W Polsce wciąż toczy się dyskusja na temat aborcji w przypadku gwałtu, zagrożenia życia matki lub uszkodzenia płodu, a w niektórych krajach ciążę można legalnie przerwać bez wchodzenia w szczegóły. Na rynku dostępne są tzw. pigułki aborcyjne (Mifepriston lub Mizoprostol), które prowadzą do poronienia, a ich skuteczność wynosi od 80 do nawet 98 procent. Stosowane są w pierwszych dwóch trymestrach ciąży.
Poważne powikłania pojawiają się rzadko i dotyczą maksymalnie 1 procenta przyjmujących podobne substancje kobiet. Chociaż w naszym kraju jest to metoda nielegalna, środki te można bardzo łatwo zdobyć. Dziennikarce portalu Cosmopolitan.com udało się porozmawiać z Amerykankami, które zdecydowały się przerwać ciążę w ten sposób.
Dlaczego to zrobiły i jak wygląda to w praktyce? To chyba jedyna okazja, by poznać ten proceder z bliska.
Zobacz również: Czy pigułka dzień po = aborcja? 6 faktów o antykoncepcji hormonalnej
fot. Thinkstock
Dziennikarka rozmawiała z trzema kobietami, których dane nie zostały ujawnione. Oznaczono je jako A, B i C. Wszystkie przyjęły pigułki aborcyjne legalnie, ale nie czują potrzeby, by opowiadać o tym pod własnym nazwiskiem.
Kobieta A ma 39 lat, usunęła ciążę w 8. tygodniu. Kobieta B ma 20 lat, a aborcji dokonała 9 tygodni po zapłodnieniu. Kobieta C to 27-latka, która zdecydowała się na przerwanie ciąży w 2 miesiącu. Wszystkie pozostają w stałych związkach i decyzję podjęły wspólnie ze swoimi partnerami. Nie czuły się gotowe na macierzyństwo lub są już matkami i nie chcą mieć więcej potomstwa.
Pigułka aborcyjna wydawała im się bardziej humanitarnym rozwiązaniem, niż zabieg chirurgiczny. Dwie z nich nie miały nawet takiej możliwości ze względu na nadwagę i związane z nią przeciwskazania.
fot. Thinkstock
Kobiety A i B nie opowiedziały o swoich doświadczeniach nikomu, poza partnerem. Rozmówczyni C kilka dni po przerwaniu ciąży napisała o tym na Facebooku. Znajomi docenili jej odwagę, a pod jej adresem nie padło ani jedno przykre słowo. Później przyznała się także matce, która w przeszłości kilkukrotnie decydowała się na usunięcie płodu. Chociaż od tego momentu minęło już 30 lat, wciąż nie jest przekonana, że dobrze zrobiła. Nosi w sobie żałobę po nienarodzonych dzieciach.
Żadna z nich nie zgłosiła się do kliniki sama. Towarzyszyli im partnerzy. Wszystkie zostały zapytane o to, czy jest to ich własna i świadoma decyzja, a nie presja ze strony mężczyzny.
Co dzieje się z ciałem kobiety po przyjęciu pigułki aborcyjnej? Oto relacja jednej z nich…
Zobacz również: Czy ABORCJA jest niebezpieczna?
fot. Thinkstock
„Zgłosiłam się do kliniki i spędziłam w niej ok. 90 minut. Najpierw musiałam oddać próbkę moczu do badania. Wykonano także USG wewnątrzpochwowe. W ten sposób potwierdzono, że jestem w ciąży i kiedy doszło do zapłodnienia. Następnie przeprowadzono ze mną wywiad na temat stanu zdrowia, wykonano podstawowe badania krwi, a także zaprezentowano film, który pokazuje całą procedurę.
Otrzymałam pakiet leków - antybiotyk, 4 pigułki Mizoprostolu, tabletki na skurcze, receptę na silny lek przeciwbólowy i instrukcję, co i kiedy przyjąć. Wszystko było dokładnie opisane i nie budziło wątpliwości. Na miejscu przyjęłam pierwszą dawkę i po 20 minutach miała zacząć działać.
Wróciłam do domu przerażona, jak zadziała na mnie ten lek. Nie było żadnej reakcji. Kolejnego dnia czułam się tak dobrze, że poszłam nawet do pracy” - zdradza.
fot. Thinkstock
„Następnego dnia wieczorem wybrałam się z rodziną do restauracji i wtedy poczułam, że coś zaczyna się dziać. Czułam się tak, jakbym za chwilę miała dostać okresu. Udałam się do toalety i zauważyłam sporej wielkości skrzep, który wydostał się ze mnie. Przez całą noc delikatnie krwawiłam i miałam skurcze. Kolejnego dnia wzięłam sobie wolne w pracy i przyjęłam kolejne pigułki.
Umieściłam 2 z nich we wnętrzu ust, na policzkach, i czekałam aż się rozpuszczą. Po 30 minutach nie zniknęły całkiem, więc zgodnie z instrukcją połknęłam je. Pojawiło się jeszcze większe krwawienie i skurcze, ale nie gorsze, niż w czasie zwykłej miesiączki. Nie musiałam przyjmować leków przeciwbólowych. Przeleżałam cały dzień. Dostałam biegunki.
Skrzepów było coraz więcej, ale żaden z nich nie wyglądał jak dziecko. Po kilku dniach wykonano u mnie kolejne badanie USG i po ciąży nie ma śladu” - wyznaje.
fot. Thinkstock
Czy żałują?
Kobieta A: Żałuję, że nie wiedziałam, jak prosta jest to procedura. Nie rozumiem, dlaczego nie mówi się o niej głośno.
Kobieta B: Aborcja nie skrzywdziła mnie ani psychicznie, ani fizycznie. W ogóle o niej nie myślę. Niektórzy nazwą mnie potworem, ale naprawdę się tak nie czuję.
Kobieta C: Nie odczuwam żałoby, ale nie wykluczam, że pojawią się wątpliwości i żal. W naszej kulturze o aborcji się nie rozmawia i kobiety muszą przechodzić przez to same. Na razie uważam, że nic wielkiego się nie stało. To była moja decyzja i wiedziałam co robię.
Zobacz również: Prawdziwe życie: "Tak. Miałam aborcję"