Wyznanie właściciela restauracji: „Wprowadziłem zakaz przychodzenia z dziećmi. Teraz liczę zyski!”

Adam nie żałuje tej decyzji i opowiada o swoim doświadczeniu z klientami-rodzicami.
Wyznanie właściciela restauracji: „Wprowadziłem zakaz przychodzenia z dziećmi. Teraz liczę zyski!”
fot. Thinkstock
27.04.2017

Jedzenie posiłków wspólnie z dziećmi, utrwala więź z rodzicami i pozwala nauczyć ich zasad dobrego wychowania. Nie zawsze jednak jest zjawiskiem pożądanym. Mowa o restauracjach i wszystkich punktach gastronomicznych. W niektórych właściciele zainwestowali w specjalne kąciki dla dzieci i dzięki temu wszyscy klienci mogą w spokoju jeść posiłek, w innych niestety bywa różnie. Dzieci często nie słuchają się rodziców, robią raban i przeszkadzają innym bywalcom. Niestety nie zawsze zostaje im zwrócona uwaga. Rodzicom zdarza się ignorować pociechy, które tylko na to czekają. To dlatego coraz więcej właścicieli lokalów decyduje się na wprowadzenie zakazu przychodzenia z dziećmi albo ustala godziny takich wizyt. Jedni są tym zachwyceni, a inni zgorszeni.

Tak się złożyło, że jednym z naszych znajomych jest właściciel restauracji, który zdecydował się na takie rozwiązanie. Adam (imię zmienione) twierdzi, że w przeciągu pół roku liczba klientów znacznie się powiększyła, podobnie jak dochód. Adam szacuje napływ dodatkowej gotówki aż na 30 procent...

Mężczyzna zgodził się zdradzić kulisy tej decyzji.

Ustalmy od razunic nie mam do dzieci. Lubię je, ale na takiej zasadzie, jak dorosłych. Do niektórych od razu czuje się sympatię, a do innych nie. Jeżeli chodzi o dzieci, uwielbiam grzeczne, pojętne maluchy, natomiast nie znoszę rozkapryszonych, wrzeszczących brzdąców. Do dziś dręczy mnie wspomnie wrzasku dzieci klientów mojego lokalu...

Zobacz także: High need baby – gdy maluch daje w kość

niewychowane dzieci

Fot. iStock.com

- W restauracji serwujemy przeważnie dania obiadowe. Najwięcej osób przychodziło w weekendy, a zwłaszcza w niedziele. To właśnie wtedy gościliśmy najwięcej rodziców z dziećmi. Zjawiali się całymi rodzicami. Matka, ojciec i kilka pociech. Po roku od otworzenia lokalu to był dla mnie najbardziej znienawidzony widok. Zresztą nie tylko dla mnie. Cała obsługa wzdychała, zwłaszcza, gdy z daleka było widać, że rodzice nie za bardzo przejmują się dziećmi i marzą tylko o tym, aby usiąść na krześle i zjeść posiłek.

Adam przekonuje, że niektóre sceny były wzięte rodem z horroru.

- Pamiętam, gdy mama jednego z tych „rozkoszniaków” zamówiła mu deser lodowy. W deserze były banany, których dzieciak nie lubił, jak się potem okazało. Gdy kelnerka postawiła przed nim pucharek i zobaczył kawałki owoców, od razu zaczął grymasić i odmówił jedzenia. Matka zażyczyła sobie zwrotu, ale to niemożliwe, bo co byśmy zrobili z tym deserem? Nie można zwrócić jedzenia z takiego powodu. W menu widnieje dokładny opis, z czego składa się deser. Dziecko już prawie płakało, więc z pretensją w głosie i wyraźnym zdenerwowaniem zamówiła coś innego, a poprzednie zamówienie kazała zabrać. Kelnerka wszystko potem opowiadała. Kobieta zachowała się tak, jakby miała pretensje, że podajemy ten deser z bananem. Poza tym mogła je po prostu wyjąć, ale syn oczywiście i tak odmówił jedzenia. To jednak nie było najgorsze. Podobnych sytuacji zdarzało się mnóstwo.

zachowanie dzieci

Fot. iStock.com

- Pewnego pięknego dnia jedno z dzieci zażyczyło sobie sok. Kiedy mu go przyniesiono, barwa okazała się nie taka jak trzeba. Rozzłoszczona dziewczyna wzięła szklankę i chlusnęła w kelnerkę. Przypadkowo dostało się też kobiecie, która akurat przechodziła obok. Matka oczywiście przepraszała i skarciła dziecko, ale to polegało na tym, że powiedziała, aby więcej tak nie robiło. Jej „skarb” wyglądał tak, jakby w ogóle się nie przejął. Kilkanaście minut później dziewczynka biegała pomiędzy stołami. Zanim matka przywołała je do porządku zdążyło strącić niektórym klientom szklanki ze stołów albo torebki z krzeseł. Goście już wcześniej byli wyraźnie zniecierpliwieni tym zachowaniem, ale to ostatnie przelało czarę goryczy. Ktoś głośno zasugerował, żeby kobieta z córką wyszła. Przyłączyli się do niego inni. Wtedy rozpoczęła się kłótnia i musiałem interweniować. Zdecydowałem się wyprosić kobietę z dzieckiem. Zaprosiłem ją na bok, a potem powiedziałem, że jestem zmuszony podjąć takie kroki. Bardzo się zdenerwowała i stwierdziła, że pożałuję. Jeszcze tego samego dnia na fanpage'u wystawiła mi negatywną opinię. Napisała, że „lokal jest nieprzyjazny dla rodzin z dziećmi”. Aż niedobrze mi się robi na samo wspomnienie.

