Z portalem Papilot współpracuję od 2009 roku. To szmat czasu, same przyznajcie. Swoje teksty zawsze staram się pisać obiektywnie, bez emocji, które najlepszego dziennikarza mogą wywieść na manowce. Teraz jednak będzie inaczej. Duże było moje zdziwienie, gdy jedna ze znajomych opublikowała na Facebooku link do artykułu w Papilocie. Nie kryjąc swojego rozgoryczenia: „Znów jesteśmy w rankingu”. I to jakim! Radom znalazł się wśród „7 polskich miast, w których wstyd mieszkać. Wszyscy się z nich śmieją!”. Dla nas, radomian, to nie pierwszyzna.
Czego dowiedziałam się tym razem? „Według wielu to prowincjonalne miasteczko z ogromnymi kompleksami. Współcześnie kojarzone z dresiarzami i słynną chytrą babą z Radomia. Podobno mieszkańcy sami wstydzą się swojego pochodzenia i starają się go nie ujawniać”.
W Radomiu mieszkam od urodzenia. Konkretnie: od 1986 roku. To moje miasto z pochodzenia i z wyboru, nie dziwcie się więc, że poczułam się wywołała do tablicy. My, radomianie zdążyliśmy zresztą przywyknąć do tego, że nasze miasto stało się polskim strachem na wróble. Chłopcem do bicia. Na Facebooku jest nawet profil: „Dowcipy o Radomiu”. Prawie pięć tysięcy polubień. A wśród memów: „Bartosz Wcisło. Kolejny wstyd dla Radomia”. Oglądasz „Project Runway”? Bartek, łagodnie mówiąc, nie zaskarbił sobie sympatii ani wśród innych uczestników, ani wśród widzów. Niezłe używanie mieli internauci. „Widać, że Radom”; „Siedź na swojej radomskiej wsi!”; „Niech projektuje dla dresów z Radomia”. Auć.
Odwiedzam czasem Warszawę. Kilka godzin w stolicy to dla mnie dawka maksymalna. Gdybym miała tam mieszkać na stałe, chyba bym się udusiła. Ci pędzący na spotkania ludzie z kubkiem ze Starbucksa w dłoni. Te korki. To fatalne, zasmrodzone powietrze. Dziękuję, postoję. Wolę mój Radom, gdzie wszędzie mam blisko, a bardzo lubię spacerować. Gdzie w pół godziny mogę przejechać z jednego końca miasta na drugi. Gdzie za metr kwadratowy mieszkania nie płaci się kilkudziesięciu tysięcy. Gdzie mam wszystko, co jest mi potrzebne. Gdzie są przede wszystkim świetni ludzie. Zawsze wierzyłam, że miasto to właśnie ludzie. A tak na marginesie – wszyscy moi znajomi mają pracę, więc chyba nie jest tak źle, prawda?
Gdzie indziej jest jednak pies pogrzebany. Mówi się, że Radom to nie miasto, tylko stan umysłu. I podpisuję się pod tym obiema rękoma. Sęk w tym, że umysły wielu radomian napakowane są przekonaniem, że żyjemy w grajdole, na prowincji, z której trzeba spadać jak najszybciej, bo to przecież Radom, tu nic nie może się udać, miasto brzydkie jak noc, nieprzyjemne, a przy tym nudne jak flaki z olejem. To zresztą bardzo wygodne, przyznajcie. „Nie mam pracy, bo to Radom”. „Nie wyszło mi, bo w Radomiu nic nie wychodzi”. Ciekawe, czy wyszłoby w Warszawie, Ciechocinku czy Acapulco.
Zostałam w Radomiu, bo dobrze czuję się w tym mieście. Może jest tak, bo nie mam postawy roszczeniowej i nie czekam, aż manna spadnie mi z nieba? Lubię działać, brać los w swoje ręce. Wierzę – może naiwnie – że ciężką pracą i determinacją można wiele osiągnąć. Póki co spełniły się wszystkie moje marzenia. Radom jakoś mi w tym nie przeszkodził. Czasem wydaje mi się, że ktoś rzucił na nasze miasto klątwę. No bo jak myśleć inaczej, skoro kojarzymy się jedynie z disco-polo albo wspomnianą chytrą babą? Szkoda tylko, że sami utrwalamy taki wizerunek. Wolimy Kraków, Kielce, Warszawę. Jeździmy po naszym mieście jak po łysej kobyle. Ludzie! Chyba już wystarczy.
Lubię podróżować, ale zawsze z przyjemnością wracam do domu. Do Radomia. Nie, nie żartuję. Naprawdę z przyjemnością. I wiecie, co? Radom da się lubić. Chciałabym, żeby uwierzyli w to przede wszystkim radomianie, którzy tworzą to miasto. Mnóstwo fajnych rzeczy się tutaj dzieje. Jest gdzie pójść, gdzie zjeść, gdzie się pobawić. Nie wierzycie? Znajdźcie mnie na Facebooku, napiszcie wiadomość – spotkamy się i pokażę wam Radom moimi oczami.
Nieważne, czy to Radom, Gdańsk, Zakopane czy Kozia Wólka – przestańmy zatruwać powietrze, którym oddychamy. Zróbmy coś dobrego dla swojej małej społeczności, a zmiany zacznijmy od siebie. O tym napisałam książkę, która ukaże się na jesieni. O Radomiu. O kobietach. O szukaniu swojego miejsca na świecie. O tym, jak zerwać z pesymizmem. I o tym, jak po prostu cieszyć się życiem.
Ewa Podsiadły-Natorska
Nie będę próbowała wam wmówić, że Radom to Paryż. Nie będę próbowała też udowodnić, że moje miasto jest perełką i powinno podobać się każdemu. Kto ma oczy i trochę oleju w głowie, widzi, ile jeszcze jest tu do zrobienia.
A i sami nierzadko do naszego marnego wizerunku dokładamy cegiełkę. Na przykład radomskie lotnisko – świetnie, że mamy Air Show, ale jak dotąd to inwestycyjny niewypał. Ponad sto osób na etacie, koszty utrzymania na poziomie miliona złotych miesięcznie. Jest tylko jeden problem: brakuje podróżnych, bo z Radomia nie odleciał jeszcze żaden pasażerski samolot. Co się więc dziwić, że cała Polska wytyka nas palcem.