Amityville to nieduża wioska w hrabstwie Suffolk na południowym wybrzeżu Long Island w stanie Nowy Jork. Pozornie to miejsce jak każde inne, które niczym się nie wyróżnia – ulice, sklepy, domy. Wśród tych ostatnich jest jednak budynek, o którym usłyszał cały świat.
Gdy już zacząłem, nie mogłem przestać
Był 13 listopada 1974 roku, gdy wówczas dwudziestotrzyletni Ronald „Butch” De Feo Jr. w domu przy 112 Ocean Avenue zamordował swoich rodziców, dwóch braci i dwie siostry. Ok. godz. 18.30 De Feo wpadł do pobliskiego baru i zaczął krzyczeć, że jego rodzice zostali zastrzeleni. Młody mężczyzna razem z kilkoma osobami pobiegł do swojego domu. Na miejscu odnaleziono martwe ciała. Natychmiast wezwano policjantów, którzy po dotarciu do domu przy Ocean Avenue i jego przeszukaniu znaleźli sześcioro członków rodziny De Feo zamordowanych w swoich łóżkach. Ustalono, że zastrzelono ich z karabinu ok. trzeciej nad ranem.
Ronald trafił na posterunek, gdzie zaczęto go przesłuchiwać. Złożył zeznania, szybko jednak dopatrzono się w nich nieścisłości. De Feo początkowo nie przyznał się do winy, w końcu jednak wyznał prawdę, mówiąc: „Gdy już zacząłem, nie mogłem przestać. To wszystko potoczyło się tak szybko”. Dodał również, że po zamordowaniu rodziny wykąpał się i przebrał, ukrył karabin i brudne ubrania, po czym… pojechał do pracy.
Rozprawa sądowa rozpoczęła się w październiku 1975 roku. Obrońca Ronalda De Feo winę próbować zrzucić na jego niepoczytalność; utrzymywał, że mężczyzna zastrzelił rodzinę pod wpływem… głosów, które go to tego zmusiły.
Wiadomo na pewno, że relacje w rodzinie De Feo nie były najlepsze. Ojciec był porywczy i często wyżywał się na domownikach – Ronalda Juniora traktował najsurowiej. „Butch” odziedziczył zresztą po ojcu impulsywny charakter. Zdarzało mu się popadać w konflikt z prawem, był też uzależniony od LSD i heroiny, miał słabość do kieliszka.
W listopadzie 1975 uznano go za winnego dokonania sześciu morderstw. Skazano go na sześciokrotne dożywocie. De Feo przebywa obecnie w Green Haven Correctional Facility, więzieniu o zaostrzonym rygorze. Wszystkie jego podania o ułaskawienie zostały odrzucone.
Zmiana zeznań
Sprawa od początku cieszyła się zainteresowaniem i budziła sporo wątpliwości. Wszyscy zamordowani członkowie rodziny leżeli na brzuchu, nie mieli też oznak walki czy szarpaniny. Nie podano im środków nasennych. Broń, którą posłużył się 23-latek, nie miała tłumika, jednak sąsiedzi nie słyszeli wystrzałów. Motyw zbrodni do dziś pozostaje niejasny.
W 1986 roku Ronald De Feo Jr. stwierdził, że to jedna z jego sióstr zabiła ojca, a zrozpaczona matka zamordowała swoje potomstwo. De Feo Jr. miał zabić tylko ją. W 2002 roku ukazała się książka „The Night the DeFeos Died”. Jej autor Ric Osuna twierdził, że Ronald De Feo Jr. podczas rozmowy przyznał, że w morderstwie pomagali mu przyjaciele. W sprawę miała być też zamieszana siostra mężczyzny Dawn i jego była żona Geraldine Gates.