Adam wspomina kolejne sytuacje.

- Pamiętam, ile strachu najedliśmy się, gdy matce zginęło dziecko. Pięcioletni syn. Kobieta nie uważała i mały odszedł. Po jakimś czasie zorientowała się i zrobiła raban. Goście już nie mogli spokojnie jeść, tylko słuchali jej lamentu. Zaprosiliśmy kobietę na zaplecze, gdzie zaczęła nas oskarżać. Jej zdaniem lokal odpowiada za zaginięcie dziecka, bo kelnerzy powinni go pilnować. Tłumaczenia nic nie pomagały. Przypuszczam, że zareagowała tak, bo czuła się winna i była zdenerwowana, ale mimo wszystko ani ja, ani mój zespół nie będziemy odpowiadać za jej dziecko. W końcu wezwałem policję, która przeszukała restaurację. Dzieciak znalazł się. Uważał, że to zabawne, że się schował. Wszyscy straciliśmy przez niego mnóstwo nerwów, a goście oczywiście byli zaciekawieni sytuacją. Całe szczęście, że się znalazł. Inaczej jeszcze ktoś przypiąłby nam niechlubną etykietkę.

wychowanie dziecka

Fot. iStock.com

Mężczyzna uważa, że rodzice, którzy zabierają ze sobą dzieci do restauracji, bardzo często nie zwracają na nie uwagi. Podejrzewa, że nawet specjalnie zabierają je ze sobą, bo chcą odpocząć.

- Oni liczą, że zajmie się nimi obsługa, bo „nasz klient, nasz pan”. Mój personel jest zbyt zapracowany, żeby jeszcze zajmować się dziećmi. Poza tym, kto im za to zapłaci? Długo myślałem, co z tym robić, bo skargi pojawiały się coraz częściej. Niektórzy klienci głośno mówili, że wpadaliby częściej, gdyby nie dzieci. To skłoniło mnie do działania. Wprowadziłem zakaz.

Adam opowiada, że pierwsze dni były okropne.

- Na początku nieraz dochodziło do kłótni. Ludzie przyzwyczaili się, że można przychodzić z dziećmi, a byli wypraszani. Niektórzy ludzie zaliczali się do stałych bywalców. Mimo wszystko nie żałuję ich straty. Zamiast jednej rodziny z dziećmi, teraz przychodzi kilkunastu dodatkowych klientów. Oni z czasem też staną się stałymi bywalcami. Cieszę się, że najgorszy okres mamy już za sobą. Minęło pół roku. Przybyło mi klientów. Dochód w niedzielę zwiększył się aż o ok. 30 procent. Nie żałuję.

Zobacz także: Reportaż: „Mam nieudane dziecko”

Polecane wideo

Komentarze (51)
Ocena: 4.92 / 5
Mama (Ocena: 5) 06.05.2023 21:55
dysgiminalisasja mam z dzieśmi. To zama ratosc biegajomce SLODZIAKO
odpowiedz
5 (Ocena: 5) 29.04.2017 11:58
bardzo dobrze, gratuluję pomyslu! jak szanowni rodzice chcą mieć rodzinne obiadki - proszę bardzo ale w domu! restauracja to miejsce dla dorosłych ludzi chcących zjeść w spokoju, odpocząć, posiedziec w miłym towarzystwie. zrobilabym tak samo.
odpowiedz
gość (Ocena: 5) 28.04.2017 20:41
temat rzeka...mnie rodzice nie ciągali po restauracjach jak byłam mała i było oki, były inne rozrywki jezioro, kąpiele, plac zabaw itp. po co brać dziecko do restauracji, szanujmy się nawzajem bo wiadomo że nie wszystkim pasuje słuchanie płaczu dziecka przy obiedzie lub jego biegania i zaczepiania innych...
odpowiedz
gość (Ocena: 5) 28.04.2017 12:56
Powinny byc lokale rodzinne i takie bez udzialu dzieci. Wtedy kazdy moglby zdecydowac czego w danym dniu potrzebuje
odpowiedz
gość (Ocena: 5) 28.04.2017 12:40
Brawa dla tego Pana! Mam nadzieję, że inne restauracje wezmą przykład i podzielą się na te familijne i te, do których z dzieckiem wejść nie można. Nie po to człowiek idzie po całym ciężkim dniu w pracy do restauracji i wydaje swoje pieniądze żeby słuchać płaczu dziecka. Rozumiem, że rodzice chcą wyjść sobie też do restauracji no,ale w końcu chyba można zostawić dziecko w domu pod opieką kogoś innego. Dzięki temu wszyscy będą zadowoleni - odpoczną rodzice od swojej pociechy a inni klienci restauracji nie będą mieli powodów do narzekań
odpowiedz

Polecane dla Ciebie