REPORTAŻ: Nienawidzę swojego dziecka

Magda od zawsze wiedziała, że nie nadaje się na matkę. Została nią wbrew sobie. Co teraz czuje do swojego syna?
REPORTAŻ: Nienawidzę swojego dziecka
10.11.2015

Najważniejszą wartością w życiu kobiety jest rodzina. Mąż, dzieci, ognisko domowe – tak naprawdę tylko to daje nam poczucie spełnienia. Nie kariera, nie pieniądze, nie wolność od odpowiedzialności za drugiego człowieka. Rodzina, przekazywanie genów z pokolenia na pokolenie – to powinien być kobiecy priorytet.

Co poczułaś, czytając powyższe zdania? Złość, a może całkowite zrozumienie? Tymczasem w naszym społeczeństwie faktycznie stygmatyzuje się kobiety, które stawiają na sukces zawodowy, zamiast na rodzenie dzieci. Jeśli przedstawicielka płci żeńskiej otwarcie mówi, że nie chce zakładać rodziny, automatycznie staje się „tą złą i nienormalną”.

Tylko czy faktycznie każda z nas nadaje się na matkę? Nie.

Magda od zawsze wiedziała, że nie jest stworzona do macierzyństwa. W ciążę zaszła przypadkiem, wbrew sobie. Mimo myśli o aborcji, zdecydowała się na urodzenie dziecka. Co teraz do niego czuje? – Nienawidzę mojego syna i wiem, że nigdy go nie pokocham – mówi rozpaczliwie podczas naszego spotkania.

Jaki zatem ma plan na przyszłość? Przeczytajcie.

matka

- W połowie stycznia skończę 31 lat. Gdyby ktoś dekadę temu powiedział mi, że teraz będę matką, kazałabym mu popukać się w czoło i pewnie serdecznie bym się roześmiała.

Od zawsze wiedziałam, że nie chcę mieć dzieci. Nigdy nie miałam instynktu macierzyńskiego. Denerwowały mnie nie tylko zupełnie obce bachory, ale też dzieci mojej starszej siostry. Dwukrotnie odmówiłam zostania matką chrzestną. Po prostu wiedziałam, że nie nadaję się do opieki nad nimi.

Dzieci zresztą nie lubiły mnie z wzajemnością. Siostrzeńcy nie chcieli siedzieć u mnie na kolanach, ani witać się ze mną buziakiem. Wyczuwali, że ich nie znoszę i że ogarnia mnie obrzydzenie, kiedy patrzę na ich upaćkane czekoladą nosy i policzki.

matka

- Kiedy na studiach poznałam mojego męża, bez ogródek powiedziałam mu, że nie chcę mieć dzieci i żeby nie łudził się, że to kiedykolwiek się zmieni. Niczego przed nim nie ukrywałam. Wojtek stwierdził wtedy, że on również nie widzi siebie w roli ojca, więc moje podejście do zakładania rodziny bardzo mu odpowiada. Pomyślałam sobie wtedy: oto facet mojego życia! Będziemy żyli razem długo i szczęśliwie. We dwoje. Bez potomstwa.

Pobraliśmy się na ostatnim roku studiów. Oboje już wtedy pracowaliśmy, więc było nas stać na ślub. Rodzice dołożyli się do naszego mieszkania, więc w wieku 24 lat miałam już praktycznie ułożone życie. Mąż, praca, własny dom. I czas na wszystko.

matka

- Od liceum lubiłam dbać o swoje ciało. Chodziłam na basen, jeździłam na rolkach i na rowerze, biegałam, a nawet uprawiałam aerobik i ćwiczyłam na siłowni. Na studiach i po rozpoczęciu kariery zawodowej moja pasja do sportu nie osłabła. Miałam figurę jak marzenie i byłam bardzo wygimnastykowana, co wyjątkowo kręciło Wojtka. Zawsze mi powtarzał, że nago wyglądam najseksowniej, a za moje wyrzeźbione pośladki i płaski brzuch dałby się pokroić.

