i stolik z telewizorem. W nocy wiele razy słyszałam odgłosy wydawane przez rodziców, kiedy się kochali. Modliłam się w duchu, żeby nie było z tego kolejnego dziecka. Do dziś nie mam się gdzie uczyć. Czasami zamykam się w toalecie, bo tylko tam panuje spokój. Kiedy mogłam przenocować u koleżanki, cieszyłam się, jakbym wygrała w totka. To właśnie wtedy, gdy zaczęłyśmy z koleżankami odwiedzać się w domach, uświadomiłam sobie, że inni żyją inaczej. Moje koleżanki miały swoje pokoje, komputery i nowe ubrania. Ja zdzierałam wszystko po starszych kuzynach. Potem poznałam dziewczyny, które co roku wyjeżdżały nad morze albo w góry. Dziś wiem, że to żaden luksus, ale kiedyś tak mi sie wydawało.

Justyna twierdzi, że życie w biedzie szybko wpędziło ją w kompleks niższości.

- Musiałam odmawiać za każdym razem, gdy dziewczyny szły na pizzę czy do kina. Bardzo się tego wstydziłam, w związku z czym zaczęłam ich unikać. Szybko zyskałam miano klasowego odludka. Wszystko przez biedę. Poza tym widziałam, jak te dziewczyny na mnie patrzyły. Nie wyśmiewały się, nic w tym stylu. Były raczej zdziwione, gdy pojawiałam się w dziurawych, zniszczonych ubraniach.

Mogłam też pomarzyć o prezentach na święta. Jedyne, co dostawałam, to paczkę z Caritasu. Przeważnie znajdowałam w niej pomarańcze i ciastka. Inne dzieciaki przychodziły w nowych ubraniach, dostawały wypasione zabawki, pyszne słodyczne i gadżety. Czułam się gorsza. Do dziś się czuję.

Zobacz również: „Zarabiam 5000 zł miesięcznie. Nie potrafię nic oszczędzić” (Historia Karoliny)

Nigdy nie byłam nigdzie poza Warszawą, nie licząc okolicznych miejscowości. Trudno w to uwierzyć? A jednak. Rodzice oczywiście nie mają samochodu. Każde wakacje spędzałam w domu. Nie mogłam sobie też pozwolić na wizytę u dermatologa, gdy na mojej twarzy pojawiły sie pryszcze. Nawet u zwykłego lekarza, a nie prywatnie, bo i tak musiałabym kupić leki. Teraz mam blizny.

Nastolatka pracuje w wakacje, ale zarobione pieniądze przeznacza częściowo na opłaty, przybory szkolne i kosmetyki do pielęgnacji. O przyjemnościach może zapomnieć.

- Nie jestem nierobem, wiem, że sama mogę ruszyć tyłek, chociaż obowiązkiem rodziców jest utrzymywanie mnie do czasu zakończenia studiów. W moim przypadku to śmiechu warte. Oni od dzieciństwa żadnych warunków mi nie zapewniają. Jak tylko skończę 18 lat, wyprowadzam się z domu. Nie wiem, czy od razu podejmę studia. Chciałabym, ale raczej nie będzie mnie stać. Najpierw muszę na nie zarobić.

Justyna twierdzi, że jej rodzice to typowi przedstawiciele patologii.

- Nie chciało im się uczyć ani dokształcać. Mama zarabia dorywczo, a ojciec przez całe życie pracuje w tej samej firmie, na tym samym stanowisku. Do szczęścia wystarcza im obiad i serial. Kiedy potrzebowali większej gotówki, zawsze pożyczali kasę. I tak żyją od kilkudziesięciu lat. Od kiedy pojawiło się 500+, jest lepiej, ale i tak nie popieram tego programu. Czlowiek sam powinien na siebie zarobić. Moi rodzice żyją zupełnie bezmyślnie. Ja i siostra ponosimy za to odpowiedzialność. Ludzie, których nie stać na dzieci, nie powinni ich mieć. Ja nie mówię o luksusach, ale podstawowych warunkach, żeby dziecko nie czuło się gorsze. Nawet własny pokój i dobrej jakości jedzenie nie wystarczy. Dziecko potrzebuje też korepetycji i jakiejś rozrywki.

