Rozwój nowoczesnych technologii w większości traktujemy jako szansę. Młodzi Polacy dorastają w zupełnie innym świecie, niż ich starsze rodzeństwo i rodzice. W niemal każdym domu znajduje się przynajmniej jeden komputer ze stałym łączem internetowym, statystyczny kilkulatek ma do dyspozycji własnego smartfona i tablet. To dla nich normalność, bo nigdy nie zaznali innego życia. Trudno się zatem dziwić, że nie wyobrażają sobie funkcjonowania bez Sieci.
Mimo wszystko, kolejne szkoły próbują ograniczać to zjawisko. Nauczyciele alarmują, że uczniowie zamiast skupiać się na obowiązkach, są znacznie bardziej zajęci swoimi telefonami. SMS-ują, korzystają z Facebooka, wysyłają zdjęcia na Snapchacie i wytrwale budują swój internetowy wizerunek, zamiast choć przez chwilę poświęcić się nauce. Dyrektorowie placówek wymyślają kolejne sposoby, aby ukrócić ten proceder.
W regulaminach wielu placówek pojawia się zapis o zakazie korzystania z telefonu w czasie lekcji, a w skrajnych przypadkach także na przerwach. Znane są również sytuacje, kiedy zmusza się uczniów do zdeponowania komórki u nauczyciela. Urządzenie wraca do ich rąk dopiero po lekcjach. Trudno powiedzieć, by było to najlepsze rozwiązanie.
Problem obecny jest nie tylko w Polsce, o czym najlepiej świadczą kolejne propozycje Komisji Europejskiej. Unijni urzędnicy od lat postulują zakaz korzystania z telefonów we wszystkich europejskich szkołach. Oczywiście w trosce o najmłodszych, którzy nie radzą sobie z groźnym uzależnieniem i zamiast chłonąć wiedzę, zajmują się głupstwami. Ze szkół zniknąć ma także sieć Wi-Fi, która tylko pogłębia problem.
Pomysłom z Brukseli z życzliwością przygląda się wielu nauczycieli i dyrektorów szkół z naszego kraju. Od dłuższego czasu alarmują, że telefony i tablety to już prawdziwa plaga. Młodzi ludzie korzystają z nich nie tylko na przerwach, ale coraz częściej także w czasie zajęć. Na razie nic z tego nie wynika, bo nie ma zgody wszystkich państw na wprowadzenie takiego zakazu.
Znaleziono jednak inny sposób. Szkoły nie czekając na unijne, ani krajowe prawo, same zakazują uczniom korzystania z telefonów na swoim terenie. Taki zapis widnieje w regulaminach niektórych placówek. Jak się okazuje – BEZPRAWNIE.
Takiej możliwości nie daje im żadna obowiązująca w Polsce ustawa. Co za tym idzie – dyrektorzy działają wyłącznie na własną rękę, a wprowadzony zakaz bardzo łatwo obalić. Wystarczy skarga jednego ucznia lub jego rodziców. Zakaz korzystania z telefonu można w końcu potraktować jako ograniczenie własnej wolności. Czy ministerstwo planuje coś z tym zrobić?
- Dostrzegamy ten problem, ale nie chcemy zapisywać możliwości wprowadzenia takiego zakazu przez dyrektorów w ustawie. Nie zamierzamy się konfliktować z częścią rodziców, którzy zatroskani o swoje dzieci, chcą mieć z nimi bieżący kontakt telefoniczny - mówi Tadeusz Sławecki, sekretarz stanu w Ministerstwie Edukacji Narodowej w rozmowie z „Dziennikiem Gazetą Prawną”.
A jak to wygląda w Waszych szkołach?