Idylla w naszym związku trwała przez 5 lat. Namiętny seks, wspólne kolacje, mnóstwo czasu wolnego na rozrywki. Rodzice i teściowie przestali się dopytywać o wnuki, bo zawsze ucinaliśmy ten temat, mówiąc wprost, że nie będziemy powiększać naszej rodziny.

matka

- Moja mama długo nie mogła się z tym pogodzić. Przekonywała mnie, że jak tylko zajdę w ciążę, to pokocham dzidziusia od pierwszej chwili. Że każda kobieta ma instynkt macierzyński. Że powinnam pomyśleć o tym, kto się mną zajmie na starość. Cierpliwie odpowiadałam jej wtedy, że każdy ma prawo do własnych wyborów i żeby uszanowała mój. I kiedy ona wreszcie pogodziła się z tym, że nie urodzę jej kolejnego wnuka, ja… zaszłam w ciążę.

Nie mam pojęcia, jak do tego doszło, bo przez cały czas stosowałam antykoncepcję hormonalną. Ani razu nie zapomniałam o pigułkach. Wierz mi, jeśli ktoś tak strasznie nienawidzi dzieci jak ja, to dokładnie pamięta o tym, by o odpowiedniej porze wziąć tabletkę. Mimo mojej skrupulatności, stało się: byłam w ciąży.

matka

- Pierwsza myśl, kiedy ginekolog obwieścił mi „radosną nowinę”? Aborcja. Usunę to coś z mojego brzucha i znowu będę żyła sobie wygodnie. W ogóle nie dopuszczałam do siebie takiego rozwiązania, że urodzę. Po wizycie wróciłam więc spokojnie do domu i obwieściłam Wojtkowi, że musimy rozejrzeć się za lekarzem, który zrobi mi skrobankę.

Nigdy nie zapomnę spojrzenia Wojtka. Patrzył na mnie jak obcy człowiek. W oczach miał… nienawiść. Autentyczną nienawiść. Zaczął na mnie krzyczeć, że on się nie zgadza i że nie dopuści do zabicia naszego dziecka. Potem się rozpłakał, przytulił mnie i powiedział, że jakoś to będzie. Zapewnił, że mnie kocha i że zajmie się opieką nad maleństwem. Moją rolą było tylko urodzić.

Od razu pochwalił się swoim i moim rodzicom, że jestem w ciąży. Byłam wściekła, że postawił mnie przed faktem dokonanym. Długo biłam się z myślami i w końcu postąpiłam wbrew sobie. Postanowiłam, że urodzę to dziecko.

matka

- Przez 9 miesięcy ciąży czekałam, aż pojawią się we mnie jakieś uczucia do tego czegoś, co rosło w moim brzuchu i psuło moją idealną figurę. Zamiast tego narastała we mnie wściekłość. Nienawidziłam własnego dziecka, a im bliżej był termin porodu, tym częściej myślałam o tym, że oddam noworodka do adopcji. Ta myśl mnie pocieszała. Powtarzałam sobie w duchu: „Przemęczysz się na porodówce, a potem pozbędziesz się dzieciaka. Wszystko będzie dobrze”.

Poród tylko utwierdził mnie w przekonaniu, że macierzyństwo nie jest dla mnie. Nie chcę nawet tego wspominać, bo dla mnie to było traumatyczne doświadczenie.

A Wojtek? Mój mąż przez cały czas był ze mną na porodówce. Kiedy pierwszy raz wziął w objęcia naszego syna, rozpłakał się. Tulił go i całował. Pokochał to dziecko od pierwszego wejrzenia. Podsunął mi je pod nos, ale powiedziałam tylko, żeby dał mi spokój, bo muszę się przespać.

matka

- Przez pierwsze kilka tygodni byłam w jakimś totalnym marazmie. Wojtek sądził, że to depresja poporodowa, ale to nie było to. Ja NIGDY nie chciałam tego dziecka. I NIGDY go nie kochałam. Kiedy zaczynałam cokolwiek przebąkiwać o adopcji, Wojtek brał na ręce Antka i zamykał się z nim w pokoju. Nie chciał słyszeć o oddaniu syna w obce ręce.

Jego zachowanie jeszcze bardziej mnie dobijało. Byłam wściekła, ze moje dotychczasowe życie zostało mi odebrane. Czułam się niekochana, tak jakby Wojtek przelał całą swoją miłość na Antka.

Nasz syn robi się coraz starszy, a ja ciągle nie jestem w stanie zaakceptować jego obecności w naszym domu. Z Wojtkiem praktycznie już nie rozmawiam. Marzę tylko o jednym: żeby się z nim rozwieść i odejść od nich obu. Na pewno trafi się kobieta, która ich pokocha.

Czy jestem złą, wyrodną matką? Tak. Bo nigdy nie powinnam była nią zostać.

