Kiedyś Stanisław Lem napisał, że aby hodować konie, potrzebna jest wiedza i stosowny papier. Nikt jednak niczego takiego nie wymaga w przypadku posiadana dzieci... Niekontrolowane piski i wrzaski, bieganie po restauracji, potrącanie gości, i przekonanie rodziców, że przecież dziecku wszystko wolno. To naprawdę męczy, aż do tego stopnia, że dorośli unikają już na stałe określonych miejsc. Niektóre restauracje wystosowały już oficjalnie oświadczenie, że nie życzą sobie w swoim lokalu "bąbelków".
Zobacz również: To właśnie w tym wieku dzieci są najbardziej nieznośne. Nie da się z nimi wytrzymać
Krytyka zachowania dzieci to w dalszym ciągu temat tabu. Większość osób ma opory, aby publicznie zwrócić rodzicowi uwagę i w efekcie męczy się przez potworny hałas dziecka, którym wcale nie musi się zachwycać!
Żyjemy w epoce, gdzie dziecko stawiane jest na piedestał. Nawet obcym ludziom, którym jest ono przecież obojętne. Istnieje grupa matek, które się tym karmią, czerpią jak mogą, bo dziecko to... ich jedyne osiągnięcie. Oczywiście są też rodzice, którzy wiedzą, na czym polega wychowanie dzieci, ale ich nie widać, ponieważ te dzieci zwyczajnie znają granice.
Widać i słychać te „cuda” matek nadymanych do granic wytrzymałości z samego faktu posiadania dziecka. I właśnie te dzieci, a często i same matki, trafiają do mnie na terapię. Jak nie wcześniej, to później
- wyjaśnia psycholog, Janusz Koczberski, w rozmowie z portalem Onet.
Kult tego typu macierzyństwa ma swoje uzasadnienie. Są to dzieci pokolenia wychowanego przez rodziców, którzy żyli jeszcze w biednych czasach PRL. Chcieli dać swoim dzieciom wszystko to, czego sami nie mieli. Wystarczy, że będzie chodziło do szkoły, a oni zadbają o całą resztę. W ten sposób nie stawiało się im żadnych wymagań. Wmawiało, że są wspaniałe i trzymało pod kloszem.
Takie dziecko wchodzi w świat z przekonaniem, że to otoczenie musi dostosować się do niego, a nie na odwrót. To poważny błąd w socjalizacji. Rodzice zamiast pomyśleć w miejscu publicznym, czy wulgarne zachowanie dziecka nie przeszkadza innym, przejmują się, czy podczas tego biegania i krzyków maluch zbytnio się nie zgrzeje albo czegoś sobie nie zrobi. Przecież to jego wyjątkowy "skarb" i jak tak można jeszcze rzucać mu krzywe spojrzenia. Ono jest nietykalne.
Ci sami rodzice przychodzą do szkoły wykłócać się o słabą ocenę ze sprawdzianu, do którego syn lub córka się zwyczajnie nie przygotowali. Ich pociechy są najmądrzejsze, więc jak to możliwe, że na kartce nie widnieje piątka? W ten sposób pozbawia się je skruchy, pokory i empatii, ucząc roszczeniowej postawy. Nie daj Boże zwrócić takiej mamie subtelną uwagę.
Naruszyła pani tabu. Miała pani odwagę powiedzieć, że nie chce pani spędzać czasu w towarzystwie wrzeszczących i niewychowanych dzieci. Wyraziła się pani jasno, że nie jest pani fanką tych cudzych „skarbów”. I to uderzyło w kompleksy tych matek, które swoją wielkość budują na posiadaniu dziecka. Bo one nie rozumieją, że ja czy pani mamy prawo do spokoju i ciszy, że nie musimy wysłuchiwać tych krzyków na obiedzie w restauracji czy na spacerze w parku. I dlatego trzeba zwracać na to uwagę
- komentuje Janusz Koczberski, jak cytuje Onet.
Taka uwaga to dla nich z pewnością atak na całe macierzyństwo. Współczesne matki zdają się być scalone ze swoimi dziećmi i każdą krytykę biorą mocno do siebie. Od razu interpretują to jako srogą ocenę roli mamy, a nie zachowania wrzeszczącego "bombelka". Przecież i one, i ich pociechy, są doskonałe, szkoda tylko, że mocno zagubione i... później trafiają do gabinetu terapeuty z problemami.
Dzieci nie rozumieją, że zdarzają się porażki, gorsze oceny, trudności i nie wszystko musi być zawsze perfekcyjnie, tak, jak były uczone. A w dorosłym życiu mama i tata już wszystkiego nie załatwią.
Czy jeżeli ojciec był lekarzem, to i syn powinien? Rodzice, którzy argumentują niekulturalne zachowanie dziecka tym, że w dzieciństwie sami tacy byli, są po prostu bezczelni. Dziecko zachowuję się tak, na ile mu pozwolimy, pomijając rzadkie przypadki, kiedy mamy do czynienia z nadpobudliwością czy poważnymi zaburzeniami.
Trzeba edukować ludzi, że nie mogą obawiać się bronić swoich praw, ponieważ dzieci nie mogą żyć cudzym kosztem. Oczywiście, muszą się trochę wyszaleć i takie jest ich prawo. Ale są do tego stosowne miejsca, takie jak plac zabaw czy łono natury. Należy zorganizować im zabawę, zabrać na wycieczkę do parku rozrywki, a nie siedzieć obok z nosem w telefonie. Nauczyć, że są miejsca, w których trzeba zachowywać się po prostu ciszej i spokojniej, bo to narusza granice innych.
Wszystkie pociechy potrzebują jedzenia, picia, troski i uwagi. To jest niezmienne od lat. Kiedyś jednak wiedzę i tradycje przekazywało się przez kilka pokoleń, a dziś matki czerpią wiedzę głównie z... Internetu. Ich idolkami są idealne celebrytki, które tłumaczą, jaką stosują dietę i jak wystylizowały pokój dla dziecka. Wszystko ma być sterylne, wspierające, czyste, ale kiedy zapyta się rodzica, dlaczego zostawia dziecko na rzecz przeglądania telefonu, to nie wie co odpowiedzieć. To taki sam brak szacunku, jak krytyka czy poniżanie.
Problem nasilił się zwłaszcza w czasie kwarantanny. Okazało się, że rodzice nie potrafią spędzać czasu ze swoimi dziećmi w domu, a tym bardziej znieść ich krzyków. Marzą o tym, aby jak najszybciej podrzucić pociechy do szkoły, przedszkola, albo podesłać bliskim. Jeżeli chcą coś zmienić w swoim życiu, to chyba nie powinni uczyć się wychowania z poradników napisanych przez celebrytów... A dać dziecku więcej uwagi. Wtedy nie będą musiały prosić o nią krzykiem.
Zobacz również: LIST: „Boję się spojrzeć sąsiadom w oczy. Przez moje dziecko chodzą niewyspani”
Źródło: onet.pl