Powiedzenie mówi, że małe dzieci to mały kłopot, a duże to duży kłopot. Wszyscy rodzice mają problemy ze swoimi potomkami, ale niektórzy bardzo poważne. Najczęściej pojawiają się one w okresie nastoletnim, gdy pociechy przeżywają okres buntu, pierwsze miłości i zaczynają chodzić na imprezy. To wtedy próbują palenia papierosów, alkoholu, a nawet narkotyków. Winę ponosi towarzystwo, w którym przebywają, a często także rodzice, którzy nie poświęcają dzieciom czasu i zostawiają je same z problemami.
Edyta twierdzi, że była właśnie takim trudnym dzieckiem. W okresie nastoletnim paliła trawkę i zdarzało jej się wagarować. Potem poszła na studia i jej życie skomplikowało się jeszcze bardziej. Teraz ma 25 lat i poważny problem. Powiedziała rodzicom i chłopakowi, że skończyła studia, chociaż rzuciła je na pierwszym roku. Teraz nie ma pojęcia, jak wybrnąć z kłamstwa.
- Nigdy nie miałam dobrego kontaktu z rodzicami. Nie poświęcali mi czasu. W ogóle nie pamiętam wspólnie spędzonych chwil, przytulania czy pocałunków. Pretensje i wymagania były za to na porządku dziennym. Według rodziców musiałam dostawać same piątki. Za czwórki karali mnie obrażaniem się, a o innych ocenach lepiej nie wspominać. Dlatego robiłam wszystko, aby spędzać w domu jak najmniej czasu. W końcu zdałam maturę i dostałam się na studia. Wybrałam miasto jak najbardziej odległe od domu rodzinnego, żebym miała wymówkę, gdyby robili uwagi, że za rzadko przyjeżdżam. Niestety nie miałam zbyt wielkiej motywacji do nauki. Źle wybrałam. Kierunek narzucili mi rodzice, bo ja sama zdecydowałabym się na inny. Poszłam na kilka zajęć, a potem sobie odpuściłam.
Zobacz także: Jakich kłamstw mężczyźni nie wybaczają? TOP 7
Fot. iStock
Edyta zamiast nauki zajęła się imprezowaniem. Wieczorami szalała w klubach, następnego dnia budziła się około południa. Potem znowu wychodziła. Zdarzały się też dni, kiedy siedziała cały dzień w mieszkaniu.
- Z pieniędzmi nie było kłopotu. Rodzice co miesiąc przesyłali mi 1200 zł. Za 600 opłacałam pokój i rachunki, a resztę miałam dla siebie. Oczywiście na imprezowanie to było trochę za mało. Dlatego zatrudniłam się na pół etatu w kawiarni. Do rodziców jeździłam bardzo rzadko, właściwie tylko na święta. Za każdym razem pytali, jak mi idzie, a ja mówiłam, że świetnie. Czasami na dowód przywoziłam im skserowane strony z ocenami koleżanki, z którą przez ten czas utrzymywałam kontakt. Ona jedna wiedziała o wszystkim. Wpisywałam w rubryczce swoje imię i nazwisko, bo Mariola specjalnie zostawiała puste, dopóki nie zrobiłam kopii. Rodzicom mówiłam, że boję się zgubić indeks i dlatego go nie wożę ze sobą. Mariola miała prawie same piątki, a oni byli zachwyceni. Aż trudno uwierzyć, że tak minęło pięć lat. Właściwie nie zastanawiałam się, co będzie dalej, kiedy skończę z kłamstwami i czy w ogóle skończę. Czasami miałam satysfakcję, że robię rodziców w balona. Wszystkie informacje o studiach miałam od koleżanki, więc wprowadzenie ich w błąd nie było dużym problemem. Poza tym mieli mnie za potulne dziecko. Nigdy nie interesowali się mną na tyle, aby wiedzieć o niektórych wybrykach.
Niedawno Edyta poznała chłopaka – Mateusza. Był absolwentem uniwersytetu i miał duże poczucie humoru. Pracował w rodzinnej firmie, a w przyszłości planował założenie własnej.
Zobacz także: 9 kłamstw, które mówimy rodzicom, gdy spotykamy się z nieodpowiednim facetem
Fot. iStock
- Za każdym razem, gdy Mateusz opowiadał mi o swoich planach na przyszłość, czułam się koszmarnie. Spędziłam pięć lat na imprezowaniu, a moje jedyne osiągnięcia ograniczają się do dekorowania kawy i podawania do stołu. Bałam się, że kiedy o tym usłyszy, rzuci mnie, dlatego wolałam skłamać. Powiedziałam, że właśnie jestem w trakcie pisania pracy magisterskiej. Mateusz był w siódmym niebie, gdy wyznałam, że „studiuję prawo”. Stwierdził, że jestem idealną kandydatką na dziewczynę, bo jego rodzice są prawnikami. Jak to usłyszałam, myślałam, że zapadnę się pod ziemię. Gorzej chyba nie mogło być. Oczywiście rodzice wyrazili gorącą chęć poznania mnie, ale ja wymyślałam różne wymówki. Już dwa razy nie przyjęłam zaproszenia. Raz tłumaczyłam się, że jadę do domu, a za drugim razem opowiedziałam o kolokwium. Mateusz powiedział, że zrobiła na nich wrażenie moja odpowiedzialność i rodzinność, pomimo tego, że było im trochę przykro. A co ja na to? „O mamo, o mamusiu. Jak ja się wyplącze z tych kłamstw?” - myślałam.
Teraz przy każdym spotkaniu z Mateuszem Edyta zawczasu opowiada o licznych obowiązkach na uczelni, aby nie zaczął tematu z rodzinnym obiadem. Gdyby spotkanie doszło do skutku, zapewne wyszłoby na jaw, że dziewczyna nie ma pojęcia o prawie. Tak naprawdę dopiero teraz zrozumiała, w jakie bagno się wplątała. Oprócz tego jej rodzice na pewno będą chcieli zobaczyć dyplom.
- Mimo wszystko rodzice to pikuś. Pewnie jakoś przeżyłabym ich rozczarowanie. Zapewne odcięliby mi finanse, może także wyrzekliby się mnie. Trudno. Byłoby niełatwo, ale jakoś bym sobie poradziła. Mam przyjaciół, więc pomogliby mi znaleźć lepiej płatną pracę. Serce mi się jednak kraje, jak pomyślę o Mateuszu. Nigdy w życiu tak bardzo mi na nikim nie zależało. Wiem też, że na niego nie zasługuję. Nic nie osiągnęłam. Zmarnowałam pięć lat życia. On zrobił magistra i świetnie sobie radzi na kierowniczym stanowisku. Ja mam tylko maturę i nie wiem, co zrobić ze swoim życiem. Na pewno popełniłam błąd, o niczym mu nie mówiąc. Gdyby rzucił mnie od razu, nie bolałoby tak bardzo. A teraz jestem mocno zaangażowana w ten związek. Mateusz często wspomina, że rodzice na pewno pomogą znaleźć mi pracę w zawodzie, może nawet będę mogła zrobić u nich staż. Staram się zmieniać temat, ale nie zawsze się da. Teraz w ogóle brakuje mi motywacji do wszystkiego. W końcu wszystko się wyda i on mnie zostawi, a ja się chyba załamię.
Czy myślicie, że istnieje jakieś dobre rozwiązanie w tej sytuacji?