Wyznanie Kamili: „To zabrzmi strasznie, ale nienawidzę bycia matką”

Macierzyństwo to dla młodej mamy koszmar.
Wyznanie Kamili: „To zabrzmi strasznie, ale nienawidzę bycia matką”
Fot. iStock
28.07.2017

Macierzyństwo to zobowiązanie na całe życie. Na początku wiąże się z walką z zaplamionymi ubrankami, kolkami i grymasami malucha. Potem dziecko staje się bardziej samodzielne, a jego rodzicielka może odetchnąć. Nie brakuje jednak kobiet, które przekonują, że im dalej tym gorzej. Maluch rośnie i chociaż nie wymaga nieustannej opieki, to wychowywania na pewno. Proces ten wcale nie jest łatwy, bo dziecko ma swoje zdanie, obserwuje środowisko oraz bierze przykład z rówieśników.

Zdarza się, że matki żałują decyzji o rodzicielstwie. Kochają swoje dzieci, ale jednak trud opieki przesądza sprawę. Jedną z takich kobiet jest Kamila – mama rocznego Kubusia.

- Jestem załamana. Mam 32 lata i nienawidzę bycia mamą. Świadomie zdecydowałam się na dziecko. To nie była wpadka ani przymus ze strony męża czy rodziny. Przez większość życia nie pragnęłam potomstwa, ale dwa lata temu lód w moim sercu stopniał. Pojawił się instynkt macierzyński. Głównie za sprawą moich koleżanek. Gdy dobiłam do trzydziestki, mnóstwo z nich miało już pociechy albo przynajmniej zachodziło w ciążę. Patrzyłam na te dzieciaki i myślałam sobie, że może fajnie byłoby mieć chociaż jedno. Koleżanki przekonywały, że wcale nie jest tak źle. Tylko pierwsze 2-3 lata są trudne, a potem pojawia się prawdziwa satysfakcja i spełnienie. Wkrótce byłam już przekonana, że pragnę dziecka. Mój mąż również był za i rozpoczęliśmy starania. Rok temu przyszedł na świat Kubuś. Z całą odpowiedzialnością mówię, że więcej dzieci nie urodzę. Macierzyństwo to koszmar. Kocham swoje dziecko, ale nie znoszę bycia 24-godzinną opiekunką. Dla niektórych pewnie zabrzmi to strasznie, ale gdybym mogła cofnąć czas, bez wahania bym to zrobiła.

Kamila wspomina okres ciąży i poród...

Zobacz także: Czy powinnaś zajść teraz w ciążę? (Odpowiedz SZCZERZE na 10 pytań)

macierzyństwo

Fot. iStock.com

- Już ciąża była dla mnie dużym szokiem. Zawsze byłam aktywna. Zawodowo i prywatnie. Po pracy nigdy nie siedziałam w domu. Lubiliśmy z mężem wyskoczyć na drinka, wsiąść na rower czy po prostu pospacerować. Gdy zaszłam w ciążę, wszystko się skończyło. Czułam się tak koszmarnie, że musiałam nawet zrezygnować z pracy. Miałam mdłości i ciągle chciało mi się spać. Chodziłam na wpół przytomna. Mąż pomagał mi na wszelkie możliwe sposoby, ale w sumie tylko potęgował moje złe odczucia. Miałam wyrzuty sumienia, że zamieniam się w jedną z tych narzekających, sfrustrowanych kobiet.

Okres ciąży bardzo mi się dłużył. Zapewne dlatego, że tak szybko poszłam na urlop. W końcu jednak urodziłam. Poród był straszny. Nie chcę go nawet wspominać. Nie chodzi tylko o ból, ale o oschłość i szorstkie zachowanie personelu medycznego. Miałam wrażenie, że jestem traktowana przedmiotowo – jak robot, który ma dać życie nowemu człowiekowi. Po wszystkim wcale nie było lepiej. Dziecko nie chciało ssać piersi i rozpoczęła się męczarnia z karmieniem. Może jestem nienormalna, ale nie poczułam od razu miłości do swojego dziecka. Przyszła dopiero z czasem. Na początku patrzyłam na nie jak na małą, rozkapryszoną istotę, która wysysa ze mnie całą energię. Oprócz problemu z karmieniem, Kubuś był strasznie marudnym dzieckiem. Zresztą jest nim nadal.

Po kilku miesiącach od urodzenia dziecka niewiele zmieniło się na lepsze.

