Od dłuższego czasu zastanawiam się nad końcem świata w 2012 roku. Może nie bedzie to kompletny koniec? Może nastąpią poważne kataklizmy, ale część cywilizacji przeżyje? Często męczy mnie to pytanie... Przecież w 2000 r też rzekomo miał nastąpić owy koniec świata. Istnieją jednak dowody potwierdzające koniec w 2012, np.:
-Koniec kalendarza Majów w 2012 roku
-Koniec kalendarza Starożytnych Egipcjan w 2012 roku
-Tysiące proroków mówi o końcu w roku 2012
-Kod Biblii - 2012 rok
I wiele, wiele innych...
Podobno Słońce ma być głównym winowajcą, gdyż ma ono okres co 11 lat nadaktywności, czyli co 11 lat wydziela ogromy impuls, który niszczy satelity itd, nikt nie wie dlaczego. Natomiast co 11,5 tysiąca lat jest inny cykl aktywności słonecznej, ale już znacznie gorszy, jest on nieprawdopodobnie silny, tak silny, że zmienia pole magnetyczne Ziemi - odwraca bieguny, czyli tam, gdzie jest biegun północny, staje się biegun południowy.
Zastanówmy się, jakie będą konsekwencje tego wydarzenia. Wyobraźmy sobie, że jedziemy samochodem i mamy na kolanach balię z wodą, gdy hamujemy jest oczywiste, że woda się wyleje. To samo ma być z oceanami, morzami... Gdy Ziemia zmieni kierunek i zacznie obracać się w innym niż dotychczas, nastąpi wylanie tych mórz i oceanów.
Myślę, że to bardzo ciekawy temat. Jest oczywiście wiele za i przeciw, dlatego też chciałabym poznać wasze zdanie. 2012 bedzie końcem końców? Czy kompletnie nic się nie wydarzy? Bo mimo że jest wiele dowodów, to przecież podobno nie znasz dnia ani godziny... ;)