Warszawskie słoiki – jest się z czego śmiać?

Zazwyczaj pochodzą z niewielkich miasteczek, a do Warszawy przyjechali po wiedzę lub pracę. Kim są słoiki, o których mówi teraz cała Polska?
Warszawskie słoiki – jest się z czego śmiać?
03.06.2013

„Warszawskie słoiki” właśnie wygrały plebiscyt na symbol Warszawy. Trzy słoiki w formie neonu mają zawisnąć na ulicach stolicy. Konkurs zorganizowało pierwsze Muzeum Neonu w Polsce. W sumie oddano 14 tys. głosów – „Warszawskie słoiki” zdobyły ich prawie 5,5 tys. „Chcemy odczarować negatywne skojarzenia ze słowem słoik. Chodziło o pokazanie, że my, rodowici jesteśmy otwarci na przyjezdnych, chętnie wymieniamy doświadczenia, tworzymy ten koktajl i energię” – powiedziała współautorka zwycięskiego projektu Magdalena Czepiewska cytowana przez TVN Warszawa.

Tym, którzy nie znają tematu, śpieszymy wyjaśnić, czym, a raczej kim jest ów „słoik”. Chodzi o ludzi przyjezdnych, którzy przyjechali do Warszawy np. na studia albo do pracy. Z nadzieją na nowe i lepsze życie. Określenie „słoik” odnosi się do zapasów przywożonych najczęściej właśnie w słoikach z domu rodzinnego. Wymyślili je rodowici warszawiacy, często żyjący w stolicy od kilku pokoleń. Początkowo słowo miało zabarwienie jedynie pejoratywne. „Słoikiem” miał być ktoś gorszy, często pochodzący z malutkiego miasteczka albo ze wsi. Ktoś, kto gnał do Warszawy po karierę i spełnienie marzeń. „Słoiki są z prowincji. Pchają się do stolicy, a brak im ogłady i wyobraźni. Szybko podkulają ogon i często pracują za najniższą krajową. Ja tam nie wróżę im wielkich karier, na jakie liczą” – to jeden z wpisów w internecie.

Słoik? Lubię to!

Okazuje się jednak, że rodowitych warszawiaków boli co innego – fakt, że przyjezdni nie płacą w stolicy podatków. „Skutkuje to tym, że ludzie, którzy są warszawiakami i mieszkają koło żłobka, muszą swoje dziecko do żłobka wozić do drugiej dzielnicy tylko dlatego, że miejsca w tym żłobku są zajęte właśnie przez dzieci zameldowane wszędzie, tylko nie w Warszawie. Właśnie takie sytuacje stwarzają animozje” – uważa internauta o pseudonimie „krawaciarz”. Pokutuje też przekonanie, że „słoiki” psują rynek, bo zgadzają się pracować za mniej niż osoby pochodzące z dużego miasta. Wielu wytyka im także przenoszenie prowincjonalnych nawyków do stolicy.

Ale ci, co rozsądniejsi, nie dzielą Polski na „słoiki” i resztę. „Ludzie, przestańmy się segregować! Każdy niech zajmie się sobą, a nie obserwuje innych i wylewa na nich swoje żale” – mówi Daria.

Warszawie „słoiki” zgromadziły prawie 10 tys. osób na Facebooku, które kliknęły „Lubię to”.

Ewa Podsiadły-Natorska

Ludzie są różni

Niestety, często nie jest. Rodowici warszawiacy, choć nie wszyscy, ze „słoików” potrafią się śmiać jak nikt inny. I zazwyczaj nie kryją do nich niechęci. „Czemu ich nie lubimy? Weekendy spędzają u siebie, w Warszawie pracując, śpiąc i... narzekając. Lubią narzekać na miasto, które dało im pracę i wykształcenie. Bo brzydko, bo hałas, bo korki, bo smród, bo brudno, bo drogo. Moi rodzice sprowadzili się tu w latach 60., tu się pobrali, tu ochrzcili mnie i rodzeństwo. Nie jeździli na weekendy do Kielc, tylko najwyżej na wakacje czy raz na kwartał. Czyżby dzisiejsze słoiki nie umiały odciąć pępowiny? Albo nie chcą?” – zastanawia się jeden z blogerów.

W internetowym słowniku slangu i mowy potocznej definicja „słoika” to: „osoba pochodząca z prowincji, a mieszkająca w wielkim mieście, najczęściej Warszawie, przywożąca z wizyt w domu słoiki z jedzeniem. Najczęściej charakteryzują ją takie cechy jak: brak przywiązania do nowego miejsca zamieszkania oraz wiejskie maniery i sposób myślenia”.

Ale są też osoby, które o nietutejszych myślą inaczej. „Prawdziwi warszawiacy nie używają słowa słoik i szanują przyjezdnych. Przyjezdni czerpią z Warszawy, ale zostawiają tu też swoje pieniądze w knajpach i autobusach” – pisze jedna z internautek. Inni dodają natomiast, że każdy skądś pochodzi. „Ludzie są różni i oprócz tych irytujących, którzy po dwóch tygodniach szpanują, że są warszawiakami, są też tacy, którzy nie mają kompleksów dotyczących swojego pochodzenia, tylko zwyczajnie przyjechali popracować, pomieszkać, zdobyć trochę nowych doświadczeń i żadnej siary nie robią. A Warszawa żadną metropolią nie jest” – uważa kolejna internautka. „My, warszawiacy i krawaciarze też uciekamy z miasta na prowincję” – czytamy dalej na forum dyskusyjnym.

