Każdy człowiek jest wyjątkowy, ale tak naprawę w większości funkcjonujemy według z góry ustalonego scenariusza. Szkoła, kolejne etapy edukacji i szczeble kariery zawodowej, ślub, kupno mieszkania, dziecko. Zazwyczaj wygląda to mniej więcej tak samo, a jeśli jest inaczej, to rzadko wynika z innego pomysłu na życie.
Zobacz również: LIST: „Przed trzydziestką każda kobieta powinna wyjść za mąż, urodzić dziecko i mieć stałą pracę”
Według niektórych takim przełomowym momentem są trzydzieste urodziny, które mają oznaczać definitywny koniec młodzieńczej spontaniczności. Do tego czasu wypadałoby się ustatkować. Ci, którym się nie udało, wpadają w kompleksy i są wręcz piętnowani. Mają poczucie, że przespali swoją szansę.
Czy tym razem jest podobnie? 30-letnia Justyna z różnych względów nie poszła w ślady rówieśników. A w rozmowie z nami zdradza, czy żałuje.
#1 Studia
Jeszcze kilkanaście lat temu wyższe wykształcenie to było coś, a dyplom zdobywali nieliczni. Dziś studia są naturalnym przedłużeniem edukacji i wypadałoby jakieś skończyć. Przyznam, że byłam całkiem blisko, ale z różnych powodów musiałam się poddać. Nie uważam tego za największą życiową porażkę, choć pewnie miło byłoby mieć magistra przed nazwiskiem. Wybrałam jednak nieodpowiedni kierunek, który strasznie mnie męczył i było już za późno, żeby zaczynać wszystko od nowa. W pewnym momencie ważniejsza stała się praca, bo bez niej nie mogłabym być samodzielna. Dla mnie to istotniejsze niż tytuł.
#2 Etat
Moje życie zawodowe to ogromny paradoks. Z jednej strony uwielbiam swoją pracę i nie wyobrażam sobie funkcjonowania w innej branży. Z drugiej - warunki zatrudnienia są tu bardzo specyficzne. Mało kto ma pełny etat i wciąż królują umowy zlecenia, o dzieło i innego typu kontrakty. Zajmuję się marketingiem, co daje mi sporo satysfakcji, ale nie składki emerytalne czy ubezpieczenie zdrowotne. Wolałabym inaczej, jednak nie jestem w stanie walczyć z systemem. Może kiedyś to się zmieni.
#3 Nieruchomość
Nie wzięłam kredytu na 30 lat, nie odziedziczyłam mieszkania po dziadkach, a tym bardziej nie mogłam sobie pozwolić na zakup nieruchomości za gotówkę. Gdyby nie rodzice, to oficjalnie należałoby mnie uznać za osobę bezdomną. W wynajmowanym lokum przecież się nie zamelduję. Polska to jednak nie jest Zachód Europy, gdzie mając 20-kilka lat możesz zacząć myśleć o własnym miejscu na ziemi. Tym bardziej, jeśli żyjesz w nieformalnym związku i oficjalnie dysponujesz tylko jedną pensją.
Zobacz również: 30-letnie panny przerywają milczenie. „Nie wierzę już w happy end”
#4 Mąż
Ostatnio zaczęłam nazywać w ten sposób swojego chłopaka, ale to nawet nie jest mój narzeczony. Byłam w kilku poważnych związkach, które nie wypaliły. Mogę się tylko cieszyć, że nie podjęliśmy pochopnej decyzji i dziś nie jestem np. potrójną rozwódką. Jestem stała w uczuciach, ale faceci bywają różni, a mnie łatwo podpaść. Jak dobrze liczę, to jestem ostatnią dziewczyną z klasy w liceum, która wciąż jest oficjalnie panną. Może kiedyś to się zmieni, ale wesela na 200 osób na pewno nie planuję. To nie moja bajka.
#5 Prawo jazdy
Najśmieszniejsze jest to, że rozpoczęłam nawet kurs i było całkiem blisko. To był prezent od babci na moje osiemnaste urodziny, ale chyba zbyt szybko się za to zabrałam. Pomimo fajnego instruktora jakoś nie potrafiłam ogarnąć tematu i podejść do niego ze spokojem. Nie podeszłam nawet do egzaminu wewnętrznego, a na państwowy nigdy się nie zapisałam. Cały czas obiecuję sobie, że nadrobię zaległości, ale ciągle są ważniejsze sprawy. Nie mam w sobie ciśnienia na tym punkcie. Wolę, gdy wożą mnie inni.
#6 Dziecko
Być może zabrzmi to kontrowersyjnie, ale całe szczęście, że nie doczekałam się potomstwa. Nie dlatego, że mam coś do dzieci i nie chcę ich posiadać. Wręcz przeciwnie. Uważam jednak, że każdy ma swój czas. W mojej sytuacji byłoby to wręcz nieodpowiedzialne - nie mam męża, etatu i własnego mieszkania, więc tylko potomka brakuje do zestawu. Lubię maluchy, często wyobrażam sobie jakby to było, ale życie potoczyło się inaczej. Na szczęście dziś kobiety rodzą nawet po czterdziestce.
#7 Oszczędności
Gdybym nagle straciła pracę, to raczej długo bym sobie nie poradziła. Będąc singielką, a nawet dziewczyną w nieformalnym związku, trudno cokolwiek odłożyć. Wynajem mieszkania, rachunki, dojazdy, jedzenie i inne sprawy to 90 procent moich dochodów. Reszta idzie na przyjemności, żeby nie zwariować. Nie chwalę się, ani nie żalę. Po prostu jest jak jest, ale to nie powód, żeby czuć się kobietą gorszej kategorii.
Zobacz również: 30 rzeczy, które powinnaś zrobić przed trzydziestką. Sprawdź, czy nie przespałaś życia