Kobiety dzielą się na te, które jeszcze nie mają dzieci i te, które już doczekały się potomstwa. A także na te, które marzą o powiększeniu rodziny lub takie, które zupełnie nie widzą się w roli matki. Jest jeszcze jedna grupa, o której mówi się wyjątkowo rzadko – kobiety, które chciałyby zajść w ciążę i urodzić, ale zwyczajnie nie mogą. Nie tylko ze względu na bezpłodność jednego z partnerów, ale coraz częściej z uwagi na... paniczny strach.
Dzisiaj rozmawiamy z młodą kobietą, która zawsze marzyła o gromadce pociech. Wydaje się, że ma wszystko, co jest do tego niezbędne. Własne chęci, kochającego męża, stabilną sytuację finansową i autentyczną miłość do dzieci. Jej marzenie może się jednak nie spełnić, bo kiedy pomyśli o samej ciąży i porodzie – natychmiast wpada w histerię. Sama uważa, że byłaby świetną mamą, gdyby tylko dało się pominąć 9 miesięcy stanu błogosławionego oraz moment wydania potomstwa na świat.
Zuzanna cierpi na tokofobię, czyli silny lęk przed ciążą i porodem. Mijają lata, a ona zupełnie nie potrafi sobie z tym poradzić. Czy z tego powodu na zawsze pozostanie bezdzietna?
Obawiasz się czasami, że być może nie uda się zwalczyć tej fobii przez najbliższe lata i kiedyś przyjdzie taki moment, kiedy z przyczyn bardziej obiektywnych nie będziesz mogła zajść w ciążę?
To niestety jeszcze bardziej pogłębia mój lęk. Boję się, jak niczego w życiu, a jednocześnie chciałabym doczekać potomstwa. Trudno od tego nie zwariować. Opcje są trzy – przejdzie mi i wreszcie urodzę, nic z tego nie będzie i pozostaniemy bezdzietnym małżeństwem, albo zdecydujemy się na adopcję.
Zastanawiacie się nad tym?
Ja od dawna, mąż przyznał się kilka miesięcy temu. Chyba nie z litości – po prostu nie chce patrzyć na moją mękę i uważa, że to może być najlepsze rozwiązanie. Z tym też nie można czekać w nieskończoność, więc sytuacja jest tym bardziej napięta.
Jak wygląda teraz Wasze życie?
Jest zdecydowanie za bardzo skomplikowane. Nie tak miało wyglądać. Kochamy się bardzo i wspieramy, ale żyjemy w pewnym zawieszeniu. Nie wiadomo do końca, czym to się wszystko skończy. Ja czekam na cud wyzdrowienia, mąż już w ogóle przestał poruszać drażliwe tematy. Boję się, że kiedyś obudzimy się z ręką w nocniku i będziemy nieszczęśliwi.
Co najbardziej Cię boli w tej sytuacji?
Przede wszystkim to, że chcę dzieci, ale nie jestem w stanie dać ich mężowi. Mam obsesję na tym punkcie i zabezpieczamy się wszelkimi możliwymi metodami. Nie wiem, co by się stało, gdybym przypadkiem teraz wpadła. Nawet nie chcę myśleć. A najgorsze są komentarze niektórych nieświadomych problemu. Ostatnio ciocia nas dopingowała. Tyle lat po ślubie, układa wam się, to nie ma co czekać – rozmnażajcie się. Gdyby to było takie proste...
Masz jakąś radę dla innych dotkniętych tą fobią?
Nie bójcie się do tego przyznać. Najpierw przed sobą, a później przed najbliższymi. Nie ma sensu dusić tego w sobie, bo wtedy strach tylko się pogłębia. I nie wstydźcie się zwrócić o pomoc do psychiatry! Od tego przecież są.
Jednak nie lubisz dzieci?
Wręcz przeciwnie! Moja kuzynka doczekała się dwóch małych szkrabów, które uwielbiam. Odwiedzam ich, jak tylko mogę, bawimy się godzinami. Czasami zdarzy mi się uronić łezkę ze wzruszenia, kiedy jedno albo drugie powie coś miłego o cioci. Kocham dzieci i sama chciałabym doczekać własnych. Ale jest jeden problem – one nie biorą się z powietrza. Najpierw trzeba je w sobie nosić, a potem urodzić. To jest dla mnie nie do przejścia.
Czego konkretnie się obawiasz?
Nie potrafię sobie wyobrazić, że żywa istota mogłaby mieszkać w moim brzuchu. To dla mnie nierealne, dziwne, czasami przerażające. Chyba czułabym się tak, jakbym nosiła w sobie kosmitę. Nie wspominając o porodzie, który wydaje mi się koszmarnym przeżyciem. Ból, krew, łzy, spore ryzyko, że coś pójdzie nie tak. Chcę dzieci, ale nie takim kosztem. Nie jestem głupia i wiem, że tak się nie da, więc to jest dla mnie podwójnie frustrujące.
