Można udawać, że jest inaczej, ale ściąganie to nieodłączny element polskiej edukacji. Nieuczciwi uczniowie czują się bezkarni, bo nikt ich z tego powodu nie piętnuje. Młodzież bez żadnych oporów korzysta z podobnych „pomocy naukowych” na sprawdzianach, a nawet w czasie matury. To nie oszust powinien się wstydzić, ale osoba, która wolała się nauczyć albo dała się przyłapać na ściąganiu. Czy uda się to kiedyś zmienić? Pewien student próbował, ale kiepsko na tym wyszedł.
W ostatnich dniach głośno jest o egzaminie przeprowadzonym w warszawskiej Szkole Głównej Handlowej. W czasie zaliczenia z języka niemieckiego jeden z żaków zauważył, że jego koleżanka w bezczelny sposób pomaga sobie gotowcem wyświetlonym na ekranie jej telefonu komórkowego. Zamiast przymknąć oko na oszustwo, postanowił zachować się uczciwie.
Kamil, bo tak ma na imię bohater tej historii, nie tylko poinformował wykładowcę o zaistniałej sytuacji, ale domagał się także ukarania nieuczciwej studentki. Dalszego ciągu można było się spodziewać...
„Bardzo chciałbym zobaczyć jak poradzi sobie w REALNYM życiu zawodowym student, który doniósł na koleżankę ściągającą podczas egzaminu. Ekstremalnie żenująca sytuacja, która powinna być napiętnowana równie surowo co samo ściąganie albo może i bardziej bo ściągający szkodzi sam sobie, a donosiciel z premedytacją szkodzi koleżankom i kolegą, co nie przekłada się na żadne wymierne efekty, bo kto ma sobie nie poradzić w przyszłości ten i tak sobie nie poradzi. Piąteczka na egzaminie nic tu nie zmienia. #ŻAL” - komentuje na Facebooku jeden ze studentów (pisownia oryginalna).
„Proszę Pani a ona ściąga... Współczuje Wam jak natraficie na takiego Kamila w życiu zawodowym. Zniszczy Was bez mrugnięcia okiem” - dodaje inny.
„Doniósł, bo chciał zaszkodzić. Przecież ona swoim ściąganiem nikomu nie szkodziła poza sobą - życie zweryfikuje jej wiedzę. A kto nie ściągał nigdy - niech pierwszy rzuci kamieniem. Uczelnia stanęła za konfidentem, ale niejeden z prof. ma na koncie plagiaty i wykorzystywanie pracy swoich studentów. Kamil nie potrafił już być lepszy, zatem chciał, aby było więcej gorszych. Niesiołowski podczas przesłuchania w SB doniósł na swoją narzeczoną... Boże, chroń przed Kamilami” - podsumowuje kolejny student.
Oszustka przyznała się do winy i została ukarana przez prowadzącego zajęcia. Studentka zakończyła egzamin z oceną niedostateczną i będzie musiała podejść do niego jeszcze raz. Tym razem nie uda jej się raczej niczego przepisać z telefonu. Dziewczyna nie jest jedyną poszkodowaną w tej sytuacji. Dostało się także jej koledze z grupy, który zdaniem rówieśników zachował się nielojalnie.
Chłopak od kilku dni jest obrażany w Internecie. Znajomi z roku nie szczędzą pod jego adresem słów krytyki. Według nich jest „konfidentem” i „frajerem”. To najdelikatniejsze opinie znalezione na Facebooku. Ściągająca koleżanka może liczyć na pełne wsparcie grupy, a z „donosicielem” nikt nie chce mieć już nic wspólnego.
Kolejny raz okazało się, że uczciwość nie popłaca. Na szczęście z pomocą wyszły władze uczelni.
Władze Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie nie mogły dłużej udawać, że nic złego się nie dzieje. Dotarły do nich informacje o linczu, którego ofiarą stał się uczciwy student, a nie jego koleżanka-oszustka. Na uczelni ruszyła niedawno akcja „Nie ściągaj. Bo to wstyd!”. W ten sposób instytucja chce przywrócić zdrowe proporcje, kiedy to ściągający powinien być piętnowany, a nie osoba, która przewinienie ujawnia.
„Cenimy uczciwość w życiu, pracy i w działalności akademickiej. Kształcimy profesjonalistów, a naszym priorytetem jest przekazywanie wiedzy i wpajanie postaw, które wpływają pozytywnie na życie w społeczeństwie. Wszystkie uczelnie, szkoły, organizacje i osoby, którym przyświecają podobne wartości zapraszamy do przystąpienia do akcji: NIE ŚCIĄGAJ. BO TO WSTYD! #niesciagajbowstyd #SGHniesciaga” - czytamy na facebookowej stronie inicjatywy.
Akcja nie przekonała wszystkich studentów...