W Polsce działają od ponad 10 lat i w tym czasie przyjęły niemal 100 noworodków. Tak zwane Okna Życia zlokalizowane są na terenie całego kraju i umożliwiają anonimowe pozostawienie potomstwa, którym matka nie chce lub nie może się opiekować. Dzięki takiemu rozwiązaniu wiele dzieci ma szansę na normalne życie w rodzinie adopcyjnej. Tego na pewno nie można powiedzieć o sytuacji, gdyby zostały pozostawione same sobie na mrozie lub w odludnym miejscu. Inicjatywa ta często ratuje ich życie.
Jak ciężka musi być sytuacja kobiety, która nie widzi innej możliwości i decyduje się porzucić dopiero co urodzone maleństwo? Udało nam się nawiązać kontakt z jedną z nich. Patrycja (imię zmienione) kilka lat temu w środku nocy skorzystała z tej możliwości. Dziś zdradza nam, dlaczego podjęła taką decyzję, jak udało jej się zachować ciążę w tajemnicy i co czuła, kiedy zamykała za sobą to wyjątkowe okno. Czy dręczą ją wyrzuty sumienia i zastanawia się, do jakiego domu trafiła jej pociecha?
Dotychczas zjawisko to opisywano wyłącznie z perspektywy dziecka. Ta rozumowa rzuca na nie zupełnie nowe światło…
fot. Thinkstock
Papilot.pl: „Co trzeba mieć w głowie, żeby zrobić coś takiego?!” - to najczęstszy komentarz do informacji o kolejnym noworodku znalezionym w Oknie Życia.
Patrycja: Trzeba być w totalnym dołku psychicznym, czuć bezsilność, brak wsparcia i nadziei. Trzeba obawiać się każdego kolejnego dnia. Wiedzieć, że nie podoła się roli matki. I mieć przekonanie, że lepiej zrobić to w ten sposób, niż krzywdzić niewinną istotę.
A jak to było w twoim przypadku?
Wszystko po trochu. To nie była planowana ciąża, ale dzieło przypadku. Ojciec dziecka nawet się o niej nie dowiedział. Byłam w wyjątkowo trudnej sytuacji materialnej i nie mogłabym liczyć na zrozumienie najbliższych. Wydawało mi się, że lepiej podjąć taką decyzję, niż skazywać maleństwo na biedę, cierpienie i wytykanie palcami.
Czy w czasie ciąży byłaś pod opieką lekarzy?
Niemal od początku wiedziałam, że ten problem trzeba będzie jakoś rozwiązać. Na szczęście nie mieszkałam wtedy w Polsce, ale w jednym z sąsiednich krajów. Miałam tam znajomych lekarzy, którzy się mną zajęli. Robili to całkowicie nieoficjalnie, więc ciąża nie została odnotowana w żadnym systemie. Nie wiem jak można to zrobić inaczej. Oddajesz dziecko niby anonimowo, ale wreszcie się wyda, że byłaś w stanie błogosławionym, a potomstwo gdzieś zniknęło.
Wróciłaś do Polski tylko po to, żeby pozostawić dziecko w Oknie Życia?
Mogłam to zrobić w kraju, w którym mieszkałam, ale coś mi podpowiadało, że skoro ja jestem Polką, to maluch też powinien mieć związek z ojczyzną.
źródło: Wikipedia (wikipedia.org)
Jak to się odbyło?
Miałam wyznaczony termin porodu i ciąża przebiegała wręcz podręcznikowo. Tydzień przed nim wróciłam do Polski. Nie zatrzymałam się u rodziny, bo nikt z najbliższych nie wiedział o mojej sytuacji. Wynajęłam pokój i czekałam na rozwiązanie. Towarzyszyła mi bliska przyjaciółka - jedyna osoba, której mogłam wtedy absolutnie zaufać. Nie będę zdradzać jak wyglądał poród i chwile bezpośrednio po nim, ale byłam w dobrych rękach i całkowicie bezpieczna.
