W podwarszawskim Piasecznie nadzieja umiera ostatnia – to tu pary, mające problem ze spłodzeniem potomka, mogą znaleźć kobietę, która urodzi im ich własne dziecko. Na pomysł założenia takiego biznesu wpadła Elżbieta Szymańska, od niespełna roku prowadząca Centrum Pośrednictwa "Elizabeth" - Matki Zastępcze Surogatki. I choć formalnie jej firma jest agencją pracy tymczasowej, to w rzeczywistości zajmuje się wynajmowaniem zastępczych matek, które udostępniają swoje brzuchy parom starającym się o dziecko.
W Polsce tego typu transakcje nie są jeszcze prawnie zabronione, bo nie ratyfikowaliśmy Europejskiej Konwencji Bioetycznej, a nasze rodzime dokumenty nie zawierają przepisów zabraniających działalności surogatek. W efekcie, każdy, kto ma pieniądze, może legalnie wynająć kobietę, która przyjmie na dziewięć miesięcy do swojego brzucha zapłodnione metodą in vitro komórki jajowe innej kobiety, czyli zarodek bezdzietnej pary.
Aby do tego doszło, wystarczy kilka spotkań w agencji pośrednictwa oraz wizyta w klinice medycyny reprodukcyjnej, która przeprowadzi zabieg sztucznego zapłodnienia. Jak przyznała Elżbieta Szymańska w rozmowie z „Dziennikiem”, miesięcznie zwraca się do niej o pomoc kilkanaście bezpłodnych par. Na początek właścicielka przedstawia im katalog potencjalnych matek zastępczych - pokazuje ich zdjęcia, podaje informuje o ich wieku, wykonywanym zawodzie, stanie cywilnym i liczbie dzieci. Po wyborze odpowiedniej kobiety, para podpisuje z pośredniczką umowę oraz płaci jej pierwsze 4,5 tys. zł. Kolejne etapy transakcji obejmują wizytę w klinice (kilkanaście tysięcy złotych) oraz umieszczenie zapłodnionej komórki jajowej w brzuchu surogatki, która na dziewięć miesięcy staje się żywym inkubatorem. Do rozwiązania para oczekująca dziecka musi jeszcze zapłacić sumę 100 tys. za pośrednictwo Szymańskiej oraz co najmniej 50 tys. za wynajęcie Matki zastępczej. Cała transakcja zamyka się w około 170 tys. zł, ale i tak nie ma pewności, że dziecko na pewno trafi do rodziców. Teoretycznie surogatka musi po porodzie zrzec się praw do maleństwa, tak jak stanowią podpisane w agencji dokumenty, a biologiczny tata będzie mógł wtedy zgodzić się na przysposobienie go swojej partnerce. Jednak, jak przekonują prawnicy, umowy te nie mają żadnej mocy prawnej i gdyby surogatka chciała zatrzymać dziecko, sąd stanąłby po jej stronie, ponieważ to ona w świetle prawa jest matką.
Mimo takiego zagrożenia, spragnione rodzicielstwa pary decydują się podjąć ryzyko albo po prostu nie zdają sobie sprawy z tego, że dokumenty, które podpisują, nie mają mocy prawnej. Z drugiej strony, sytuacje nieoddania maleństwa przez surogatkę zdarzają się stosunkowo rzadko, a zwolenników tej formy walki z bezpłodnością ciągle przybywa. Wygląda jednak na to, że już niedługo ten dochodowy biznes zostanie w Polsce zakazany, ponieważ Zespół do spraw Konwencji Bioetycznej, pod kierownictwem Jarosława Gowina, przygotowuje właśnie projekt ustawy zabraniającej wynajmowania zastępczych matek.
Wydaje się, że z momentem wprowadzenia odpowiednich procedur regulujących działalność surogatek powinna ucichnąć debata publiczna na ten temat, ale niektórzy zauważają, że dopiero wtedy pojawi się poważny problem w postaci podziemia zastępczych brzuchów. Już teraz, przeglądając ogłoszenia w Internecie, można się natknąć na oferty chętnych do współpracy surogatek oraz zdesperowanych par skłonnych zapłacić naprawdę wiele za posiadanie własnego malucha. W większości krajów Europy Zachodniej handel brzuchami jest zakazany, więc bezpłodne pary w poszukiwaniu szczęścia muszą wyjeżdżać aż na Ukrainę albo do USA, gdzie przyszli rodzice mogą uznać dziecko za swoje już od 4. miesiąca życia.
Na legalizacji zjawiska niespecjalnie zależy jednak samym surogatkom, bo większość z nich działa indywidualnie, a nie za pośrednictwem agencji. Są młode (zazwyczaj mają od 19 do 35 lat) i pilnie potrzebują pieniędzy, więc nie chcą dzielić się z nikim swoim zarobkiem. Bez pardonu przyznają, że nie zależy im na dzieciach, które noszą pod sercem, bo najczęściej mają już kilkoro swoich własnych, a pieniądze, które otrzymają za wynajęcie brzucha, pozwolą utrzymać się przez cały kolejny rok. O ile takie transakcje nie wzbudzają skrajnych emocji, to już większe kontrowersje wywołuje fakt, że zastępcze Matki zgadzają się również na układy z homoseksualistami albo ludźmi w podeszłym wieku. Wtedy jednak cena rośnie, choć warunki umowy pozostają takie same – wystarczy dbać o siebie w czasie ciąży, urodzić zdrowe dziecko oraz oddać je rodzicom, a pokaźna kwota, która zasili konto, pozwoli na zakup mieszkania, wymianę samochodu albo po prostu - na codzienne życie na godnym poziomie. Surogatki podkreślają jednak, że oprócz korzyści finansowych ich „praca” daje coś jeszcze – satysfakcję oraz poczucie, że ofiarowało się komuś ogromne szczęście.
Nadia Tyszkiewicz
Zobacz także:
Czy w dzisiejszych czasach liczy się wykształcenie?
Czy w czasach dominacji doświadczenia i kursów wpisanych w CV, wykształcenie ma w ogóle znaczenie?
Polska matura jest dla idiotów?
Kiedyś Polacy byli dumni z systemu edukacji, który przewyższał poziomem zachodnie. Teraz zamiast go utrzymywać, równamy w dół.