Strach przed wpadką potrafi odebrać resztki rozumu. Kiedy nie jesteśmy gotowe na macierzyństwo, potrafimy zrobić niemal wszystko, żeby uniknąć zapłodnienia. Szkoda tylko, że czasami myślimy o tym dopiero po fakcie. Brak regularności w przyjmowaniu antykoncepcji hormonalnej albo seks bez prezerwatywy to nie są odosobnione przypadki. Każdego dnia miliony kobiet ryzykują. A później wpadają na wyjątkowo dziwne pomysły…
Potwierdzają to wyznania naszych rozmówczyń. Te były niemal pewne, że zaszły lub za chwilę zajdą w ciążę i postanowiły pozbyć się problemu na własną rękę. Sięgnęły po chałupnicze metody, które są nie tylko nieskuteczne, ale i niezwykle groźne. Wszystkie miały zdecydowanie więcej szczęścia, niż rozumu. Matkami ostatecznie nie zostały. Nikt nie jest jednak w stanie powiedzieć, czy nie zaszkodziły sobie w inny sposób. To okaże się dopiero z czasem, kiedy będą chciały powiększyć rodzinę.
Warto uczyć się na ich błędach, by nigdy więcej ich nie powtórzyć. Co im strzeliło do głowy?!
Zobacz również: „Po obejrzeniu tego filmu nie mam ochoty zajść w ciążę!”. Zobacz, jak dziecko zmienia zawartość kobiecego brzucha
fot. Thinkstock
Agnieszka uczciwie przyznaje, że raz pozwoliła sobie na stosunek bez jakiegokolwiek zabezpieczenia. Nie bała się ryzyka, bo nie była do końca trzeźwa. Swój błąd zrozumiała dopiero w momencie, kiedy jej partner nie wycofał się na czas i doszło do wytrysku.
- Momentalnie otrzeźwiałam. Wiedziałam, czym to się skończy i wpadłam w panikę. Pobiegłam do łazienki, żeby jak najszybciej się wymyć. Potem zrozumiałam, że to raczej nic nie da. Jeśli plemniki dostały się dalej, to koniec - zostanę matką. Wtedy wpadłam na genialny pomysł, o którym kiedyś czytałam w Internecie. W lodówce miałam resztkę coli. Wlałam ją w siebie bezpośrednio z butelki i trzymałam dobrych kilka minut. Skoro ten napój działa na rdzę, to z nasieniem też sobie poradzi. Czułam się tak, jakby te bąbelki miały mnie za chwilę rozerwać. Piekło, a potem nawet bolało. Po wszystkim dalej czułam ogromny dyskomfort i byłam już gotowa jechać na pogotowie. Skończyło się na podrażnieniu. W ciążę nie zaszłam, ale nie wydaje mi się, żeby to była zasługa tej metody. Głupia po prostu ma szczęście - wyznaje.
Plemnikobójcze działanie coli to popularny mit, który nie ma żadnego naukowego uzasadnienia. Może za to doprowadzić do naruszenia flory bakteryjnej pochwy i poważniejszych konsekwencji.
Zobacz również: 7 przemilczanych faktów o aborcji (Według kobiety, która niedawno usunęła ciążę)
fot. Thinkstock
Sylwia nigdy nie była seksualną ryzykantką, ale tej nocy miała po prostu pecha. W czasie igraszek prezerwatywa pękła. Ani ona, ani jej partner tego nie zauważyli. Dopiero po wytrysku stało się jasne, że lateksowe zabezpieczenie przecieka. Nasza bohaterka w tym momencie zaczęła rozmyślać nad tym, jakie imię da swojemu dziecku.
- Byłam pewna na 100 procent, że za chwilę plemnik dotrze do komórki jajowej i jesteśmy urządzeni. Jeśli komuś miało się to przydarzyć, to właśnie mnie, bo jestem pechowcem do kwadratu. Płakałam i mój chłopak też był bliski histerii. Mieliśmy wtedy 22 lata i to nie był moment na zmienianie pieluch. Szybko wpisałam w wyszukiwarkę, co zrobić w takiej sytuacji. Pierwszy wynik - piszą coś o płukance z octu. Widziałam coś takiego w kuchni, więc co mi szkodzi. Rozcieńczyłam go z wodą i wlałam do środka. Potwornie piekło. Myślałam, że właśnie wypaliłam sobie wszystkie wnętrzności. Szybko zrezygnowałam z tej metody i wtedy wpadłam na inny pomysł. Zaczęłam polewać się niemal wrzącą wodą, bo wydawało mi się, że plemniki w zbyt wysokiej temperaturze nie przeżyją. W ciążę nie zaszłam, ale jeszcze długo musiałam zachować wstrzemięźliwość, bo tak się sponiewierałam - wspomina.
To wyjątkowo szkodliwy mit, który sieje spustoszenie w kobiecym organizmie. Nasza bohaterka ma szczęście, że skończyło się tylko na mocnym podrażnieniu.
Zobacz również: Zasady antykoncepcji: fakty na temat bezpiecznego seksu
fot. Thinkstock
Joanna była przekonana, że zajdzie w ciążę zaraz po pierwszym razie. Pomimo tego, że prawdopodobnie nie doszło do wytrysku, a jej partner się zabezpieczył. Trudno jednak racjonalnie myśleć, kiedy człowiek wpada w panikę. Sama przyznaje, że była „młoda i głupia”, a strach okazał się silniejszy, niż zdrowy rozsądek.
- Ubzdurałam sobie, że mnie zapłodnił. To wynikało chyba z poczucia winy, że zrobiłam to tak wcześnie, bo miałam tylko 17 lat. Wcześniej czytałam różne głupoty na temat zapobiegania ciąży, więc sięgnęłam po jedną z nich. Najpierw sprawdziłam dłonią, czy coś mi się tam nie klei. Było całkiem sucho i spermy nie wyczułam. Wymyśliłam sobie, że pewnie już przeszła dalej, więc zaczęłam grzebać coraz głębiej. Kiedy palce okazały się za krótkie, chwyciłam za wieszak do ubrań. Coś kojarzyłam, że niektóre kobiety tak robią. Nie wiedziałam tylko, że to metoda na pozbycie się płodu, a nie zabezpieczenie przed zapłodnieniem. W trakcie coś mnie zabolało i zaczęłam krwawić. To trwało do kolejnego dnia, kiedy musiałam już zgłosić się do lekarza. Diagnoza: mechaniczne uszkodzenie ściany pochwy. Można powiedzieć, że prawie się wykastrowałam. Jak można być taką idiotką? - zastanawia się nasza rozmówczyni.
To kolejny dowód na to, że wiedza młodych Polaków na temat seksualności i płodności jest na dramatycznie niskim poziomie.