Komentarze (255)
Ocena: 4.84 / 5
gość (Ocena: 1) 06.05.2023 21:57
Że też serio chce Wam się pisać te idiotyczne zmyślone historie. I jeszcze stado bezmyślnych idiotek Wam przyklaskuje. Żenada
odpowiedz
Edyta (Ocena: 5) 16.05.2022 23:18
Ja mam tak samo jak bohaterka. Nienawidzę mojej córki. Jak była malutka to było w miarę, a teraz ma 11 i jej nie znoszę. Myślę o niej jak o bachorze , nie przytulam , nie pytam , wogole mnie nie obchodzi. Nie słucha mnie co mnie jeszcze bardziej od niej odpycha. Mąż jest w niej zakochany i ślepy na wiele rzeczy. Nigdy nie chciałam mieć dzieci , raz mi się zachciało widocznie i teraz jest strasznie dla nas obu. Muszę iść do psychologa bo nie dam rady tak dłużej. Nie znoszę swojej rodziny i żałuję, że jestem tu gdzie jestem.
odpowiedz
Ashley (Ocena: 5) 06.06.2021 17:04
A ja mam jeszcze inna sytuacje...mam syna, ma 15 lat, strasznie go kocham,jest dla mnie najważniejszy , chciałam dziecko i on był planowany,byłam dumna i przeszczęśliwa gdy sie urodził, býł w moich oczach najpiękniejszym dzieckiem na świecie i chyba wtedy zaczęłam widzieć inne dzieci w krzywym zwierciadle? wszystkie wydawały mi sie brzydkie ,irytujace ,niewychowane, z czasem zaczęły doprowadzac mnie do szału.Teraz niecierpie dzieci, nie mam do nich cierpliwosci a jak dra japy o wszystko to zaklajstrowałabym gęby i zamknela w klatce wrrr.Nie wiem co spowodowało ze tak czuje, ze mam aż taka awersje ale nic na to nie poradze?‍♀️?
odpowiedz
gość (Ocena: 5) 20.04.2021 10:46
Dlatego ja bym usunęła, wiem doskonale, że nie umiałabym pokochać dziecka
odpowiedz
gość (Ocena: 5) 10.03.2021 19:59
Nie rozumiem czemu bohaterka nie podwiązała sobie jajowodów skoro ma taką awersję do dzieci? Ja nie mam dzieci i raczej nie będą miała z racji wieku (36 lat) oraz choroby dwubiegunowej przez którą nawet nie umiem normalnie nawiązać relacji z ludźmi. Oficjalnie to nie mam czasu dla dzieci, lepsze to niż wredna siostra depresji. Nie nadaj ę się na matkę bo brakuje mi cierpliwości oraz emocjonalnej stabilności. Biorę leki ale przeraża mnie sama myśl o konieczności odstawieniu na czas ciąży i nie chce nikogo skazać na koszmar w jaki moje życie zamieniła wredna siostra depresji, moja najwierniejsza towarzyszka. W całej tej historii żal dziecka. Dziecko się na ten świat nie prosiło. I na pewno czuje złe emocje matki. Jej nie współczuję. Mogła się wysterylizować lub po prostu nie uprawiać tyle seksu.
zobacz odpowiedzi (1)
gość (Ocena: 5) 19.02.2021 11:23
Mam męża który nie wyobrażał sobie że nie będziemy mieli dziecka. Ciążę, poród potworny przeżyłam dla męża. Nawet mi się nie spieszyło jej oglądać. Niby wydawało mi się że ją kocham ale to minęło. Od zawsze wiedziałam że macierzyństwo nie jest dla mnie. Mnie w domu matka nie kochała tylko znęcała się psychicznie i fizycznie. Miałam próbę samobójczą. Nikt się nigdy nie dowiedział mimo że byłam w szpitalu. Depresja minęła gdy poznałam mojego męża. A córka już 2 dnia po ur mnie wkurzała. Przez 3 mies jakoś miałam cierpliwość potem tylko klęłam i wyzywałam w myślach. Po roku uwolniłam się trochę pracując. Brałam tabletki anty i co? Kolejna ciąża. Próbowałam usunąć nie udało się bo poczułam ruchy dziecka dopiero po 5 miesiącach ciąży. Wtedy dowiedziałam się na usg że będę miała dziecko. Przez córkę przytyłam 50 kg. Dzięki synowi zrzuciłam 30 kg. Poród był dobry. Miałam znieczulenie. Jak tylko zeszło poród