Przed każdą przyszłą mamą staje wiele wyzwań. Jednym z nich, choć niektórym może się to wydać nieprawdopodobne, jest wybór szpitala, w którym chciałaby urodzić swoje dziecko. Niestety, nie wszystkie polskie placówki cieszą się dobrą sławą. Niektóre oddziały ginekologiczno-położnicze zasłużyły sobie na miano piekła na ziemi. Pacjentki szpitala w Zduńskiej Woli właśnie w ten sposób opisują swoje doświadczenia z tamtejszą porodówką.
Niepokojących przypadków było tak wiele, że rodzące tam kobiety zdecydowały się zrzeszyć w Koalicji Skrzywdzonych Rodzin i razem zawalczyć o sprawiedliwość. Wszystkie zgodnie przyznają, że poród, który miał być jednym z najpiękniejszych momentów w życiu, stał się dla nich koszmarem. Prokuratura bada przynajmniej 11 szokujących przypadków.
Sprawą zajęli się dziennikarze „Uwagi” TVN, którym udało się dotrzeć do pokrzywdzonych matek i namówić je na wspomnienia z piekielnego oddziału. Kilka z nich zdecydowało się powiedzieć głośno o swoich przeżyciach...
- W ciągu półtora tygodnia byłam u lekarza trzy razy, ponieważ niepokoiły mnie obawy, które miałam. Na jednej z wizyt pan doktor powiedział, że nie ma sensu zostawiać mnie w szpitalu, bo się nic nie dzieje. W domu straciłam przytomność, przyjechała po mnie karetka. Potem okazało się, że trafiłam do szpitala z pękniętą ciążą pozamaciczną i z krwotokiem wewnętrznym. Śmierć była kwestią kilkunastu minut. Potem środowisko medyczne przekonywało nas, że takie sytuacje się zdarzają – wspomina tragiczny finał ciąży Marta.
- Zaczynasz przeć, rzucają się na brzuch i wyciskają z całej siły. Krzyś urodził się o g. 22 i już nie oddychał. Od razu wzięli go na stół. Pytałam ich o wszystko, a oni nic nie powiedzieli. Widziałam tylko, że biegają i coś się dzieje – opowiada Beata, której syn nigdy nie był w pełni sprawny. Przez 5 lat w ogóle się nie poruszał, ani nie widział.
Wszystkie te przypadki bada prokuratura. Niestety, dokumentacja medyczna pacjentek jest niekompletna i pełna sprzeczności. Prawdopodobnie dopuszczono się fałszerstwa.
Do założonej przez pokrzywdzone Koalicji Skrzywdzonych Rodzin docierają sygnały o kolejnych podobnych przypadkach.
(cytaty za wp.pl)
- Z tego, co pamiętam, to pan doktor przyszedł i poprosił o kleszcze. Powiedział, że mam się nie interesować dlaczego, po prostu mam zacząć przeć. Na szczęście, kleszczy nie użyli, ale trzy osoby rzuciły mi się na brzuch i po prostu córkę wypchnęli. Dopiero po chwili usłyszałam jej krzyk, a wcześniej wiem, że ją reanimowali. Potem zaczął mnie szyć. Gdy ruszyłam pośladkami, to powiedział do mnie: „połóż k...a. tę dupę” - mówi Anna, która do ostatniej chwili była przekonana, że urodzi poprzez cesarskie cięcie.