Chciałybyśmy, aby takie myślenie było rzadkością, ale powoli staje się niestety regułą. Młode mamy, zamiast wzajemnie się wspierać, uwielbiają wytykać sobie błędy. Same uważają się za najmądrzejsze, więc nie wahają się wytkać innym rzekomych potknięć. Źródłem konfliktu może być dosłownie wszystko – to, w co ubieramy swoje dzieci, czym je karmimy, jak je wychowujemy, a nawet... jak rodzimy.
Jordan Cuttenden, 34-letnia mama dwójki dzieci, która jest właśnie w ciąży z trzecią pociechą, przekonała się o tym na własnej skórze. Brytyjska blogerka opublikowała głośny tekst, który odbił się szerokim echem w gronie obecnych i przyszłych matek. Kobieta zdiagnozowała w nim zjawisko „macierzyńskiego snobizmu”, czyli uwielbienia dla pouczania innych.
Sama przyznała się do tego, że urodziła dwoje dzieci poprzez cesarskie cięcie i z tego powodu przyklejono jej łatkę złej matki. Natychmiast odezwały się zwolenniczki naturalnych porodów, które dosłownie zmieszały ją z błotem.
Wpis Jordan jest bardzo ważnym głosem w tej sprawie, dlatego publikujemy jego obszerne fragmenty. Chyba czas zrozumieć, że nikt nie ma patentu na idealne macierzyństwo, ani prawa do wytykania błędów innym...
„Jestem w 5. miesiącu ciąży i powoli zastanawiam się nad tym, w jaki sposób przyjdzie na świat moja pociecha. Pozostało jeszcze sporo czasu, ale okazuje się, że to kwestia nad którą rozmyślam nie tylko ja. Zazwyczaj wiele do powiedzenia mają inne matki. 90 procent moich czytelniczek i znajomych doskonale rozumie moje myślenie, które sprowadza się do tego, że „mam nadzieję urodzić naturalnie, ale 2 razy musiałam poddać się cesarskiemu cięciu”. Zgadzają się z tym, że trudno cokolwiek przewidzieć. Poród ma być bezpieczny dla mamy i dziecka.
Niemniej, jest także grupka, którą nazywam elitą. To mamy, które patrzą na mnie z wyrzutami w stylu „dlaczego zdecydowałaś się na cesarkę?” albo „najwyraźniej nie starałaś się wystarczająco, skoro trzeba było cię ciąć”. Nie rozumieją, że w moim przypadku to nie była decyzja. Nie mogłam powiedzieć lekarzowi „poproszę o naturalny poród”. Tak się po prostu stało” - czytamy na blogu Babies and Burpees.
„Mój pierwszy poród rozpoczął się dokładnie w dniu moich urodzin i trwał bardzo długo. Wreszcie położnik stwierdził, że „główka dziecka bardzo napuchła, a to może skutkować uszkodzeniami mózgu”. Po wielu godzinach wmawiania sobie, że dam radę, bo muszę urodzić naturalnie, poddałam się. Powiedziałam mu „róbcie, co musicie, byle wszystko skończyło się dobrze”. Mój mąż płakał, ale kilka minut później mieliśmy już naszą pociechę w ramionach. Zdrową i bezpieczną.
Z tego powodu mam na swoim brzuchu wyraźną bliznę. To znamię nie tylko na ciele, ale także w sercu, przez co sama czuję się jak matka gorszej kategorii. W końcu nie urodziłam naturalnie, to nie był mój świadomy wybór. Niektóre matki wychodzą z założenia, że można być dumnym z siebie tylko wtedy, kiedy porodowi towarzyszy ogromny ból i wysiłek. Cesarka to pójście na łatwiznę. Wychodzi na to, że dla dobrego samopoczucia powinnam ryzykować nawet uszkodzeniem mózgu córki, byle spełnić oczekiwania innych!” - pisze Jordan.
„Bardzo bym chciała, aby było to możliwe. Chciałabym, aby było to bezpiecznie i bym miała pewność, że zakończy się dobrze. Było inaczej. Ryzykowałabym. Każdego roku w czasie porodu umierają 3 miliony dzieci. Życie traci także 800 matek. Każdego dnia!
(…)
Życie jest wystarczająco ciężkie, by doprowadzać jeszcze do sytuacji, kiedy jedne matki piętnują inne. Jest mi smutno, że muszę się mierzyć z takimi oskarżeniami. Z tego powodu nadal mam opory, by opowiadać o swoich doświadczeniach. A kiedy już to powiem, wtedy słyszę „może następnym razem urodzisz naturalnie”. Zupełnie tak, jakby miała to być jakaś nagroda i wyróżnienie. Za poród naturalny dostajesz 10 punktów, a za cesarkę – 0. Przegrałaś. Kiedyś chciałabym poczuć dumę i mam nadzieję, że to mi się uda” - pisze 34-latka.