- Przez pierwszy miesiąc byłam wrakiem człowieka. Czułam, że nie ma we mnie żadnej energii, a musiałam zająć się dzieckiem, sobą i domem. Jakub budził mnie co dwie godziny. Rano nie nadawałam się do życia. Doskwierało mi zmęczenie, senność i zniechęcenie. Moje życie opierało się na dziecku, wszystko, co robiłam, podporządkowywałam pod jego potrzeby. To był niezmienny schemat karmienia, przewijania, uspokajania, masowania brzuszka, podawania ziołowych herbatek oraz usypiania.

macierzyństwo

Fot. iStock.com

- Oprócz tego gotowałam obiady, sprzątałam, prałam, prasowałam... Czasami nie chciało mi się nawet wykąpać. Chodziłam z tłustymi włosami i w brudnym dresie. Mąż każdego dnia odciążał mnie na dwie godziny, ale to nie pomagało. Nadal czułam apatię. Rozważaliśmy, czy nie mam depresji poporodowej, ale specjalista wykluczył tę dolegliwość. Stwierdził, że chodzi o burzę hormonów i zmianę stylu życia. Pocieszył, że z czasem minie.

Pierwsze pół roku było najgorsze. Gdyby nie mąż, naprawdę bym tego nie przetrwała. Nie zwracał uwagi na mój odpychający wygląd, ale zachęcał do zadbania o siebie, dopingował, pomagał. Załatwił mi wizytę w salonie piękności i zabrał na zakupy. Zadbana czułam się oczywiście trochę lepiej, ale nadal nie cierpiałam bycia mamą. Gdzie to poświęcenie i pokłady energii, które obserwowałam u innych matek? – zadawałam sobie pytanie. U mnie dominowało wieczne zniechęcenie.

Kamila twierdzi, że nadal nie znosi macierzyństwa. Nie tak to sobie wyobrażała.

- Teraz żyję tylko dla dziecka, a nie dla siebie. Kocham małego. Dziecko sprawia mi radość, ale nie mam satysfakcji z życia. Kiedyś myślałam, że po pierwszym roku nastąpi jakaś ulga, ale nie. Wszystko zależy od dziecka. Kubuś często choruje i wymaga troskliwej opieki. Trafił mi się chorowity i marudny potomek. Rzadko kiedy mam spokój. Jakub płacze podczas przewijania, karmienia, a nawet prób rozweselenia go. Gdy coś mu dolega, jest jeszcze gorzej.

macierzyństwo

Fot. iStock.com

Zawsze byłam ambitna, chciałam się rozwijać, pracować. Nie wiem, czy będzie to możliwe z tak chorowitym dzieckiem. Nie martwię się o pieniądze, bo mąż dobrze zarabia, ale świadomość siedzenia w domu mnie dobija. Nie jestem kobietą stworzoną wyłącznie do gotowania obiadów, sprzątania i oglądania seriali. Niektórym to odpowiada, ale mnie dusi siedzenie w domu. Potrzebuję wyjścia do ludzi, ruchu, pogaduszek, wyzwań. Dziecko to nieustanny obowiązek. Nie ma od niego wytchnienia.

Kamila nikomu o tym nie mówi, ale chętnie zrezygnowałaby z dziecka w zamian za życie, które wiodła kiedyś.

- Nie znajduję wystarczającego spełnienia w macierzyństwie. Kocham Jakuba, ale wiem, że to nie jest droga, którą powinnam była obrać. Gdyby nie mąż, zupełnie bym zwariowała, ale nawet on nie jest w stanie mnie zrozumieć. Ciągle powtarza, że potrzebuję czasu. Ja myślę, że raczej powrotu do dawnego życia. Chciałabym cofnąć czas, naprawdę bym chciała...

Czy któraś z Was zdobyłaby się na podobne wyznanie?

Zobacz także: Mój synek bawi się lalkami. To powód do niepokoju?

