Patrycja i Karol przez ponad dekadę mierzyli się z wyzwaniami, które zniszczyłyby niejedną parę. Endometrioza, insulinooporność, operacje, nieudane próby in vitro i setki tysięcy złotych wydane na leczenie. A jednak, mimo niepowodzeń, nie stracili nadziei. Oto historia walki o dziecko: dziś ich czarna kropeczka ma na imię Wanda i właśnie skończyła miesiąc.
Zobacz także: Urodziła córkę i ruszyła „czarna seria”. „Na sali porodowej słychać było tylko mój płacz”
Patrycja miała 25 lat, kiedy wraz z mężem zdecydowali: czas na dziecko. Była młoda, zdrowa, prowadziła aktywny tryb życia. Co może pójść nie tak? – myślała. Pierwsza wizyta u ginekologa przebiegła pomyślnie. Lekarz zalecił witaminy, uzupełnienie szczepień i życzył powodzenia. Jeśli w ciągu roku się nie uda, proszę wrócić – rzucił na odchodne.
Rok później, gdy test ciążowy wciąż nie pokazywał dwóch kresek, Patrycja zaczęła się niepokoić. Lekarz zaproponował obserwację cyklu i wyznaczanie dni płodnych. Jednak mimo bardziej zaplanowanych starań, efektów nadal brakowało. Kolejne badania ujawniły pierwszy problem: pęcherzyk jajnikowy nie pękał, co uniemożliwiało uwolnienie komórki jajowej. Wtedy padło pierwsze skierowanie do kliniki leczenia niepłodności.
— Poczułam ulgę. Trafiłam do miejsca, które specjalizuje się w takich problemach jak mój. Byliśmy młodzi i zdeterminowani, wierzyłam, że to kwestia kilku miesięcy — wspomina Patrycja.
Diagnoza w klinice szybko ujawniła kolejne komplikacje. Badanie nasienia wykazało, że plemniki zdolne do zapłodnienia są w mniejszości, a test drożności jajowodów potwierdził, że jeden z nich jest niedrożny. W trakcie badania doszło do powikłania – zakażenie wywołało ropień na jajowodzie. Patrycja trafiła do szpitala, gdzie po dwóch tygodniach nieskutecznej antybiotykoterapii lekarze zdecydowali się na operację. Straciła lewy jajowód wraz z jajnikiem.
— Mimo wszystko starałam się nie tracić nadziei. Z jednym jajowodem też można zajść w ciążę. Ale po raz pierwszy pojawił się cień wątpliwości — przyznaje.
Kolejne miesiące przyniosły następne diagnozy. Torbiel na jedynym jajniku okazała się skutkiem endometriozy, a dodatkowe badania wykazały insulinooporność. Patrycja zaczęła tracić wiarę w swoje ciało.
— Bliscy mówili: "Nie przejmuj się, jesteś młoda, masz czas". Ale ja wiedziałam, że to nieprawda. Byłam po dwóch operacjach, z jednym jajowodem, z chorobami, które obniżały szanse na ciążę. Czas uciekał, a my kręciliśmy się w kółko — opowiada.
Decyzja o in vitro była naturalnym krokiem. Pierwsza procedura zakończyła się niepowodzeniem. Kolejne transfery również nie przyniosły ciąży. Patrycja i Karol zdecydowali się zmienić klinikę, ale każda zmiana oznaczała nowe badania, konsultacje i wydatki.
— Na rządowy program finansowania in vitro załapaliśmy się dopiero pod koniec, gdy byliśmy już w połowie ostatniej procedury. Do tej pory wydaliśmy ponad 300 tysięcy złotych — mówi Patrycja.
Mimo rosnącej frustracji i poczucia bezsilności, para postanowiła dać sobie ostatnią szansę. W nowej klinice lekarz zaproponował merytoryczne podejście, bez zbędnych obietnic. W wyniku stymulacji udało się uzyskać siedem zarodków. Patrycja była zdumiona.
— Liczyłam na trzy, może mniej. Kiedy embriolog powiedziała, że mamy siedem, zapytałam, czy na pewno mnie nie pomyliła z inną pacjentką — wspomina.
Za drugim razem się udało. Test ciążowy wreszcie pokazał dwie kreski, ale radość mieszała się z obawami. Patrycja codziennie sprawdzała poziom hormonów, brała progesteron i unikała nadmiernych emocji. A jednak niepokój nie opuszczał jej ani na chwilę. Kiedy pojawiło się plamienie, była przekonana, że to koniec.
— Byłam pewna, że znowu się nie udało. Zadzwoniłam do lekarza, który uspokoił mnie i zalecił dalsze badania. Jakie było moje zdziwienie, gdy okazało się, że hormon przyrasta — mówi.
Dzień pierwszego USG był najdłuższym w jej życiu. Lekarz, wpatrzony w monitor, długo milczał. W końcu powiedział: Pani Patrycjo, wygląda na to, że mamy ciążę. Serduszko bije.
— Popłakałam się tak, że łzy wpadały mi do uszu. Wciąż nie wierzyłam, że to się dzieje naprawdę — wspomina.
Więcej na ten temat przeczytasz tutaj.