Powiedziałaś komuś o tych obawach?
Najpierw przyjaciółce, potem jeszcze chłopakowi. Nie wydawali się zaskoczeni. Przekonywali, że to normalne i każda kobieta przez to kiedyś przechodzi. Przejdzie mi.
Nie przeszło...
Niestety, minęło kilka lat, a ja wciąż chodzę znerwicowana. Chcę dzieci, ale nie mogę ich mieć. Fobia jeszcze się pogłębiła i dzisiaj to nie tylko strach o moją ewentualną ciążę. Sporo emocji kosztuje mnie też kontakt z innymi ciężarnymi. Moja bliska przyjaciółka spodziewa się właśnie dziecka, a ja czuję wstręt. To z mojej strony podłe, ale nawet nie chcę patrzeć na jej wielki brzuch, nie mówiąc o tym, żeby go dotknąć czy rozmawiać o ciąży. Natychmiast wyobrażam sobie jakieś koszmarne rzeczy. Można powiedzieć, że jej współczuję.
Uważasz, że to uzasadnione obawy?
Oczywiście, że nie, ale fobia to fobia. Tak samo nie wmówisz komuś, kto boi się pająków, że małe stworzonko przecież nic mu nie zrobi. I tak ucieknie gdzie pieprz rośnie na jego widok. To jest w tym wszystkim najgorsze – fakty mówią jedno, a mój strach zupełnie nie przejmuje się takimi racjonalnymi przesłankami.
Czy zostałaś przez kogoś zdiagnozowana? Skąd wiesz, że cierpisz właśnie na tokofobię?
Odważyłam się na rozmowę z psychologiem, a od jakiegoś czasu jestem pod opieką psychiatry. Mój przypadek jest niemal podręcznikowy, ale skrajny.
Papilot.pl: Kiedy zorientowałaś się, że coś jest nie tak?
Zuzanna: Byłam jeszcze na studiach, kilka lat przed ślubem. Z moim dzisiejszym mężem, a wtedy chłopakiem, przydarzyła nam się ryzykowna sytuacja. Wszystko wskazywało na to, że zabezpieczenie nie zdało egzaminu i może się okazać, że zaszłam w ciążę. Strasznie to przeżyłam, a co było najdziwniejsze – nie chodziło o piętno tej, która „wpadła”, jakieś dylematy moralne, strach przed tym, co powiedzą ludzie i jak damy sobie radę. Zaczęłam rozmyślać, jak może wyglądać ciąża i jaki koszmar mnie czeka. Miałam na myśli poród.
Wcześniej tak tego nie odbierałaś?
Zupełnie nie. Byłam przekonana, że kiedy znajdę odpowiedniego faceta, to na pewno będziemy mieć dzieci. Marzyła mi się przynajmniej trójka, bo sama jestem jedynaczką i wiem, że to nie jest do końca fajna sytuacja. Zazdrościłam nawet ciężarnym w moim otoczeniu. Głaskałam ich brzuchy i przekonywałam, że poród to nic takiego. Dla tak wielkiego szczęścia warto się nawet wycierpieć.
W ciążę nie zaszłaś, ale co ta sytuacja zmieniła w Twoim życiu?
Odkryłam w sobie paniczny strach, który towarzyszy mi do dzisiaj. Niewiele kobiet jest w stanie to zrozumieć, ale czasami sobie myślę, że wolałabym umrzeć, niż urodzić dziecko.
Czy można to jakoś leczyć?
Tak jak w przypadku innych zaburzeń natury psychicznej – nie istnieje jedna tabletka, dzięki której pozbędę się problemu. Co nie oznacza, że nie leczę się farmakologicznie. Przyjmuję leki, które mają poprawić mój nastrój i sprawić, że nie będę już tak emocjonalna. Do tego oczywiście sesje terapeutyczne, które opierają się na rozmowie i przełamywaniu kolejnych obaw. Nie widzę znaczącej poprawy, ale wierzę, że kiedyś zmądrzeję.
Czy wiadomo już, skąd bierze się ten strach?
Większość kobiet z tokofobią obawia się samego porodu. Spokojnie znoszą ciążę, później cesarka na życzenie i jakoś dają radę. W moim przypadku to lęk przed wszystkim, co związane z ciążą. Ale skąd to się wzięło? Razem z psychiatrą staramy się to zrozumieć, ale jest ciężko. Sama nigdy nie rodziłam, nikt w mojej rodzinie nie miał żadnych problemów z donoszeniem ciąży i porodem. Tak naprawdę chcę dzieci... Trudno powiedzieć.
Co na to mąż?
Kocha i wspiera, bo nic innego mu nie pozostało.