Polecane wideo

Komentarze (44)
Ocena: 4.93 / 5
Marmolada (Ocena: 5) 01.09.2020 15:23
Pffffff nie wiem czego się spodziewacie po macierzyństwie, serio. Rozmawiam z moimi koleżankami przez telefon i najpierw słyszę przytyk, że kiedy ja będę mieć "dzidziusia" - bosszz, nie nawidzę tego słowa, a po pół godzinie szczerej rozmowy zaczyna się płacz. Bo zmęczona, sfrustrowana, rozczarowana, rozgoryczona, bo to nie tak miało wyglądać i ble ble ble. I wiecie co? - SAME JESTEŚCIE SOBIE WINNE. Po pierwsze - bo oglądacie za dużo Leffandowskiej albo Rozeffnek-Mayday, więc na siłę tworzycie w swoich głowach krzywy obraz macierzyństwa, gdzie rano budzisz się w pełnym makijażu a dzieciak śpi do 13:00 i nikt nie wpadł na pomysł, że może Twoje życie po porodzie nie będzie wyglądać tak, jak życie laski ociekającej kasą, która do tego żyje gównie ze swojego instastory i stać ją na 327 opiekunek i na najnowsze zdobycze techniki ułatwiające bycie matką, a Ciebie - niekoniecznie. Po drugie - to to co wszystkie robicie innym tak, że koło się zamyka i ostatecznie wszystkie kobiety w Polsce padają nie tylko ofiarą kompleksu Matki Polki ale czegoś, co nazywa się Schadenfreude. Mianowicie uwielbiamy wręcz, jak komuś powodzi się gorzej, prawda? Co za satysfakcja. A jeśli powodzi mu się lepiej to koniecznie trzeba namówić do działań, które to zmienią. I wiecie co? Najgłośniej namawiają mnie na dziecko laski, które są najbardziej nieszczęśliwe w swoim życiu, a już szczególnie, gdy patrzą na moje życie. Wiec "Miej bachorka, dwa, najlepiej tuzin! Nie będzie tak źle! Będzie cudownie, zobaczysz!" Otóż nie, i one dobrze o tym wiedzą. Same są w ciul nieszczęśliwe, a ja mam się dobrze, więc poczują się lepiej, jak ja też zacznę mieć przejechane, tak jak one. Pieluchy, ryki, zmęczenie, insomnia, koniec kariery, mało chajsu. Taki mają cel. Żeby moje życie wyglądało tak jak ich, wtedy poczują się lepiej, wszak w grupie cierpi się raźniej. To jest Schadenfreude. Mam dziecko i jestem nieszczęśliwa. Moja koleżanka nie ma i chyba jest szczęśliwa? - RÓB DZIECKO!!!!!! NATYCHMIAST!!! Bo patrzenie na twoje szczęście mnie wpienia. Tak to wygląda. I żeby było jeszcze smutniej - jest to NORMALNE ZJWISKO PSYCHOLOGICZNE, które dotyka prawie wszystkich ludzi, nawet podświadomie. Więc dla niezdecydowanych - jeśli opinia innych na temat Twojego posiadania bądź nie dziecka ma dla Ciebie jakiekolwiek znaczenie, to weź to znaczenie - I WY*EB. Bo znaczna część ludzi nie życzy Ci dobrze, no - przynajmniej nie dobrze DLA CIEBIE :)
odpowiedz
gość (Ocena: 5) 09.03.2020 10:25
Też tak myślę, że by miała więc nie ryzykuję i dzieci mieć nie chcę. Wolę bym sama na starość niż męczyć się najlepsze lata życia.
odpowiedz
gość (Ocena: 5) 18.09.2019 15:20
Ja mam to samo! Mój syn ma 2 lata a ja z miłą chęcią cofnelabym czas, żeby nigdy nie mieć dziecka. To nie dla mnie, nie nadaje się do tego, nienawidzę bycia matką, nienawidzę się tak poświęcać.
zobacz odpowiedzi (1)
gość (Ocena: 5) 10.08.2019 21:29
Ja-gosc
odpowiedz
Jot (Ocena: 5) 07.07.2019 12:06
Do Kamili, która chciałaby cofnąć czas: musiałby nastąpić powrót do czasu przed zaistnieniem Kubusia, ale jednocześnie z pełną wiedzą i świadomością, że macierzyństwo jest nie dla ciebie, z rozpoznaniem własnej emocjonalności negatywnie reagującej na macierzyństwo. Bez tych wszystkich świadomości - ponownie zdecydowałabyś się zostać matką - i klops😉. Teraz wyobraź sobie przypadek, że przenosisz się w przeszłość, do czasu przed decyzją o ciąży, 'przed Kubą' - rozumiejąc, "pamiętając", co wiąże się z byciem w ciąży, z byciem matką. Zapewne wówczas cieszysz się, że nie masz wszystkich dolegliwości związanych z ciążą, nie musisz znosić uciążliwości macierzyństwa, dyskomfortu opiekowania się wymagajacym maluchem (a propos: warto poszukać mądrego lekarza - dziecko może być marudne przejściowo - np ma trudność z dostosowaniem się do życia poza organizmem matki - i wyrosnąć z tego albo nie, może jednak mieć jakieś deficyty/dolegliwości - np brak poczucia bezpieczeństwa (komfortu) po twojej trudnej ciąży i bardzo stresującym porodzie (dzieci odbierają emocje matki i otoczenia z tego czasu), może mieć problemy poszczepienne czyli NOP, itd). No i teraz cd z przeniesienia się w czasie: poprostu Kuby nie ma. Ale, skoro twierdzisz/czujesz, że kochasz swoje dziecko, to z prawdopodobnie zaczęłabyś odczuwać tęsknotę za nim, jakaś pustkę i brak nie do wypełnienia. I może przyszłaby myśl: "jeśli mogłabym cofnąć czas, to chciałabym przenieść się do sytuacji, gdy byliśmy/jesteśmy rodziną". Miej na uwadze, że synek odbiera twój dyskomfort i może podświadomie czuć się "niechciany", odtrącony - a przecież nie zawinił. Ty też nie zawiniłaś. Wierzę, że znajdziesz właściwe rozwiązanie, ... że ono samo przyjdzie. Przetrwaj jeszcze jakiś czas. Może wkrótce będziesz mogła zatrudnić dobrą nianię i wrócić do pracy. Cieszę się, że masz mądrego, zaangażowanego męża - i że to doceniasz. Pozdrawiam.
odpowiedz

Polecane dla Ciebie