Pandemia koronawirusa na świecie wciąż nie zwalnia tempa. Na dzień dzisiejszy zanotowano ponad 2 miliony przypadków zakażenia wirusem COVID-19, a prawie 128 tys. osób zmarło. Zarejestrowano również prawie pół miliona przypadków wyzdrowień, co pozwala mieć nadzieję na to, że już niebawem uda się pokonać pandemię, a nasze życie wreszcie wróci do normy.
Zobacz również: Zdjęła koronę i poszła pomagać. Miss Anglii wraca do zawodu lekarki, by leczyć zakażonych
Koronawirus objawia się na różne sposoby, a każdy zarażony przechodzi chorobę inaczej. Niektórzy mają wyjątkowo łagodne objawy i nawet nie zdają sobie sprawę z tego, że zapadli na wirusa COVID-19, a nie na zwykłą grypę czy przewlekłe przeziębienie. Niestety inne osoby przechodzą koronawirusa bardzo ciężko i muszą być hospitalizowani. W wielu przypadkach lekarze nie mają innego wyjścia, jak wprowadzić pacjenta w stan śpiączki farmakologicznej.
Tak właśnie stało się w przypadku 27-letniej Angeli Primachenko, o której piszą dziś media na całym świecie. Pod koniec marca kobieta zaczęła zauważać u siebie objawy zarażenia koronawirusem, takie jak wysoka gorączka i bóle mięśni. Sytuacja Angeli była o tyle wyjątkowa, że kobieta spodziewała się dziecka i była w ostatnim trymestrze ciąży. 1 kwietnia 2020 roku lekarze musieli wprowadzić ją w stan śpiączki farmakologicznej oraz wywołać poród, aby ocalić zdrowie i życie zarówno matki, jak i dziecka. Angela była wówczas w 33. tygodniu ciąży. Kobieta nie miała pojęcia, że lekarze podejmą decyzję o wywołaniu porodu. Gdy wreszcie została wybudzona ze śpiączki przeżyła szok.
Wyświetl ten post na Instagramie.
Nikt nie spodziewał się, że będę tak poważnie chora. Absolutnie nie spodziewałam się, że moje dziecko przyjdzie na świat w taki sposób. Gdy się obudziłam, nagle zauważyłam, że nie mam ciążowego brzucha. Byłam w szoku
- mówiła Angela w rozmowie z mediami. Dodała, że czuje się jak “chodzący cud”. Niestety młoda mama wciąż nie miała okazji wziąć na ręce swojej nowo narodzonej córki, Avy – dziewczynka pozostaje na oddziale intensywnej terapii noworodka.
Ava wciąż jest na OIOM-ie i nie mogę jej zobaczyć, ale jestem niezwykle wdzięczna niesamowitym pielęgniarkom, które wysyłają mi jej zdjęcia
- napisała Angela na Instagramie.
Wyświetl ten post na Instagramie.
Kobieta musi dwukrotnie uzyskać negatywny test na koronawirusa, zanim będzie mogła wreszcie wziąć swoją córkę na ręce. Wirus COVID-19 został zdiagnozowany u dziewczynki. W międzyczasie internauci wpłacają datki na rzecz Angeli i jej córki – wszystko dlatego, że ubezpieczenie medyczne kobiety i jej męża nie pokrywa w całości ich długotrwałego pobytu w szpitalu. Dzięki pomocy internautów poruszonych tą niesamowitą historią udało się zebrać już ponad 50 tys. dolarów.
Zobacz również: Młode mamy chwalą się perfekcyjnym makijażem prosto z... porodówki. Kontrowersyjny trend podbija Instagram