Trudno powiedzieć, ilu nauczycieli wykonuje swój zawód z powołania, a ilu z konieczności. Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że tylko nieliczni z nich wykazują pasję i zaangażowanie, a zdecydowana większość przychodzi do pracy niemal za karę. Koniecznie chcą stać się autorytetami, a zostają największymi wrogami młodzieży. Nie znoszą sprzeciwu, nie dopuszczają do głosu, nie pozwalają swobodnie myśleć i wyrażać swoich opinii. Ich działalność to w skrócie jedno wielkie „NIE”.
Uczniowie twierdzą, że winna jest ich frustracja, niezrozumienie, przepaść pokoleniowa i zwykłe lenistwo. Nauczyciele bronią się, twierdząc, że młodzi ludzie nie mają dla nich szacunku i potrafią wykazywać jedynie postawę roszczeniową. Prawda, jak zawsze, leży gdzieś pośrodku, ale jedno nie ulega wątpliwości – profesjonalnie przygotowany pedagog nie może ulegać skrajnym emocjom i wykorzystywać swojej przewagi.
Chyba nie ma w Polsce osoby, która przeszła przez kolejne etapy edukacji i nie trzyma w swojej pamięci przykrych doświadczeń z nauczycielami. Każdy z nas przynajmniej raz był odbiorcą lub świadkiem skandalicznych uwag z ich strony. Swoimi spostrzeżeniami podzieliły się z nami uczennice klasy maturalnej jednego z warszawskich liceów. Co najbardziej je oburzyło?
- To miało miejsce chyba w ostatniej klasie gimnazjum. Wszyscy wiedzieli, że w domu jednego z kolegów się nie przelewa, ale nikt nie robił z tego problemu. Traktowaliśmy go normalnie, bo to przecież nie jego wina. Nie słyszałam, żeby ktoś go kiedyś wyśmiał lub obraził z tego powodu. Tyle się złego mówi o młodzieży, a jednak to nauczycielka okazała się największym chamem w towarzystwie. Była zbiórka na wycieczkę, którą mieliśmy mieć w ramach lekcji biologii. Mieliśmy się zdeklarować czy idziemy i wpłacić po 30 zł za bilety do muzeum i ogrodu botanicznego. Czytała kolejno listę, mówiliśmy, czy się wybieramy, a kto miał ten już wpłacał. Kiedy przyszła pora na kolegę, to ona stwierdziła, że „głupio się pyta, bo przecież tego nigdy na nic nie stać”. On to wytrzymał, ale ja miałam ochotę ją zbesztać – wspomina Weronika.
- Nigdy w życiu się mocno nie malowałam, więc nie wiem skąd taka reakcja mojej wychowawczyni. Raczej jej nie lubiliśmy, bo była bardzo stara i w ogóle nas nie rozumiała, ale zazwyczaj trzymała język za zębami. Tym razem mnie się dostało. Na zakończenie pierwszej klasy liceum, a wtedy okazało się, że ona idzie na emeryturę i nas zostawia, trochę się pomalowałam. Przecież nie ja jedyna. Kiedy odbierałam z jej rąk świadectwo, to ona kazała mi stanąć przy tablicy. Myślałam, że mnie jakoś wyróżni, albo coś. I wtedy wyskoczyła z tekstem „Tak właśnie wygląda stara maleńka. Dziewczęta, trzeba się szanować”. Ciśnienie mi podskoczyło, łzy napłynęły do oczu. Wzięłam świadectwo i wyszłam bez pożegnania. To przezwisko do dzisiaj za mną chodzi – opowiada nam Dorota.
- To byłoby nawet śmieszne, gdyby nie chodziło o dorosłą kobietę, która miała być dla nas wzorem. Podobno tylko jej się wyrwało, bo najlepszą odpowiedzią na chamstwo jest chamstwo, ale ja byłam zszokowana. Siedzieliśmy cicho w sali, pisaliśmy sprawdzian i nagle jeden z kolegów wypalił do drugiego, żeby spier***. Chodziło o to, że chciał od niego ściągnąć, a ten mu nie pozwalał. Nauczycielka zabłysnęła i wrzasnęła, żeby sami „spier*** z klasy, jeden za chamstwo, drugi za ściąganie”. Potem nas za to przepraszała, ale jedna dziewczyna doniosła na nią do dyrekcji. Podobno dostała naganę i do dzisiaj jest strasznie grzeczna – wspomina Iza.
- Tego się po naszej wychowawczyni nie spodziewałam. Odważyliśmy się donieść na naszą nauczycielkę od chemii. Ewidentnie nas gnębiła i mało brakowało, a oblałaby połowę z nas. Jedno mówiła, drugie robiła, a na dodatek strasznie się do nas odzywała. Co na to nasza rozsądna wychowawczyni? Stwierdziła, że spróbuje z nią porozmawiać, ale niczego nie obiecuje, bo przecież „sami wiemy, jak może się zachowywać kobieta, której brakuje faceta”. Wygadała się, że to stara panna, o czym nie mieliśmy pojęcia. Śmialiśmy się, ale uważam, że przesadziła – dodaje Weronika.
- Pan od WF-u w gimnazjum spowodował, że bałyśmy się chodzić na jego lekcje. Zachowywał się jak stary erotoman. Siwiejący facet z brzuszkiem miał nas uczyć kultury fizycznej, a sam nie miał nic wspólnego ani z kulturą, ani z dobrą formą. Nie wiem, może on to traktował jako żarty, ale często słyszałyśmy, że teraz biegnie „ta z najzgrabniejszymi nogami”, „nie bój się upaść, przecież masz na czym usiąść”, „zobaczcie, jak działa grawitacja” (wskazując na piersi biegnącej koleżanki). Ciągle jakieś uwagi o naszym wyglądzie i dwuznaczne teksty. Jak skakałam przez kozła, to radził, żebym sobie wyobrażała, że to mój chłopak, a jak inna dziewczyna zgłosiła nieprzygotowanie, bo miała okres, to stwierdził, że jego była żona też się tak tłumaczyła – wspomina Agnieszka.
A Wy jakie skandaliczne teksty wspominacie z czasów szkolnych?