Podróż z zapasami

Nieco inaczej wygląda to jednak z perspektywy wywołanego do tablicy „słoika”. Przykład Darii (imię zmieniłam). Pochodzi z Radomia, w którym oferta dla studentów jest ograniczona, o pracy nawet nie wspominając – bezrobotnych jest tutaj prawie 24 proc. mieszkańców. A ponieważ do Warszawy z Radomia jest około sto kilometrów, czyli jakieś dwie godziny pociągiem, Daria wybrała studia w stolicy. Dostała się na psychologię. Dzienną. „Od poniedziałku do piątku mieszkałam w Warszawie, a na weekendy zwykle wracałam do domu. W sobotę robiłyśmy z mamą wielkie zakupy, gotowałyśmy, piekłyśmy, a w niedzielę popołudniu znowu jechałam do stolicy pociągiem, cała obładowana. W torbie miałam zapasy na kilka dni: zazwyczaj pierogi, jakieś mięso, kopytka, sałatkę, ogórki kiszone, świeże warzywa, naleśniki, ciasto. Większość faktycznie w słoikach” – opowiada Daria.

Tak przygotowana wiedziała już, że ma z głowy obiady praktycznie na cały tydzień. Szczególnie że, jak przekonuje, w Warszawie drogo, a gdy kończyła zajęcia późnym wieczorem, nie musiała główkować, co do garnka włożyć. Daria po studiach została w Warszawie, od roku ma stałą pracę, zaręczyła się. „Usamodzielniłam się, choć wciąż zdarza mi się jechać z Radomia do Warszawy z zapasami. Inaczej mama nie wypuściłaby mnie z domu” – twierdzi nasza rozmówczyni. Czy oburza się, gdy słyszy, że osoby takie jak ona nazywane są „słoikami”? „Bardziej mnie to bawi, choć uważam, że my, przyjezdni musimy dać z siebie dwa razy więcej, żeby coś osiągnąć w stolicy. Konkurencja jest tutaj szalona, wyścigi szczurów na każdym kroku. Dzięki zapasom mogłam sobie stworzyć namiastkę domu, skupić się na nauce i pracy. Warszawa powinna być z nas dumna” – uważa Daria.

Polecane wideo

Komentarze (127)
Ocena: 4.97 / 5
Anka (Ocena: 5) 08.08.2023 14:40
Rozumiem, że ktoś na wsi nie potrafi znaleźć pracy i jedzie do stolicy, ale niestety przywozi tutaj również swoje wsiowe zwyczaje. Trzymanie psa na balkonie, zostawianie butów przed drzwiami wejściowymi do mieszkania, zostawianie śmieci w reklamówce przed drzwiami wejściowymi (!), hałasowanie jakby w oborze był. Jedno wielkie dziadostwo. Człowiek ze wsi nigdy nie będzie zachowywał się jak człowiek z miasta. Inne zwyczaje, inne podejście, inna mentalność... Przykre, ale prawdziwe.
odpowiedz
gość (Ocena: 5) 14.05.2022 16:16
Heheh w każdej stolicy europejskie jest przepływ ludności i nawet jeszcze więcej różnych nacji tam przyjeżdża i nikt z tego nie robi wielkiej sprawy, tylko nasz zacofana ksenofobiczna stolica nie może za tym nadążyć. Poza tym niech sobie przypomną jak sami podczas wojny wozili z okolicznych wsi sloiki żeby przeżyć jak uciekali na wies podczas powstania a teraz jaśnie państwo. To jest po prostu śmieszne. Pojedźcie do Berlina to zobaczycie co to jest duże miasto metropolia i ile tam jest napływów i żaden to jest problemm, tam nikt nikogo sloikiem nie nazywa. Warszawa prowincja wśród stolic
odpowiedz
Lili (Ocena: 5) 21.12.2021 15:05
W moim kraju mogę sobie mieszkać gdzie chce nikt mi nie będzie mówić co mam robić.
odpowiedz
Kalka (Ocena: 5) 03.07.2019 16:06
A co nas powinni obchodzić inni. Miasto nie jest niczyją własnością. Sama od dziecka mieszkałam z rodzicami w Toruniu. Teraz na studia wprowadziłam się do dziadków do Warszawy, ale myślę nad kupnem własnej, małej kawalerki. Może tak Monte Verdi na Włochach? Inwestycja wygląda fajnie i jest bardzo dobrze zlokalizowana.
odpowiedz
Warszawiak z Herbem w nazwisku (Ocena: 5) 09.03.2018 07:27
Jebaniutkie "sŁoIczQi" hahaha :) generalne uważam ich za bydło, które spierdoliło z obory :) to samo co ruskie ^^
odpowiedz

Polecane dla Ciebie