Dzieciństwo ukształtowało moją psychikę. Zawsze będę się czuła gorsza. Odmawiam wszystkim facetom, którzy zapraszają mnie na randki, bo nie mam nic ładnego do ubrania i nigdzie nie byłam. Wstydzę się tego. No i gdzie miałabym ich przyprowadzać? Do tej nory, która jest moim domem? Wstydźcie się wszyscy, którzy bezmyślnie decydujecie się na dzieci, bo one potem cierpią przez takich rodziców.
Zobacz również: LIST: „Odebrać 500+ najbiedniejszym! Oni marnują pieniądze na głupoty”

Polecane wideo

Tak się kończy oszczędzanie na fryzjerze. Z ich doczepów śmieje się cały Internet
Tak się kończy oszczędzanie na fryzjerze. Z ich doczepów śmieje się cały Internet - zdjęcie 1
Komentarze (30)
Ocena: 5 / 5
gość (Ocena: 5) 29.08.2018 11:08
Moi rodzice też mają powiedzenie "jakoś to będzie ". Straszne... Też nic nie miałam nawet do jedzenia czy picia. Zawsze bieda. Buty czy ubrania od starszych siostr, które już dawno się wyprowadziły i mają swoje życie. Mnie też wyśmiewali. Ale wiesz teraz rolę się odwróciły. Mi się powodzi. Mam męża, 2jke dzieci i budujemy dom. Jak tylko najmłodszy odstawi pierś to idę na kursy i do pracy,później dalsze szkolenia i biznes u siebie.
odpowiedz
gość (Ocena: 5) 29.08.2018 09:05
niby taka bieda i brak telefonów ale jednak o papilocie sie dowiedziała.... ba co lepsza miała dost ep do neta by napisać artykuł......
odpowiedz
gość (Ocena: 5) 07.08.2018 23:29
W pełni się zgadzam z artykułem. Również wychowałam się w biedzie, mam sześcioro rodzeństwa i każdemu z nas jest ciężko. Nie stać Cię, to nie miej dzieci! Bo 500 + w każdej chwili może się skończyć!
odpowiedz
gość (Ocena: 5) 07.08.2018 19:33
Najgorsze jest to myślenie "jakoś to będzie" albo "wystarczy się kochać, niepotrzebne są luksusu" Oczywiście- miłość to podstawa, ale przecież nie chodzi o życie w mega dostatku tylko o podstawowe udogodnienia. Takie przekonania to chyba domena ludzi starszego pokolenia, który za dzieciaka żyli bardzo skromnie więc dla nich dwupokojowe mieszkanie, telewizor i parę groszy na życie to i tak sukces.
zobacz odpowiedzi (1)
gość (Ocena: 5) 07.08.2018 19:13
Ja niby też nie wychowywałam się w bogatej rodzinie nie wspominam tego jakoś źle. Dodatkowo tata zmarł na raka jak miałam 10 lat więc cały ciężar utrzymania rodziny spadł na mamę. Mam jeszcze 2 siostry i też nie miałam pokoju w którym mieszkała bym sama. Dopiero po wyjeździe sióstr na studia miałam przez jakiś czas pokój dla siebie. Prezentów też nie dostawałam i sama jakoś sie nie dopraszałam o nie bo wiedziałam że mama musi zapracować na zachcianki. Najbardziej chyba dokuczał mi fakt że mama za bardzo skupiła się na mnie. Chciała mieć wpływ na każdą moją decyzje. A że siostry dodatkowo mówiły żeby nie sprawiać kłopotu to godziłam się na wszystko. Np . na chodzenie do kościoła którego szczerzę nienawidzę. Dodatkowo nie szukałam chłopaka żeby nie martwić mamy. Dopiero znalazłam mojego obecnego mężczyznę w wieku 23 lat (a mam 32 lata). Także widząc wasze komentarze nie miałam aż tak źle.
odpowiedz

Polecane dla Ciebie