Polacy pokochali wyprzedaże. Co prawda, rzadko mamy do czynienia z tak znacznymi przecenami, na jakie mogą liczyć np. Amerykanie, ale jeśli na horyzoncie pojawi się cokolwiek tańszego, nasze serca natychmiast zaczynają bić szybciej. Widoczne jest to zwłaszcza w dyskontach, które co jakiś czas oferują tematyczne kolekcje po znacznej przecenie. Słynie z tego choćby Lidl, który przeżywa oblężenie za każdym razem, kiedy zapowie wyprzedaż markowych towarów.
W ten sposób rodacy mogli się zaopatrzyć m.in. w gumowe i niezbyt gustowne, ale podobno bardzo praktyczne buty Crocs (ok. 80 zł zamiast 200), wysokiej jakości odzież sportową czy torebki uznanej marki Wittchen (ok. 200 zł, kiedy w salonie zapłacić trzeba nawet kilkakrotnie więcej). Niestety, korzystanie z podobnych promocji to nie lada wyzwanie. Towar debiutuje w sklepach w dni powszednie, a po 15 minutach od otwarcia nie ma po nim śladu. Długie kolejki ustawiają się od bardzo wczesnych godzin porannych. W sklepie dochodzi do przepychanek.
To, co dzieje się już w środku, możemy obejrzeć dzięki dzielnym reporterom obecnym na miejscu bitwy. Narzekający na biedę Polacy są w stanie kupić wszystko i w każdych ilościach, jeśli tylko można to zrobić taniej. Czy nie ma w tym czegoś upokarzającego?
Półki po wyprzedaży -30 procent na wszystko nie pozostawiają wątpliwości, że wcale nie jesteśmy aż tak biednym społeczeństwem. Większości zakupionych produktów pewnie nie potrzebujemy, ale skoro są tańsze...
Odzież sportowa z Lidla zawsze cieszy się ogromną popularnością. Wybrane wzory i rozmiary znikają tego samego dnia, w którym się pojawiły.
Torebki Wittchen już kilka razy trafiały na półki dyskontu. Za każdym razem kończyło się to w ten sposób.
Kurtki także schodzą jak świeże bułeczki.
Tak wyglądała wyprzedaż butów Crocs. Zamiast 200 zł, kosztowały ok. 80. O mierzeniu nie było nawet mowy...