Nowi lokatorzy
Rok po dokonaniu zbrodni do domu przy 112 Ocean Avenue wprowadzili się George i Kathleen Lutz z trójką dzieci. Początkowo zdziwiła ich zaskakująco niska cena nieruchomości – 80 tys. dolarów. Ostatecznie jednak zdecydowali się na kupno domu w Amityville. Lecz marzenia o tym, by wieść spokojne życie w nowym miejscu szybko zamieniły się w koszmar. Lutzowie utrzymywali, że przy 112 Ocean Avenue od początku działy się trudne do wyjaśnienia rzeczy. Słyszeli tajemnicze dźwięki i głosy, okna same się otwierały, natomiast na ścianach pojawiała się dziwna ciecz. Córka Lutzów mówiła, że ma niewidzialną koleżankę, która miała kiedyś mieszkać w tym domu, ale została zamordowana przez swojego brata.
Z czasem w domu w Amityville miało miejsce coraz więcej paranormalnych zjawisk. Lutzowie twierdzili, że widzieli na śniegu ślady. W domu miał się też pojawiać demon ze świecącymi oczami. Nowi lokatorzy pod numerem 112 wytrzymali niespełna miesiąc. Uciekli z niego, twierdząc, że budynek jest nawiedzony.
Na tropie oszustwa
Na podstawie wydarzeń, których świadkami byli Lutzowie, Jay Anson napisał książkę „The Amityville Horror” wydaną w 1977 roku. Anson, ściśle współpracujący z Lutzami podczas pracy nad publikacją, umieścił w niej mrożące krew w żyłach opowieści. Rodzina Lutzów miała słyszeć szepty, odczuwać na skórze obcy dotyk. George miał słyszeć głosy, które nakłaniały go do zamordowania rodziny, natomiast jego żona Kathleen rzekomo lewitowała nad łóżkiem. Do domu sprowadzono księdza; duchowny wyznał, że po przekroczeniu progu wyczuł zło, a gdy wrócił do siebie, źle się poczuł. Przeprowadził nieudany egzorcyzm, po którym zjawiska przybrały na sile.
Książka „The Amityville Horror” okazała się sukcesem – sprzedała się milionie egzemplarzy. W 1979 roku na ekrany trafił film „Horror Amityville”. Okazał się hitem; zarobił 86 mln dolarów. Zaczęto kręcić jego kontynuacje. Sprawą musieli się więc zainteresować badacze zjawisk paranormalnych. A ci szybko zaczęli poddawać w wątpliwość niestworzone historie opowiadane przez Lutzów. W dniu, gdy Lutzowie mówili, że widzieli na śniegu tajemnicze ślady, w Amityville śnieg… w ogóle nie padał. Utrzymywali, że przerażeni nadprzyrodzonymi zjawiskami zadzwonili na policję, jednak ich zgłoszenia nie odnotowano. Lutzowie nie przeszli również testu na wykrywaczu kłamstw.
Między kłamstwem a prawdą
Czy możliwe więc, że cała historia została wymyślona? To bardzo prawdopodobne. George i Kathleen Lutzowie byli zadłużeni – prowadzona przez mężczyznę firma zalegała z podatkami, mieli również problem ze spłatą kredytu hipotecznego. Okazało się, że razem z Jayem Ansonem podzielili się wpływami ze sprzedaży książki, na której Lutzowie mieli zarobić 900 tys. zł. W 2000 roku George Lutz przyznał się, że cała historia była zmyślona.
Gdy dom znalazł nowych lokatorów – Jima i Barbarę Cromartych, ci stwierdzili, że nie doświadczają żadnych nadprzyrodzonych zjawisk. Również kolejni lokatorzy nie mieli styczności z niewytłumaczalnymi wydarzeniami.
Mimo to słynny dom w Amityville do dziś interesuje badaczy zjawisk paranormalnych, a miłośnicy horrorów wciąż pielgrzymują pod numer 112 przy Ocean Avenue. W mrożących krew w żyłach opowieściach może być zresztą ziarno prawdy. Gry kręcono „Horror Amityville”, członkowie ekipy utrzymywali, że zdarzało im się budzić o trzeciej nad ranem bez żadnej przyczyny. W 2013 roku Daniel Lutz, który miał dziewięć lat, gdy zamieszkał z rodziną w Amityville, w filmie „My Amityville Horror” wyznał, że wszystkie wydarzenia opisane w książce Jaya Ansona były prawdziwe.
Ewa Podsiadły-Natorska