trwał 15 min bo były zielone wody. Cud. Pokochałam go od pierwszego wejrzenia. Czułam się dobrze, byłam świadoma i mogłam nawet normalnie chodzić. (Po porodzie córki wywieźli mnie fioletową na wózku. ). Synek był kochany. Po prostu anioł. Skończył rok i staram mu się wynagrodzić to że chciałam go usunąć. Moje uczucia to psychologia wielodrogowa. Ale córki nienawidzę. Może za zniszczenie ciała. Może za potworny dobowy poród i okropne położne. Za brak znieczulenia. Za budzenie się co 20 min przez rok. Za okropne zachowanie które jest coraz gorsze. Nawet mąż ma już jej dość mimo że córka ma jego geny. Syn jest kopią mnie. Cichy, grzeczny, ciągle się przytula. Córka nigdy nie chciała nawet wtedy gdy się starałam. Teraz ja jej nawet nie dotykam. Chyba że muszę. Jestem lekarzem. Wiem do czego to prowadzi. Nic na to nie poradzę
zobacz odpowiedzi (1)
OnaOna (Ocena: 5) 27.01.2021 13:04
Zaszłam w ciąże w wieku 17 lat z chłopakiem z ktorym na prawde chciałam spedzic reszte zycia. Rodzicow nigdy w domu nie bylo bylam samotna. Niestety chlopak okazal sie psycholem zazdrosnym do szpiku kosci chociaz nie mial o co i jak zaszlam w ciaze to powiedzial ze zrobil to zeby nikt mnie nigdy nie chcial. Jakos przeszlam to pieklo jakim byly pierwsze miesiace (wymioty, zagrozona ciaza, itp) cieszylam sie ze nie bede sama nawet nie patrzylam na moj brzuch caly w rozstepach i na to ze kolezanki maja 100 dniowki imprezy ladne ciala. Mialam Jego - mojego synka. Gdy mial 9 miesiecy okazalo sie ze moj chlopak jest uzalezniony od narkotykow, nie wiedzialam po czym to poznac bo nie mialam stycznosci z takimi ludzmi. Zostawilam go raz i porzadnie dalam sobie z nim spokoj. Poznalam faceta 10 lat starszego, rok super a drugi rok mnie bil i trul. Odeszlam. Pozniej syn poszedl do szkoly a ja skonczylam szkole i znalazlam dobrze platna prace, przez co nie mialam czasu na nic ale rodzice siedzieli przy synu. Odwalilo mi i chcialam wychodzic z domu, odbic swoja mlodosc. Wyprowadzilam sie, sama bez syna. W domu rodzice robili mi pieklo, przez syna moj ojciec wyzywal sie na mnie psychicznie, wpadlam w depresje, chcialam sie zabic, wiec ucieklam. Sama. Mialam kontakt z dzieckiem ale rodzice uznali je jak swoje bo kiedys stracili syna, wykorzystalam to i bylo mi dobrze. Po paru latach rodzicom rozpadl sie zwiazek i rzucili mi syna do mieszkania i koniec mam byc matka. Tylko problem w tym ze nie cierpie tego dziecka, nic nie czuje do niego, przypomina mi ojca hitlerowca bo ma taki sam charakter. Jestem w zwiazku, w koncu bylam szczesliwa dopoki sie nie pojawil. Ma 10 lat i doprowadza mnie do szalu. Jestem w ciazy z miloscia mojego zycia, ale czuje ze mamy w domu pasozyta ktorego nie cierpie. Stracilam prace, moj partner malo zarabia a ten zre wszystko i trzeba wydawac kase na to dziecko ktorego nie znam i nie chce. Rodzice maja mnie w dupie jedynie oceniaja i wypytuja go czy ma co jesc. Nie jestem potworem ale nienawidze go.
zobacz odpowiedzi (1)
gość (Ocena: 5) 25.06.2020 21:06
Rozumiem Ciebie Też nienawidzę dzieci, prędzej umrę niż urodzę
odpowiedz
Matylda (Ocena: 5) 27.04.2020 00:43
Pojawienie się dziecka może wywrócić życie do góry nogami. Jeśli potrzebujecie wytchnienia w opiece nad maluchem, pomogę w ramach wolontariatu :) piszcie: e-Matylda @ wp.pl
odpowiedz
Alex (Ocena: 5) 12.04.2020 14:49
Moze tak bez wyzywania zglaszam komentarz.
odpowiedz
Polecane dla Ciebie