Kiedy zobaczyłaś dziecko, nie chciałaś zmienić swojej decyzji?
Pokochałam je od pierwszego wejrzenia, ale nie. Wiedziałam, że takie cudo zasługuje na fajne i normalne życie, którego ja nie mogłam mu zapewnić. Bo co miałabym wtedy zrobić? Nie miałam partnera, pracowałam na obczyźnie, rodzina daleko, mieszkałam z kilkoma współlokatorami, ledwo wiązałam koniec z końcem. To po prostu nie mogło się udać. Oczywiście, nie była to prosta decyzja i nie obyło się bez skrajnych emocji. Ale zrobiłam to i nie żałuję.
Jak wyglądało przekazanie potomka do Okna Życia?
Na miejsce zawiozła mnie koleżanka. Kazałam jej wracać. Ja zostałam z dzieckiem. Siedziałam na ławce i patrzyłam w ten oświetlony punkt. Nie miałam wątpliwości, ale bałam się, że ktoś mnie zobaczy. Rozglądałam się nerwowo wokół siebie, sprawdzałam czy ktoś nie wygląda przez okno albo nie kręci się w pobliżu. Wreszcie ruszyłam, otworzyłam, położyłam dziecko i odbiegłam. Nie minęły 3 minuty, kiedy siostra zakonna otworzyła okno z drugiej strony.
Zobacz również: Myślałam, że wpadłam. Wtedy zrobiłam coś bardzo głupiego...
fot. Thinkstock
Czekałaś i obserwowałaś, co się dzieje?
Nie mogłam inaczej. Przebiegłam na drugą stronę ulicy i ukryłam się w bramie. Wszystko stamtąd widziałam, ale mnie nikt nie mógł zobaczyć. Kiedy dziecko zostało zabrane, naprawdę odetchnęłam z ulgą. Popłakałam się z nerwów, a nie z żalu. Może też ze szczęścia? Dałam nowe życie i w pewnym sensie je uratowałam. Jestem pewna, że dziś ma kochających rodziców, może rodzeństwo, chodzi do przedszkola i niczego mu nie brakuje. Przez ten czas moja sytuacja nieco się poprawiła, ale to nie oznacza, że cofnęłabym swoją decyzję. Na ten moment była najlepsza, a ja staram się niczego nie żałować.
Nie zastanawiasz się czasami, jak wyglądałoby twoje życie, gdybyś wtedy nie otworzyła tego okna?
Oczywiście, że tak. Zwłaszcza w momentach, kiedy widzę na ulicach matki z dziećmi. Myślę sobie - mogłam być taka sama. Ale to nie jest prawda. Moje maleństwo nie miałoby takiego fajnego wózka, ubranek, uśmiechniętej mamy, może nawet jedzenia. W domu nie czekałby żaden tata. Ktoś pomyśli, że zachowałam się jak tchórz. Ja myślę, że wykazałam się sporą odwagą. Oddałam coś najcenniejszego tylko po to, żeby było lepiej. Nie mnie, ale dziecku. Myślałam wtedy głównie o nim, a nie o sobie. Nie chodziło o moją wygodę czy brak odpowiedzialności. Akurat wtedy zachowałam się bardzo odpowiedzialnie. Dzięki takiej możliwości „Mama Madzi” to tragiczny wyjątek, a nie norma.
Niedawno w Ostrowie Wielkopolskim 17-latka pozostawiła swoje dziecko w Oknie Życia i szybko namierzyła ją policja. Co o tym myślisz?
To barbarzyństwo. Najpierw wmawia nam się, że możemy to zrobić anonimowo i bez ponoszenia odpowiedzialności, a potem zaczyna się polowanie. Myślę, że wiele kobiet planujących to zrobić, teraz się rozmyśli. I nawet nie chcę sobie wyobrażać, w jaki inny sposób pozbędą się problemu.
Zobacz również: Kobieta chciała oddać ubranka swojego zmarłego dziecka... Reakcja ekspedientki była szokująca!