Według Światowej Organizacji Zdrowia współczynnik porodów poprzez cesarskie cięcie nie powinien być wyższy, niż 15 procent. W żadnym kraju. Tymczasem w Europie i Stanach Zjednoczonych jest to już przynajmniej 1/3. Coraz bliżej połowy. Bardzo często bez jakichkolwiek wskazań medycznych i zdrowotnych. Dlaczego tak się dzieje? Przyjęło się, że to wygodniejsza, mniej bolesna i pozbawiona wielu skutków ubocznych forma rozwiązania.
Ciężarne domagają się popularnej „cesarki”, bo nie chcą cierpieć, ani uszkodzić narządów rodnych. Drastyczne przecięcie powłoki brzusznej i macicy wydaje im się rozwiązaniem mniej inwazyjnym. Tymczasem to nie do końca prawda. Wiele kobiet żałuje później, że dało się oszpecić widoczną blizną, a takie pójście na łatwiznę wręcz oddaliło je od dziecka.
Poznajcie te, które mają to za sobą. Nie dlatego, że musiały, ale zwyczajnie chciały. Czy dziś zrobiłyby to samo?
Zobacz również: Cesarka na życzenie: Rozsądek czy pójście na łatwiznę?
fot. Thinkstock
- Nie potrafię określić, czy powtórzyłabym cesarkę. Gdybym znowu zaszła w ciążę, to pewnie brałabym to pod uwagę. Moim zdaniem jednak nie do końca warto. Tak się złożyło, że rodziłyśmy z siostrą w odstępie zaledwie 3 miesięcy. Najpierw ja poprzez cięcie, a ona naturalnie. Która szybciej doszła do siebie? Oczywiście ona. Tak naprawdę po 2-3 dniach była już niemal w pełni sprawna i wyszła ze szpitala o własnych siłach. Ja leżałam jeszcze tydzień, ból był spory, blizna bardzo wolno się goiła. Do dziś jest bardzo widoczna. Z jednej strony to ważny symbol, bo odnosi się do narodzin mojego syna, ale oddałabym wiele, żeby go jednak nie mieć. Trochę mi wstyd, że uległam i nie zrobiłam tego tak, jak należy. Nasze matki i babcie rodziły naturalne i wspominają to jako najpiękniejszy moment w życiu. Ja nic nie pamiętam - wyznaje Katarzyna.
fot. Thinkstock
- Pewnie wypada powiedzieć, że bardzo żałuję i nie czuję się z tego powodu pełnowartościową matką. To bzdura. Nie widzę żadnej różnicy, jeśli chodzi o sposób porodu. Efekt jest dokładnie ten sam, czyli powitanie nowego człowieka. Jestem wściekła na kobiety, które próbują stygmatyzować te rodzące poprzez cesarkę. Czują się lepsze, bo wypchnęły dziecko z siebie własnymi siłami. Gratuluję, ale czy naprawdę jest się czym chwalić? W czasie cesarki byłam świadoma. Nie ominęła mnie ani sekunda. Z pełnym przekonaniem zrobiłabym to znowu. Przynajmniej mam pozytywne skojarzenia, zamiast wielogodzinnego bólu i frustracji. Lepiej załatwić sprawę szybko i sprawnie. Blizna jest, ale w takim miejscu, że zasłania ją bielizna. Widuje ją tylko mój mąż i zawsze całuje z wielką czułością. Dla niego to pokaz mojej siły, chociaż według innych nie za bardzo się postarałam - mówi Beata.
fot. Thinkstock
- Cesarskie cięcie było bezsprzecznie najgorszą decyzją, jaką podjęłam w życiu. Przyznaję, że uległam modzie i propagandzie. Wydawało mi się, że naturalny poród nie jest na moje siły. Prędzej umrę, niż to wytrzymam. Potem w ciążę zaszło kilka koleżanek, wszystkie rodziły po Bożemu i twierdzą, że to niesamowite przeżycie. Owszem, momentami niekomfortowe, ale o takich kwestiach się z czasem zapomina. Liczy się to, że oddałaś się całkowicie naturze i zrobiłaś to tak, jak robiono to przez tysiące lat. W chwili porodu nie ma lepszych i gorszych. Każda kobieta jest bohaterką. Nie mogę tego o sobie powiedzieć, bo całą pracę wykonali za mnie lekarze. Do dziś odczuwam kilka skutków ubocznych, których mogłam uniknąć zachowując zdrowy rozsądek. To jest dla mnie tak duży problem, że postanowiłam nigdy nie przyznać się do tego córce. Pewnie straciłaby do mnie szacunek - martwi się Emilia.
Zobacz również: Czy kobiety, które rodzą przez cesarskie cięcie, są GORSZE od innych matek?
fot. Thinkstock
- Czy dałam się pokroić, bo taka jest moda? Oczywiście, że o to chodzi. Miałam to szczęście, że mogłam rodzić w prywatnym szpitalu. Tam od razu zasugerowano, że zrobią to za mnie. Wystarczy dopłacić kilka tysięcy. „Nie ma sensu się rozrywać” - usłyszałam od personelu i od razu sobie to wyobraziłam. Potem poczytałam w Internecie wypowiedzi kobiet, które to przeżyły i chociaż wcześniej tego nie planowałam, uległam. Nie zastanawiam się, czy to była najlepsza decyzja. Poród naturalny wciąż znam tylko z opowieści i podręczników. To jednak spory luksus móc się umówić na rodzenie na konkretny dzień i godzinę, zamiast czekać w niepewności i cierpieć katusze przez dobę albo dwie. Jak ktoś lubi mieć kontrolę nad wszystkim, to polecam. Sama złego słowa na ten temat nie powiem. Ja nie cierpiałam, dziecko urodziło się zdrowe, więc czego tu żałować? - pyta retorycznie Kinga.
fot. Thinkstock
- Można powiedzieć, że byłam królikiem doświadczalny. Nie znałam osobiście nikogo, kto rodził poprzez cesarkę. Coś tam się słyszało w TV, coś się wyczytało i taka była moja wiedza. Po wszystkim odradzam głośno i wyraźnie. Tak przekonująco, że siostra i przyjaciółki wycofały się z tego pomysłu i urodziły normalnie. Dziękowały mi potem za to, bo wcale nie było strasznie. Czego nie mogę powiedzieć o wyciąganiu dziecka z otwartego brzucha. Wrażenia są koszmarne. Wspominam ten dzień jak horror, a tak chyba nie powinno być. Niby nie boli, ale cierpisz psychicznie. Skalpele, sztab ludzi nad tobą, szycie, opatrywanie blizny, zakaz ćwiczeń przez dłuższy czas. Po fakcie stwierdziłam, że prościej i fajniej byłoby po prostu rozłożyć nogi i zrobić to jak na silną kobietę przystało. No cóż, błądzić jest rzeczą ludzką, ale to się już nie odstanie. Mam poczucie zmarnowanej szansy - twierdzi Joanna.
A Ty jak wyobrażasz sobie poród?
Zobacz również: Cesarskie cięcie - co warto o nim wiedzieć?